Karol Strasburger prywatnie nie jest żartownisiem. Mówi, jakich dowcipów unika
Karol Strasburger jako prowadzący "Familiady" zasłynął z dużego poczucia humoru. Niełatwo go jednak namówić na to, by sypał żartami poza studiem. Wyjawił ostatnio, które dowcipy szczególnie go drażnią.
31.03.2023 | aktual.: 31.03.2023 19:46
Karol Strasburger przez blisko 30 lat kariery prezentera wypracował sobie "łatkę" króla dowcipów czy raczej - króla sucharów. Jako gospodarz "Familiady" od zawsze raczy widzów żartami, nie zawsze najwyższych lotów, ale podanych zawsze z wdziękiem. Z czasem stały się jego znakiem rozpoznawczym.
Nie kryje wprawdzie, że w pewnym momencie ów łatka go uwierała, ale w końcu się z nią pogodził, przy okazji stając się ulubieńcem internautów. Dodatkowo od dawna posiłkuje się w teleturnieju nadesłanymi właśnie przez nich żartami. Boryka się jednak z pewnym problemem, który jest największą bolączką kabareciarzy.
W oczach widzów uchodzi za dowcipnisia, przez co wielu często prosi go, by z marszu opowiadał kawały. Tymczasem, podobnie właśnie jak część komikó, Strasburger prywatnie nie należy do wesołków. Nie lubi opowiadać żartów na zawołanie, szczególnie kiedy zbliża się prima aprilis, o czym opowiedział w rozmowie z "Faktem".
— Ja takich dowcipów nie chcę opowiadać. To nie za bardzo jest w mojej naturze. To, co robię w "Familiadzie", to ja robię tam, ale normalnie no to raczej nie opowiadam do gazet dowcipów, nie chcę tego powielać, a one już gdzieś tam funkcjonują - przyznał szczerze.
Dodatkowo prezenter zaznaczył, że jego zdaniem kawały, które ludzie wycinają sobie 1 kwietnia, często nie są w dobrym guście.
- Szczerze powiedziawszy, nie jestem zwolennikiem tych takich żarcików, co to potem ludzie cierpią, bo ktoś naopowiadał jakieś bzdury - stwierdził, dodając, że sam ich unika. - Nie jest to mój styl. Nie uprawiam takich żartów. Może jeszcze jakoś w szkole się tak bawiłem, ale już jestem za dorosły na to - podsumował.