Magda Gessler była zdegustowana: "Do cholery! To jest antyrestauracja!"
"Kuchenne rewolucje" dotarły do Częstochowy, gdzie Magda Gessler próbowała zrobić argentyńską restaurację.
Tym razem rewolucje dosięgły restauracji Diavolo w Częstochowie. W tym dwunastotysięcznym mieście życie toczy się w cieniu Jasnej Góry. Restaurację od ponad roku prowadzą przyjaciele Piotr i Przemek. Piotr wcześniej pracował w banku, a Przemek prowadził pizzerię. Razem postanowili otworzyć wspólną knajpę. Niestety klientom nie przypadła do gustu. Na pomoc wezwano Magdę Gessler.
Wnętrze nie zrobiło najlepszego wrażenia na Gessler. Zdobiące ściany jaszczurki z wystającymi jęzorami skwitowała słowem "masakra". Również karta nie zrobiła na niej najlepszego wrażenia. Pizza, dania meksykańskie i do tego żurek. – Co się uda, to podajecie – skomentowała.
Ostatecznie zamówiła… wszystko.
Gessler bardzo długo czekała na wydanie dań. Po 30 minutach dostała zupę meksykańską: - zgromadzenie tłuszczu, ostrego nieprzyjemnego smaku i potwornie rozwalonej wołowiny – skwitowała ją.
Później dostała pizzę z szynką parmeńską – śmierdzi – powiedziała i odstawiła, nie spróbowawszy.
Nie lepiej wypadł barszcz ukraiński – Jest do d… - powiedziała Gessler.
A gdy na stole wylądowało popisowe danie restauracji, czyli placek po węgiersku, restauratorka nie miała dla niego litości: - Wygląda jak narzygane. Przypalone mięso… chce się wam to jeść? Bo mnie nie – powiedziała, po czym wstała i wysypała zawartość talerza na bar.
- Do cholery! To jest antyrestauracja – rzuciła, wychodząc z knajpy.
Na drugi dzień Gessler przyniosła do Diavolo pizzę konkurencyjnej restauracji. Okazało się, że inne knajpy robią ją lepiej. Gessler stwierdziła, że właściciele powinni rozeznać się w konkurencji, zanim postanowili otworzyć restaurację – schrzaniliście to – powiedziała.
Później okazało się, że nie znali odpowiedzi na podstawowe pytania kulinarne. – Wy nie wiecie nic! – Krzyczała Gessler.
Po rozmowie z właścicielami poszła do kuchni. Kazała wyrzucić frytownicę i tanie wędliny. Mrożonki zapakowane w jednorazowe reklamówki wyrzucała na podłogę – To grozi zamknięciem knajpy. Trzeba mieć oryginalne opakowanie i datę ważności! – mówiła.
Wreszcie przyszedł czas na rewolucje. Gessler postanowiła, że restauracja zmieni nazwę na Chimichurri i będzie serwować steki. – Pierwsze danie to empanadas, czyli pierożki pieczone w piecu, w środku chorizo, siekane oliwki, pomidory, potem tęgi bulion na ogonach wołowych, który będzie podany z jajkiem w koszulce. Na drugie polędwica wcześniej zamarynowana i obsmażona – wymieniała Gessler.
Rewolucja przebiegała gładko, a kolacja wszystkim smakowała.
Po pracowitym dniu Gessler oceniła wszystkich pracowników bardzo pozytywnie, doceniając ich umiejętności i ciężką pracę.
- Wiedza i pasja mogą zwyciężać, ale dla załogi to dopiero początek drogi – powiedziała Gessler.
Do lokalu powróciła 4 miesiące później, gdyż z powodu pandemii nie mogła zrobić tego wcześniej.
Gessler oceniła empanadas jako suche, a sos chimichurri jako niesmaczny. Ale mięso uznała za dobre. Dostrzegła jednak, że szef kuchni się zmienił.
- Ja nie wiem, co mam teraz zrobić. Ceny są bardzo dobre, wnętrze jest cudowne, produkty są naprawdę dobre, tylko to nie jest ta restauracja.
Gessler wezwała nową szefową kuchni, która nie czuje kuchni argentyńskiej i kazała się jej douczyć.
- Restauracja broni się cenami i jakością mięsa, ale Argentyny tu nikt nie znajdzie – podsumowała restauratorka.