Małgorzata Kożuchowska: Nie potrzebuję już błyszczeć...
03.11.2009 12:37
- Wiele osób twierdzi, że bez Hani Mostkowiak nie byłoby "M jak Miłość". Spotyka się Pani z takimi opiniami?
Dostaję wiele miłych listów i maili. Myślę, że gdybym nie miała świadomości, iż komuś moja praca jest potrzebna, że są ludzie, którzy czekają na kolejny odcinek serialu, bo daje im to siłę i pozytywną energię do działania, to nie wiem czy byłabym w stanie dłużej uprawiać ten zawód.
- Fani dodają energii?
Na pewno tak. Aktorstwo polega na nieustannym oddawaniu siebie. Swojej wrażliwości, emocji, wyobraźni i talentu. Jeśli nie ma odbiorcy, to aktorstwo przestaje mieć sens.
- Pani ceni publiczność?
Aktor bez publiczności nie istnieje. Pamiętam jak zaczynaliśmy kręcić nasz serial dziewięć lat temu. Po pierwszym roku, kiedy podchodziły do mnie kilkuletnie dzieci, zastanawiałam się, jak to możliwe, że one oglądają serial, który często opowiada bardzo poważne historie. Teraz te sześciolatki to już nastolatki...i wciąż są z nami.
- Pani stara się rozwijać?
Oczywiście. Gdybym się nie rozwijała, byłaby to moja wielka klęska. Dlatego zmieniam się, rozwijam i wciąż szukam dla siebie nowych zawodowych wyzwań. Bardzo cenię sobie pracę w Teatrze Narodowym, gdzie pracuję z najlepszymi w kraju reżyserami i aktorami. Wraz z upływem lat mam coraz większe doświadczenie, ale też coraz większy dystans do tego, co się robi.
- Hania Mostkowiak chyba nie ma takiego dystansu?
Na pewno ma mniejszy dystans niż ja. Wiem, że są takie sytuacje w życiu, kiedy trzeba spokojnie przeczekać, policzyć do dziesięciu, ochłonąć i dopiero potem podjąć decyzję. Nie wolno reagować jak raptus! Ja tylko wcielam się w rolę Hanki Mostowiak, a ona nie jest mną, więc mamy prawo być różne. W życiu raczej nikt nie myli mnie z Hanią.
- W życiu Pani bohaterki same kontrowersje. Czy alkoholizm to dla Hanki mocne zderzenie z rzeczywistością?
Tęskniłam za rysą na tej postaci. W życiu nie jest tak idealnie, czasami trzeba się potknąć, a czasami nawet upaść, aby się podnieść. Ten upadek mojej bohaterki był potrzebny. Jej alkoholizm jest wynikiem nawarstwienia się problemów. Hania czuje, że nie ma już wyjścia. Musi znaleźć sobie teraz jakąś furtkę. Mąż za granicą, kłopoty z dziećmi, problemy w pracy. Właściwie została sama na "polu bitwy". Teraz mamy już piramidę problemów, z którą moja bohaterka musi sobie jakoś poradzić.
- Myśli Pani, że sobie poradzi?
Podoba mi się to, że Hanka ma siłę wewnętrzną, że potrafi sobie poradzić i wydostać się z największych tarapatów. Według badań okazuje się, że kobiety o wiele częściej i o wiele łatwiej niż mężczyźni popadają w nałogi, ale też o wiele lepiej potrafią z nimi walczyć. - Niektórzy mają wrażenie, że Pani bohaterka utonie w tym kieliszku. Osobiście uważa Pani, że można wyjść z takich nałogów?
Myślę, że w takich sytuacjach jest potrzebne wsparcie drugiego człowieka. Najtrudniej jest wyjść z kłopotów samemu. Jeśli ktoś czuje się osamotniony, nie ma żadnego wsparcia, to jest mu bardzo, bardzo trudno. Hania na szczęście ma rodzinę, dzieci i teściów. Nie żyje na pustyni. Nie jest singielką, która nagle została pozostawiona sama sobie. Jest osobą odpowiedzialną i wie, że ciąży na niej obowiązek wychowywania dzieci. To jest początek mechanizmu wracania do rzeczywistości i wychodzenia z nałogu.
- Niektórzy za nałóg uważają również przesadne dbanie o siebie. Pani chyba tego nie robi, choć to zastanawia, że cały czas wygląda Pani olśniewająco?
To moje wewnętrzne światło (śmiech). Bije ono z serca i umysłu. Kocham życie. Lubię ludzi i staram się lubić również siebie.
- Akceptuje się Pani w pełnym wymiarze?
Oczywiście, że nie! Jestem kobietą. Staram się, żeby drobiazgi nie przesłoniły mi sedna. Natomiast nie przejmuję się rzeczami, na które nie mam wpływu. Jestem świadoma swoich niedoskonałości i pracuję nad nimi. Czasami je tuszuję. Moje wady nie mogą jednak stanowić o moim samopoczuciu, bo nie mogłabym uprawiać tego zawodu.
- A eksperymentuje Pani z modą?
W granicach rozsądku. Kiedyś miałam większą ochotę na "drastyczne eksperymenty", dziś mam swoich ulubionych projektantów.
- I więcej odwagi?
Myślę, że to jest zaleta młodości. Po prostu teraz pewnych rzeczy mi nie wypada. Jestem bardziej świadoma tego, co mi się podoba mając to na sobie, a nie co ładnie wygląda tylko na modelce albo na zdjęciu. Wtedy wiem, że sama bym już tego nie włożyła. Kiedyś, jako nastolatka, bardzo lubiłam zwracać na siebie uwagę. Miałam na siebie mnóstwo pomysłów. Uważałam, że gdy coś wymyślę, dam tym samym komunikat o tym, jak bardzo jestem odważna i oryginalna. Wtedy nie bałam się eksperymentów. Taka byłam, ale zmieniłam się i nie potrzebuję już "błyszczeć".
- Lubi robić Pani zakupy w modnych sklepach poza Polską?
Lubię. Tam nikt mnie nie zna, więc robienie zakupów daje większy komfort. Owszem, czasem zdarza się, że gdzieś na końcu świata spotykam rodaka, który kiedyś wyemigrował, a teraz satelitarne łącza pozwalają mu śledzić losy mojej bohaterki Hani Mostkowiak. To zawsze bardzo miłe spotkania.
- Dużo Pani podróżuje?
Sporo. W tym roku byłam we wspaniałych polskich górach, niedaleko Piwnicznej. Nie ma tam zbyt wielu turystów, a szlaki do końca nie są wydeptane. Cieszę się, bo mogłam zrywać jagody prosto z krzaczka. Byłam zachwycona i dobrze wypoczęłam.
Rozmawiał: Maciej Firmanty