Ogłosili wyniki. Widzowie nie mieli litości
W "Love Island" single nie mają łatwo. W każdej chwili mogą opuścić luksusową willę i wrócić do domu. I choć przeważnie takie decyzje zapadają podczas tzw. przeparowania, tym razem to widzowie wybrali, kto odpada z programu.
28.09.2020 07:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Love Island" na półmetku. Widzowie pokochali format, w którym tempo nawiązywania relacji jest błyskawiczne. Uczestnicy od początku muszą ostro wziąć się do roboty. Nie znajdziesz sobie pary w kilka dni? Wylatujesz. Albo szybko się zakochujesz, albo obierasz odpowiednią taktykę. Wszystkie chwyty dozwolone. I nie ma przebacz. Wszystko musi dziać się w ekspresowym tempie: zauroczenie, zakochanie, wielka miłość. Dobrze, jeśli do tego dochodzi namiętność i pożądanie.
Pod koniec tygodnia następuje tzw. przeparowanie. Raz kobiety, a raz mężczyźni wybierają dla siebie partnerów. Tych samych lub zupełnie innych. "Odbijanie" sobie drugich połówek, rozkochiwanie sympatii koleżanki i miłosne polowanie na nowych mieszkańców staje zatem na porządku dziennym.
Od czasu do czasu następuje jednak nieoczekiwany zwrot akcji. W willi pojawia się prowadząca Karolina Gilon i ogłasza uczestnikom, że któryś z nich właśnie teraz musi spakować walizki i opuścić program. Tak też było i tym razem. Zgodnie z zasadą "single wracają do domu" jedna z czterech osób, która nie miała pary, usłyszała przykrą wiadomość. O tym, do kogo były skierowane te słowa, zadecydowali widzowie.
Fani uznali, że najmniejsze szanse na znalezienie miłości w programie ma Kamil (67,2 proc.) i to właśnie on, z miażdżącą przewagą nad rywalami, musiał opuścić Wyspiarzy. Czyżby wpływ na decyzję widzów miała telewizyjna przeszłość uczestnika?