Katarzyna Bosacka nie odpuszcza Robertowi Lewandowskiemu. "To są szybkie pieniądze, ale bardzo głupie"
Dziennikarka tłumaczy się z krytyki pod adresem piłkarza, twierdząc, że ona sama odrzuciła udział w reklamie, za który mogłaby zarobić milion złotych. Uważa, że promowanie swoim nazwiskiem niezdrowych produktów jest niezgodne z jej poglądami i nadszarpnęłoby to jej wiarygodność.
04.08.2017 | aktual.: 04.08.2017 09:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Bosacka dodała ostatnio na Facebooku wpis, w którym skrytykowała reklamę z udziałem Roberta Lewandowskiego. Gwiazda TVN Style zauważyła pewien zgrzyt między propagowaniem przez piłkarza i jego żonę zdrowego stylu życia a reklamowaniem gazowanego napoju. Bosackiej nie przekonały argumenty, że zawodnik Bayernu może być zobowiązany kontraktem i musiał wziąć udział w spocie.
- Panie Robercie Lewandowski naprawdę wstyd! Jest Pan sportowcem uwielbianym przez miliony Polaków także tych najmłodszych, pana żona jest propagatorką zdrowego jedzenia a reklamuje pan napój gazowany z kofeiną, ten najbardziej znany na świecie, ten który jest jedną z przyczyn otyłości. Szkoda że kasa jednak jest najważniejsza... - napisała (zachowano oryginalną pisownię).
Choć od tego wpisu minęło już kilka dni, Bosacka nie wycofała się ze swoich słów. Mało tego, jak przyznała w najnowszym wywiadzie, sama otrzymała kiedyś propozycję wzięcia udziału w reklamie. Honorarium miało wynieść aż milion złotych. Prezenterka odrzuciła jednak ofertę, bo nie potrafiłaby później spojrzeć widzom w twarz.
- Mam poczucie, że naruszyłam świętość narodową. Zresztą sama jestem dumna z pana Roberta Lewandowskiego. Nie było tam nic obraźliwego. Rzeczywiście wyraziłam dosyć ostro swoją opinię, ale kto, jeśli nie ja? (...) Musimy też wziąć na siebie tę odpowiedzialność, że firmujemy swoją twarzą coś niezdrowego. Miałam w swoim życiu bardzo dużo propozycji reklamowych, bo na początku programu "Wiem, co jem" wszyscy chcieli nas zniszczyć np. producenci żywności. Właściciele sklepów wyrzucili nas po pierwszym sezonie. (...) Potem to się zmieniło. Od kilku lat producenci, super i hipermarkety chcą mnie kupić. Miałam też propozycję za milion złotych i jej nie wzięłam. Nie będę niczego reklamować, bo państwo nie będziecie tego oglądać. To są szybkie pieniądze, ale bardzo głupie - podsumowała w rozmowie z serwisem pomponik.pl.