Kolejny odcinek "Kuby Wojewódzkiego" nie zawiódł. Ewa Błachnio i Marcin Różalski dostarczyli widzom niezłej rozrywki
Piękna i bestia, tak można podsumować gości samozwańczego "króla TVN". Wojewódzki pierwszy raz od dłuższego czasu wykazał się klasą i okazał szacunek swoim rozmówcom. Nie zabrakło odważnych wyznań i deklaracji. Największym zaskoczeniem był polityczny coming out "Różala".
"Perła kobieta", przedstawił Wojewódzki swojego pierwszego gościa. Kuba zachwycał się niezwykłym talentem komediowym oraz charyzmą Ewy Błachnio. Artystka już na samym początku zaskoczyła gwiazdora i skomplementowała jego aparycję.
- Chciałam powiedzieć, że jesteś bardzo przystojnym mężczyzną. Z roku na rok coraz bardziej - powiedziała. Dziennikarz nie pozostał jej obojętny i poprosił o soczysty pocałunek. Oj, ciekawe, co na to Renata?
Błachnio narzuciła mocne tempo i rzucała ciętymi ripostami. Trzeba przyznać, że mało kiedy Kuba szanuje swoich gości. Tym razem było zupełnie inaczej. Wojewódzkiemu zaświeciły się oczy, kiedy dowiedział się Ewa jeździ Harleyem Davidsonem.
- Strasznie skoczyło mi powodzenie wśród tirówek. One nie rozróżniają, kto jest schowany za kaskiem - powiedziała i dodała z przekąsem, że kiedyś chyba zjedzie na pobocze.
Kiedy Błachnio dodała, że kilka razy była mylona z Agnieszką Chylińską, Wojewódzki poprosił, żeby zaśpiewała. Trzeba przyznać, że ma nie tylko zadziorny charakter, ale również rockowy wokal. Wojewódzki zachwycał się również talentem aktorskim swojego gościa. Okazuje się, że w 2014 r. Ewa zdała eksternistyczny egzamin na aktora dramatu przed komisją egzaminacyjną ZASP. Wielokrotnie podkreślała, że została kabareciarzem całkiem przypadkowo.
Kolejnym gościem był "polski Conan Barbarzyńca". Kiedy 2 lata temu Marcin Różalski odwiedził show Wojewódzkiego, dziennikarz obiecał przekazać na konta fundacji wspieranych przez "Różala" 100 tys. zł w zamian za możliwość uderzenia sportowca. Choć tym razem nie byliśmy świadkami żadnych zakładów, emocji nie brakowało.
Rozmowa szybko zeszła na temat wiary. Choć kickboxer i zawodnik MMA nie ukrywa, że nie wierzy w żadnego boga, okazuje się, że w dzieciństwie był ministrantem. Jednak szybko uściślił, że nie zrobił tego z pobudek religijnych. Chodziło wyłącznie o ambicję i rywalizację.
- Mając 6 lat, miałem swój cel, chciałem być zawodnikiem alfa. Zawsze chciałem z kimś konkurować o wszystko - mówił. Ostatecznie został jednak wyrzucony m.in. za picie wina. Co ciekawe, Marcin wziął również ślub kościelny.
- Nie przysięgałem panu w prześcieradle i sukience, tylko przysięgałem mojej żonie. Chodzi wyłącznie o tradycje - powiedział.
Nie zabrakło również wątków politycznych. "Różal" przyznał się, że szanuje w rządzie PiS-u dwóch polityków. Jednym z nich jest Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości. Choć Wojewódzki, który nie jest fanem partii Jarosława Kaczyńskiego, był zdumiony wyznaniem sportowca, ze względu na szacunek do Marcina, wyjątkowo nie był złośliwy.
Co ciekawe, okazało się, że przed laty Różalski był nieśmiałym chłopakiem, który miał problemy z podrywem.
- Bardzo dużo bzykałem na lisa - powiedział i dodał "czaisz się całą noc, a rano wracasz do domu". Kuba nie krył zdziwienia. Trzeba przyznać, że ostatni odcinek był inny niż zwykle. I to pod wieloma względami. Oglądaliście?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl