Kulisy programu Wojciechowskiej. Podróżniczka korzysta z pomocy ekspertów, ale nigdzie nie jest to odnotowane?
Program Martyny Wojciechowskiej "Kobieta na krańcu świata" cieszy się ogromną popularnością, a podróżniczka samotnie wychowująca dziecko jest wzorem do dla milionów kobiet. W internecie zawrzało, kiedy na portalu społecznościowym pojawił się wpis dotyczący kulis jej programu. Okazuje się, że produkcja korzysta z wiedzy ekspertów, którym nie płaci i o których nie wspomina w napisach końcowych, bo "tego wymaga fabuła programu".
11.05.2017 | aktual.: 12.05.2017 09:00
- Sontaktowała się dziś ze mną miła pani ze znanej prywatnej polskiej stacji telewizyjnej w imieniu prowadzącej - prominentnej podróżniczki i osobowości telewizyjnej (powiedzmy ze ma na imię Klaudyna albo Balbina, czy jakoś podobnie). Panie realizują dla niniejszej stacji program, w którym zajmować się będą m.in. zagadnieniami sztucznej inteligencji. Dziedzina nie jest im znana. Oczekiwały wobec tego mojego merytorycznego wkładu oświadczając, że nie mogą niestety tego wkładu uwzględnić ani w napisach końcowych ani w żadnej innej formie, bo widz musi wiedzieć, że prowadząca do wszystkiego doszła sama {wymogi formuły programu!}. Powiedziałam milej pani, że jeśli nie zaczniemy w kraju nad Wisłą nawzajem się szanować i honorować swojej pracy, zamiast hodować prekariat, to nie wydobędziemy się z żadnej pułapki średniego rozwoju i będziemy klepać biedę skręcając pralki dla tych, którzy te pralki będą wymyślać. Pani było przykro, ale nic nie mogła z tym zrobić. To dzieje się już któryś raz i myślę, że jest w Polsce zjawiskiem masowym. Nie martwię się specjalnie o swoją medialną ekspozycję, a moja praca szczęśliwie nie jest związana z mediami tylko z nauką. Myślę jednak o wszystkich tych, których takie rzeczy spotykają nieustannie. Dotyczy to zwłaszcza sektora edukatorów, nauczycieli, popularyzatorów, naukowców, także artystów, których praca nie jest doceniana, którym nie płaci się za transmisje wiedzy, których nazwisk się nie wymienia i ukrywa ich za plecami celebrytów - napisała na swoim profilu facebookowym Aleksandra Przegalińska-Skierkowska, polska filozofka, badaczka nowych technologii.
Pod postem pojawiło się wiele komentarzy. Internautów oburzył fakt, iż znana z telewizji podróżniczka i dziennikarka w ten sposób zdobywa uznanie.
- To kompromitacja mediów jest. I lansowanie prowadzących. Ola trąb o tym, niech to się roznosi. Niech pani Martyna zastanowi się trochę nad swoją wydmuszką. I niech do niej dotrze, że nie każda "misja" w jej zasięgu. Jestem oburzona - pisała jedna z internautek.
- Na tym właśnie w skrócie polega sztuczna inteligencja, ktoś sztucznie przypisuje sobie wiedzę i inteligencję - dodał ktoś inny.
- To się w głowie nie mieści, żeby ktoś oczekiwał nie tylko darmowego podzielenia się wiedzą ekspercką i to taką, na jaką pracuje się rzetelnie przez x lat, ale jeszcze zrzekł się bycia wymienionym jako rzeczony ekspert w napisach końcowych. Co za czasy. Ludzie mediów nie mają za grosz wstydu i sumienia" - pisali (we wszystkich komentarzach zachowano oryginalną pisownię).
Całą sytuację skomentowała nam sama zainteresowana. - Moim celem nie jest wytwarzanie negatywnych emocji wobec Pani Martyny Wojciechowskiej i jej zespołu - raczej pokazanie szerszego zjawiska, którego ofiara padł również ten zespół. Mam wrażenie, ze w Polsce istnieje kultura niehonorowania wkładu intelektualnego czy artystycznego, w której przyjmuje się, że to jest oczywiste ze ktoś się dzieli wiedza a jednocześnie nie traktuje tego jako pracy. Wydaje mi się, że ta forma wyzysku generuje sytuacje braku zaufania społecznego i niszczy też społeczne więzi. Zjawisko jest dość nagminne i myślę ze stad tez fala reakcji osób, które zostały nim pokrzywdzone. - napisała w oświadczeniu przesłanym WP Teleshow.
Poprosiliśmy o komentarz rzeczniczkę Martyny Wojciechowskiej, a także stację TVN i produkcję programu "Kobieta na krańcu świata". Nie dostaliśmy jednak dotąd żadnej odpowiedzi.