Kącik serialowego zabójcy: "M jak Miłość", czyli przerażająco idealna rodzina w akcji
Fakt, że "M jak Miłość" wciąż bije rekordy popularności jest dla mnie dowodem na istnienie Boga. Bo jeżeli Bóg istnieje to musi istnieć też Szatan, któremu twórcy serialu zaprzedali dusze i teraz popijając szampana produkują kolejne odcinki tego okropnego, bezsensownego tasiemca i zarabiają wystarczająco dużo, by dzięki kosmicznej medycynie przedłużać swoje życia w nieskończoność i oszukiwać diabła.
04.08.2009 12:24
Dobry serial to przede wszystkim postacie. Zły też. I "M jak Miłość" także. W tym konkretnym przypadku płaskie, jednowymiarowe, utkane ze stereotypów postacie mające tworzyć wizerunek cudownej rodziny - przepełnionej bożą bojaźnią i familijną miłością.
Jest więc Barbara Mostkowiak - idealna, inwazyjna Matka Polka. Czcigodna matrona rodu, która utrzymuje telepatyczną więź ze swoimi dziećmi. To dzięki tej więzi Barbara nieomylnie wie, kiedy potomstwu się powodzi, a kiedy cierpi. To ona sprawia, że Barbara potrafi obudzić się w środku nocy wyczuwając, że coś złego dzieje się w Warszawie. To ona podpowiada matce, kiedy interweniować, a kiedy nie. Gdyby nie Barbara i jej wieczna, nieskończona mądrość rodzina Mostowiaków rozpadłaby się niczym koalicja rządowa. To ona jest spoiwem tego rodu - idealnego rodu będącego najwspanialszym przykładem prawdziwej polskiej familii.
Jest również Lucjan Mostowiak - bohater, który udowadnia, że negatywny stereotyp to dobry stereotyp. Lucjan jest więc dokładnie taki jak wielu wyobraża sobie starzejącego się mężczyznę - uparty, radykalny, uzależniony od żony i głupkowaty. Odcinki, w których Lucjan zmaga się z kolejnymi życiowymi przeszkodami (uczy się korzystać z Internetu, wymyka się z domu na szachy, w tajemnicy przed żoną popija z kolegami piwko) to wspaniała lektura dla wszystkich tych, którzy zastanawiają się nad tym jak spędzić swoją starość. Nie tak jak Lucjan. Wybierz życie.
Są też dwie bezpłciowe córki-divy, w których z niewiadomych względów bohaterowie doszukują się cech kobiecych. Jednak jest taki moment w życiu każdego fana M jak Miłość, kiedy z bolesną szczerością musi zadać sobie pewne pytania. Dlaczego osoby tak depresyjne, niezaradne i bezbarwne jak Marta i Małgosia w ogóle kogokolwiek obchodzą? Kim są ci mężczyźni, którzy wciąż do nich lgną? Czy to poszukujący kolejnej uległej ofiary zboczeńcy o skłonnościach sadystycznych? Czy może ślepcy, którzy pragną wżenić się w idealną rodzinę świetnie gotującej pani Barbary? Niestety odpowiedź na te pytania pozostają tajemnicą, bowiem ani Marta ani Małgosia nie przechodzą metamorfozy, która wytłumaczyłaby zainteresowanie jakie okazują im inni. Są Bracia. Chciałoby się napisać Paweł i Piotr Zduńscy, ale tak naprawdę wszyscy widzowie i tak dostrzegają w nich tylko Mroczków. I dobrze, gdybyśmy dopuścili do siebie myśl o Pawle i Piotrze musielibyśmy zgodzić się z sugestią, że Mroczkowie tworzą postacie. Tymczasem Mroczkowie jedynie
są, aktorstwa zaś nie rozpoznaliby nawet gdyby potrąciło ich na przejściu dla pieszych. Na szczęście sami Bracia chyba najlepiej zdają sobie z tego sprawę, całkiem sprawnie wykorzystują bowiem każdą okazję, by nauczyć się przydatnych umiejętności na wypadek, gdyby widzowie i producenci odkryli prawdę o ich beztalenciu. Dzięki temu potrafią już tańczyć, śpiewać i pozować przed obiektywami fotografów z kolorowych czasopism. Wybrali życie.
Jest w końcu Kasia Cichopek vel Kinga Zduńska. Spadkobierczyni Barbary, młoda żona idealna, będąca nadzieją dla wszystkich tych nastolatek, które obawiają się, że zawiodą swoje rodzicielki. Kinga pokazuje, że potrafi. Z niegasnącym, cichopkowym uśmiechem rodzi dzieci, robi karierę i pomaga przyjaciołom. Kinga jako kobieta bez wad zawsze już będzie zakochana w swoim nierozgarniętym mężu i nigdy na myśl jej nie przyjdzie, że mogłaby mieć własne życie, w którym realizowałaby swoje, a nie rodziny, potrzeby. Gdyby bowiem przyszło jej to na myśl, twórcy serialu przez przypadek mogliby sprzedać młodzieży szkodliwy obraz kobiety samodzielnej, a te jak wiemy niszczą społeczeństwo, rozbijają rodzinę, usuwają ciążę i głosują na SLD.
W tej drużynie idealnych, bardzo przerażających bohaterów nie ma miejsca dla postaci choć trochę intrygujących. Dlatego zniknąć musiał Kamil - jedyny z młodych, któremu kiedykolwiek coś się w życiu nie udało. Odejść musiał Stefan Moller - Niemiec co chciał Polkę (oświadczył się jej oczywiście, by dowieść czystości swych intencji, nie zakosztowawszy nocy z wybranką swojego serca). Był bowiem Moller postacią niebezpieczną - sympatyczną i dowcipną, jego jestestwo mogło więc zasugerować, że owszem, można być sympatycznym, dowcipnym i dobrym człowiekiem nawet jeżeli pochodzi się z matki nie-Polki. Przepadła także Simona, radosna, głośna i czasem wulgarna kobieta w sile wieku, która pokazywała, że nie należy wstydzić się swojej seksualności. Idealny świat bohaterów "M jak Miłość" nie mógł znieść tej sugestii, odgrywająca tę postać Agnieszka Perepeczko musiała więc pożegnać się ze swoją postacią w niesławie. Ostatecznie rodzina Mostowiaków powoli zmierza ku ideałowi. Młodzi mieszkają w coraz piękniejszych, hojniej
wyposażonych w meble z Ikei domostwach. Nestorzy coraz częściej mają rację. Dorośli coraz łatwiej angażują się w całkowicie nieprzekonujące związki, z których nic nie wynika. By przyspieszyć ten unifikujący, uniwersalistyczny trend, czyniący z bohaterów jedynie jednowymiarowe papierowe ludziki z dziecięcych wycinanek, które opisać można krótką frazą (mama; nieszczęśliwie zakochana pani prawnik; bliźniak), postanowiono zmienić piosenkę otwierającą serial. I tak zamiast powolnej, biesiadnej ballady, do której przyzwyczajeni byli widzowie, a której największą zaletą była bezprzykładna prostota i przewidywalność melodii, otrzymaliśmy kolejny mdły przebój Beaty Kozidrak, najgorszej spośród wielkich gwiazd polskiej piosenki. Przebój cudownie pozbawiony cech charakterystycznych, dzięki czemu doskonale spajający się z serialem. Bo tak jak nikt nie zapamięta słów pieśni Beaty Kozidrak, tak nikt już dziś nie pamięta, że w tym serialu działo się kiedyś coś interesującego.
Tomasz Pstrągowski, komiksomania.pl