Jurek Owsiak: z TVN współpracuje się nam lepiej niż dobrze. Na współpracę z TVP się nie zamykamy, to my jesteśmy skreśleni
Mecze charytatywne organizowane przez TVN zawsze były dużym medialnym wydarzeniem. Reprezentacja stacji grała już z reprezentacją polityków, w 2014 i 2015 roku grała z TVP. Nic dziwnego, że zmiana przeciwnika spotkała się z dużym zainteresowaniem. Tym razem jest to drużyna Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Decyzja stacji, choć wydaje się niespodziewana, to nie jest przypadkowa. O przygotowaniach do meczu, współpracy z TVN, a także o rozstaniu z TVP, w rozmowie z Urszulą Korąkiewicz opowiada Jurek Owsiak.
- TVN po wspaniałym finale, który zagraliśmy razem, zaproponował nam, aby tym razem zagrać wspólny mecz. Te mecze to ich tradycja, zawsze mają jakąś ważną drużynę za przeciwnika, ostatnim razem to była TVP. Tym razem zaprosili nas. Nasza drużyna jest już stworzona, pierwszy telefon w tej sprawie, jaki wykonałem, był do pana Włodzimierza Lubańskiego. Zgodził się natychmiast. Przyjął rolę trenera tytularnego, bo praktyczna rola trenerska będzie należała do pań z Diamonds Academy z Warszawy. Dotarliśmy do nich, bo pomyślałem sobie, że trenerem może być ktoś bardzo znany, drużyna TVN zagra przecież pod dowództwem pana Majdana. A ja zapytałem naszą ekipę, czy mamy na rynku piłkarskim jakieś panie, które aktywnie prowadzą treningi. Okazało się, że tak. Jedną z nich jest pani Nina Patalon, która jest zatrudniona w PZPN i prowadzi narodową drużynę żeńską, i to ona wskazała nam klub Diamonds Academy, z którego jest druga pracująca z nami pani, Magda Dembińska. Dzięki nim mamy potężny skład trenerski, który pochyli się nad taktyką.
- Kogo zobaczymy w drużynie WOŚP?
- Powołaliśmy 32 osoby, bo taka jest taktyka meczu: zmiany są hokejowe, żebyśmy mogli się dobrze bawić, ale i wytrzymać 30 minut na murawie. Pamiętajmy, że to nie są osoby, które zawodowo grają w piłkę nożną. Pierwszą osobą w drużynie, do której zadzwoniliśmy i wyraziła chęć udziału, jest aktywny biegacz, Tomasz Lis. Zgodził się także Paweł Małaszyński, którego znamy, nie tylko jako aktora, ale i frontmana zespołu Cochise, który grał na Woodstocku. Trzeba mieć nie lada formę, żeby wystąpić na tej scenie, a dzięki temu wiemy, że ma i formę, i siłę. Jest też dwóch muzyków z zespołu Acid Drinkers, Titus (Tomasz Pukacki) i Ślimak (Maciej Starosta). Titus, wokalista, to człowiek, który przede wszystkim dobrze się prezentuje i może zmylić zawodników, bo wygląda na rasowego piłkarza (śmiech), Ślimak z kolei jest perkusistą i ma bardzo mocne nogi. Jest też Wojtek Mazolewski, jazzman, a jak to jazzman, potrafi improwizować i może wszystkich zaskoczyć. Jest Irek Bieleninik, człowiek, który o sporcie wiele wie, zajmował się niejedną dyscypliną i z pewnością dobrze poradzi sobie z zasadami gry. Maciej Orłoś z kolei to człowiek, o którego możliwościach przekonamy się dopiero na boisku. Dużym podparciem będzie Gooral, muzyk o góralskiej kondycji, a także Piotr Rogucki z zespołu Coma, który trzyma formę, co widać na scenie. Do tego dobrze wygląda, a jego wąs będzie podkreślał powagę sytuacji, co może zadziałać na naszą korzyść. Mariusz Kałamaga z pewnością rozśmieszy wszystkich, więc zastanawiamy się, czy by nie postawić go na bramce w tym jego żółtym swetrze (śmiech). Mamy też wielkie nazwiska, które mają przestraszyć przeciwników: Dawid Błaszczykowski (brat Kuby Błaszczykowskiego, przyp. red.), Jan Szczęsny, Sebastian Mila, Tomasz Rząsa, Darek Dudek, czy mam dalej wymieniać (śmiech)? To głównie bliscy naszych największych graczy, ale pamiętajmy, że na koszulkach są nazwiska, a nie imiona, więc liczymy na strach w oczach TVN-u. Jest też Jarosław Kuźniar, który był wcześniej w drużynie TVN-u, więc mamy nadzieję, że zdradzi nam taktykę przeciwnika. Mamy w drużynie też przyjaciół z Playa, Lecha czy MasterCard, którzy na szczęście grają w drużynach w swoich firmach. Będą grali też pracownicy fundacji. No i pierwszą piłkę kopię ja, trener powie mi dokładnie, komu mam podać i mam tylko nadzieję, że nie pomylę kolorów koszulek (śmiech).
