Kamery samochodowe zyskują na popularności. Rejestrują nie tylko wypadki
Rejestratorem jazdy nagrywano już katastrofy lotnicze, spadający meteoryt czy pobicie piratki drogowej. W Polsce policja dostaje coraz więcej nagrań, na których uchwycono wykroczenia.
Widok kamery zamontowanej za przednią szybą samochodu (lub na kasku motocyklisty) nie dziwi tak, jak jeszcze kilka lat temu. Rejestratory jazdy zdobywają coraz większą popularność ze względu na cenę (najtańsze kosztują kilkadziesiąt złotych) i ogólnodostępność. Nikogo nie trzeba też przekonywać, że materiał nagrany taką kamerką może być bardzo przydatny, gdy będziemy świadkami lub uczestnikami kolizji.
- Ludzie instalują rejestratory jazdy po to, by podnieść własne bezpieczeństwo - mówiła Iwona Witek, psycholog transportu, w rozmowie z Moto WP. Takie podnoszenie bezpieczeństwa coraz częściej odnosi się do przesyłania nagrań z wykroczeniami innych uczestników drogowych na policję.
Serwis motoryzacyjny wspomniał, że na przełomie 2014 i 2015 r. w wojewódzkich komendach policji utworzono skrzynki pocztowe, na które można przesyłać filmy pomagające ścigać piratów drogowych. W 2015 r. policja dostała 7481, w 2016 r. 8113, a rok temu prawie 11 tys. takich nagrań.
Nie każdy filmik z wykroczeniem może być jednak wykorzystany przeciw kierowcy. Pomijając jakość nagrania, policja nie może zająć się nagraniem, na którym ktoś przekracza dozwoloną prędkość (pomiar musi być dokonany sprzętem zatwierdzonym przez Główny Urząd Miar).
Polska fascynacja kamerkami samochodowymi jest jednak niczym w porównaniu z tym, co dzieje się w Rosji. Montowanie rejestratorów jest tam narzędziem walki ze skorumpowaną policją i oszustami, którzy doprowadzają do kolizji, by wyłudzić ubezpieczenie. Na YouTube aż roi się od przykładów takiego zachowania. Piraci i przekupna drogówka to jednak nie jedyni bohaterowie rosyjskich filmików. Bodaj najbardziej niezwykłe nagranie wykonany kamerką samochodową (a nawet kilkunastoma – w końcu to Rosja) pokazuje meteor spadający w obwodzie czelabińskim w 2013 r.
Kierowcy z kamerkami nagrywali katastrofy samolotowe, a w 2015 r. było głośno o brutalnej napaści w Chinach, którą zarejestrowali uczestnicy ruchu drogowego. Filmik pokazywał kierowcę, który zatrzymał pojazd kierowany przez kobietę, wyciągnął ją z kabiny i pobił. Internauci szybko wydali wyrok, tymczasem tydzień po całej aferze policja udostępniła nagranie z kamery samochodowej napastnika. Agresor udowodnił, że kobieta gwałtownie zajechała mu drogę i było o krok od tragedii. Mężczyzna wiozący swoją rodzinę chciał "dać jej nauczkę". Brutalna napaść była nie do podważenia, ale spojrzenie na to zdarzenie z innej perspektywy zmieniło osąd opinii publicznej. Jeden z chińskich portali przeprowadził ankietę, z której wynikało, że aż 70 proc. internautów uznało zachowanie mężczyzny za uzasadnione.
Takie nagrania z kamer samochodowych są tematem nowego serialu dokumentalnego "Wariaci za kierownicą". Program pokazuje m.in. sytuacje na drogach w Rosji, Chinach czy Kanadzie.