Liroy bez ogródek o polityce. "To syf, bagno i szambo"
Liroy niebawem znów zaistnieje w show-biznesie. Wszystko za sprawą programu "Przez Atlantyk", w którym bierze udział. W najnowszym wywiadzie podsumował swoją karierę. Także karierę polityka.
W swojej karierze Liroy miał różne etapy, które wiązały się falą popularności lub jej brakiem. Był niegdyś jednym z najpopularniejszych raperów. W końcu zdecydował się działać jako polityk. Nie wszystkim się to spodobało. Teraz raper tłumaczy, dlaczego w ogóle zdecydował się wejść w ten świat.
- Jestem z dziada pradziada wojownikiem. Moi przodkowie wstydziliby się mnie, gdybym tylko gadał, a nic nie robił. Żeby coś dobrego zdziałać, potrzebne są zmiany w prawie. Legislacja nierozerwalnie związana jest z polityką. To w tym świecie wszystko się odbywa, tam zapadają wszelkie decyzje. Nigdzie indziej – wyjawił w wywiadzie udzielonym Plejadzie.
Dodał, że już jako młody chłopak interesował się tematyką społeczną i polityką. Dlatego też w tekstach, często nie przebierając w słowach, nawiązywał do sytuacji politycznej. Nie bał się też jasno określać, jeśli chodzi o poglądy. - Można powiedzieć, że byłem rewolucjonistą. – dodał.
Z czasem, zamiast wyrażać gniew i niezadowolenie w muzyce, postanowił działać. Stąd jego decyzja o dosłownym wkroczeniu do polityki.
- W pewnym momencie poczułem, że tym, co robię, już tylko przekonuję przekonanych. I zadałem sobie pytanie, czy nadal chcę polewać się tym sosem i udawać, że rzeczywistość wygląda, jak to, co widzę wokół siebie, czy rzeczywiście zamierzam zdziałać coś więcej. Wtedy zrozumiałem, że pewnie wyląduję w Sejmie. Miałem już dość obietnic różnych osób – tłumaczył.
Postawił sobie za cel m.in. legalizację medycznej marihuany. - Uważam, że ustawa o medycznej marihuanie, która przeszła jednogłośnie, jest ogromnym sukcesem. Nie tyle dla mnie, co dla ludzi. Ona pomogła naprawdę wielu osobom. Uczestniczyłem w tej walce o legalizację od wielu lat. Zależało mi na tym, by pacjenci nie byli traktowani jak przestępcy. (…) ONZ dwa lata temu zmieniło klasyfikację marihuany i już dawno powinno dojść u nas do implementacji tego przepisu – mówił w rozmowie z Plejadą.
Muzyk wyjawił też, jak opinia publiczna zareagowała na to, że zdecydował się wejść do świata polityki. - To śmieszne, bo zanim wszedłem do parlamentu, twierdzono, że jestem lewakiem. A gdy już zostałem posłem, nagle wszyscy uznali, że jestem skrajnym prawicowcem – skwitował.
Sam jednak ma sprecyzowane zdanie co do polityki. I jak się okazuje, nie zmieniło się od czasów, kiedy święcił triumfy popularności jako raper. - Polityka to syf, bagno i szambo. Zawsze tak uważałem. Wystarczy posłuchać kilku moich kawałków, żeby się o tym przekonać – stwierdził.