"Mask Singer": czerstwych żartów ciąg dalszy. Tego się nie da oglądać
12.03.2022 21:35, aktual.: 12.03.2022 21:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Drugi odcinek nowego show TVN "Mask Singer" już za nami. Zapowiadany jako "najbardziej szalony i tajemniczy program" w polskiej telewizji rzeczywiście stanowi zagadkę: dla kogo w ogóle powstał?
Drugi odcinek programu "Mask Singer" był na podobnym poziomie, co pierwszy - niezbyt wysokim. W zasadzie niewiele się tu zmienia, więc raczej nie ma co oczekiwać, że kolejne odcinki czymś nas zaskoczą. Celebryci w wymyślnych kostiumach odśpiewują mniej lub bardziej umiejętnie znane piosenki, a czworo "detektywów" zgaduje, kto się kryje za maską.
Co jest nie tak z tym show? Przede wszystkim jest strasznie sztuczny i drętwy. Detektywi, czyli Kuba Wojewódzki, Joanna Trzepiecińska, Julia Kamińska i Kacper Ruciński, podrygują na stojąco do każdej piosenki, udając, że się świetnie bawią. Nie ma między nimi żadnej chemii, nie ma też emocji, bo nikt tu niczego nie wygrywa. Po prostu znani ludzie udają, że się dobrze bawią, patrząc, jak inni znani ludzie wygłupiają się na scenie.
I teraz wyobraźcie sobie Kubę Wojewódzkiego, któremu ktoś nakazał udawać entuzjazm i zakazał rzucania ciętych żartów. - To jest najlepszy program, w jakim byłem, bo mogę pogadać z prysznicem i poprzytulać się do tortu – mówi "król TVN-u", niebezpiecznie zbliżając się stylem humoru do Filipa Chajzera. I pomyśleć, że ten sam Kuba Wojewódzki kilka miesięcy temu dogryzał Andrzejowi Sołtysikowi w "Dzień Dobry TVN", mówiąc: - Ja jestem człowiekiem niezależnym materialnie i mnie z telewizji można wyrzucić w każdej chwili. Moje życie się nie zmieni. Ja nie jestem konferansjerem, rozumiesz. Ja robię telewizję, a nie pracuję w telewizji.
Ciekawe, bo patrząc na "Mask Singer", widzę ludzi, którzy siedzą tam wyłącznie dla pieniędzy.
Po raz kolejny "detektywi" serwowali nam czerstwe żarty, a aktorzy pośród publiczności udawali niezadowolenie z wyników głosowań. Julia Kamińska w ubiegłym tygodniu bardzo chciała, by tortem okazał się Jarosław Gowin, a tym razem pod kostiumem koguta dopatrzyła się Donalda Tuska.
Na wieść, że ktoś ukryty pod kostiumem koguta jest "z tą samą kokoszką" od 20 lat, Trzepiecińska rzuciła: - Czyli to nie jest Jacek Kurski.
Szkoda, bo gdyby to Kurski pląsał po scenie w TVN przebrany za koguta, można by uznać, że "Mask Singer" rzeczywiście ma widzom do zaoferowania coś… wyjątkowego.
Pod koniec odcinka z programu odpadła ośmiornica, która wykonywała piosenkę "Sweet Dreams" Eurythmics. Okazało się, że pod maską ukrywał się Stefano Terrazzino, co odgadła Julia Kamińska. Na zakończenie Terrazzino wykonał swoją piosenkę jeszcze raz.
Tymczasem pozostaje pytanie: dla kogo w ogóle jest ten program? Jeśli dla dzieci, to po co puszczać go w sobotni wieczór? Po co dodawać polityczne żarty? Jeśli dla dorosłych… trudno mi wyobrazić sobie widza, który potrafi naprawdę dobrze się bawić podczas oglądania śpiewających stworów. Emocji zero, ryzyko usłyszenia bardzo źle wykonanej piosenki jest wysokie, a do tego sztuczność całego przedsięwzięcia wręcz poraża.
Jedyne, co warto pochwalić, to kostiumy. Widać, że fachowcy, którzy je przygotowują, wkładają w nie mnóstwo pracy i wyobraźni, a niektóre z nich, jak kostium ważki, to małe dzieła sztuki. Szkoda tylko, że to wszystko powstaje dla tak nędznego show.