Krzysztof Ziemiec uratował żonę i dzieci. Jego ciało było poparzone w 40 proc.
Krzysztof Ziemiec jest kojarzony z rolą prezentera "Teleexpressu". Wcześniej jednak prowadził "Wiadomości" w TVP, pracował w TVN24 i radiowej Trójce. Nie każdy wie, że Ziemiec tuż przed 41. urodzinami otarł się o śmierć. I ryzykował własnym życiem, by uratować od pożaru całą swoją rodzinę.
26 czerwca Krzysztof Ziemiec skończył 55 lat. Dla prezentera "Teleexpressu" ogromne znaczenie ma też 22 czerwca. Właśnie tego dnia w 2008 r. w jego mieszkaniu wybuchł pożar. Dziennikarz odniósł bardzo poważne obrażenia, ale wiedział, że musi się poświęcić, by uratować śpiącą żonę i dzieci.
Do pożaru doszło w czasach, gdy Ziemiec od kilku lat był prezenterem Telewizji Polskiej. Wcześniej pracował w TVN24, dokąd trafił z radiowej Trójki. To właśnie radio było jego pierwszą miłością i spełnieniem marzeń o zawodzie dziennikarza. W czasach studenckich chciał bowiem iść w ślady ojca inżyniera (matka jest stomatologiem). Ale po zdobyciu wykształcenia jako specjalista od budowy wodociągów i oczyszczania wody, poszedł na dziennikarskie studia podyplomowe i w 1994 r. trafił na staż do Trójki.
Pamiętny pożar wybuchł w jego mieszkaniu na drugim piętrze bloku na warszawskim Ursynowie 22 czerwca 2008 r. To była niedziela. Żona Ziemca przed snem podgrzewała w kuchni parafinę kosmetyczną i zapomniała ją wyłączyć.
- Wyszedłem z wanny, w kuchni zobaczyłem łunę. Parafina uległa samozapłonowi - wspominał Ziemiec w wywiadzie dla Poranny.pl.
Dziennikarz od razu przykrył garnek pokrywką, licząc, że odcięcie powietrza zdusi ogień, ale wtedy nastąpił wybuch.
- Chciałem to wynieść. Nie pomyślałem, że garnek był rozgrzany do czerwoności i wypadnie mi z rąk. Płonąca parafina oblała mnie i podłogę. W ten ogień padałem, wstawałem - opowiadał Ziemiec.
Ogień zajął nową szafkę w korytarzu, nad którą znajdowały się korki. - Przepaliły się, wszystko wysadziło. Trwało to sekundy, może minuty" – relacjonował dziennikarz.
Ziemiec szybko zrozumiał, że jeżeli nie otworzy płonących drzwi wejściowych, to cała rodzina nie będzie miała drogi ucieczki. Poświęcił się więc, płacąc za swój heroizm wysoką cenę.
Ponad 40 proc. jego ciała uległo poparzeniu drugiego i trzeciego stopnia. Lekarze przez dwa tygodnie walczyli o życie dziennikarza w szpitalu. Udało się, jednak Ziemca czekała długa i bolesna rehabilitacja. Aż 1,5 roku zajęło mu dochodzenie do siebie po pożarze. Przez długi czas nie mógł normalnie jeść, ani nawet siedzieć. Przez pół roku jeździł do ośrodka rehabilitacyjnego, leżąc na tylnej kanapie samochodu.
Krzysztof Ziemiec nie ukrywa, że walka o powrót do sprawności była bolesna i męcząca. Z początku brakowało mu motywacji, by przezwyciężać ból i dawać z siebie wszystko. Trud jednak popłacił, gdyż równo 1,5 roku po pożarze, w wigilię Bożego Narodzenia 2009 r., wystąpił przed kamerami jako gospodarz "Wiadomości".