- Drużyna skompletowana, rozumiem więc, że przygotowania do meczu ruszyły pełną parą.
- Są bardzo zaawansowane. Mamy chwilę czasu, żeby potrenować, ale wszyscy są na tyle poinformowani, że tak ułoży sobie plany, żeby bez wstydu spojrzeć sobie na treningu na boisku w oczy. Przygotowania trwają, mamy projektowane czerwone koszulki, przygotowujemy sprzęt, a warto też pamiętać, że niektórzy pierwszy raz będą mieli na nogach korki. To będzie bardzo duże wyzwanie. Ostrzegano nas, że najbardziej bolesne będą treningi, bo tam możemy się nabawić największych kontuzji. Panowie będą musieli się rozkręcić, a trenerki zmotywują, by wycisnęli z siebie siódme poty. Będą też dbały o nasze zdrowie, sprawdzą, na ile jesteśmy wytrzymali, czy będziemy potrzebować częstych zmian, bo przecież musimy przebiec ten stadion wzdłuż i wszerz. Ale w końcu my jako fundacja sami zajmujemy się ratowaniem zdrowia i życia ludzkiego, więc jesteśmy przygotowani na wszystko.
- Czego jeszcze możemy się spodziewać po meczu? Czy przygotowywane są dodatkowe atrakcje?
- Mecz będzie trwał dwa razy po 30 minut, z przerwą z występami i muzyką na żywo. Celem meczu jest uzbieranie funduszy na zakup karetki dla Centrum Zdrowia Dziecka wartej pół miliona złotych. Pieniądze na ten cel będą pochodziły ze sprzedaży biletów, a także SMS-ów, które będzie można wysyłać podczas transmisji. Stadion Legii zmieni się w wielki rodzinny piknik. Nie zabraknie też sektora, na którym będzie można się nauczyć pierwszej pomocy. To będzie bardzo kolorowe, będziemy razem, pokażemy wszystko to, czego uczymy na kursach i dzieci w szkołach, każdy będzie mógł spróbować swoich sił, będą też nagrody. Chcemy tym samym pokazać, że w zdrowym ciele zdrowy duch.
- Wróćmy jeszcze do współpracy z TVN-em. Ten mecz to kolejna duża akcja, którą tworzycie razem. Wygląda na to, że współpracuje się wam naprawdę dobrze.
- Z TVN-em pracuje nam się lepiej niż dobrze. Jako stacja telewizyjna od tegorocznego finału WOŚP czyni z nami to, czego nie udało nam się osiągnąć ostatnimi laty z Telewizją Polską. Można powiedzieć, że to finał pewnej układanki, która złożyła się na pojmowanie roli telewizji publicznej. W ostatnich latach, nie tylko przez zeszły rok, próbowaliśmy przekonywać, że działalność fundacji to codzienność. Najpierw zbiera pieniądze, a następnie je wydaje. Robi to nie jednego dnia, ale działa przez cały rok. I to jest bardzo ważna informacja, ma wpływ na to, jak społeczeństwo odbiera działalność organizacji pozarządowych. TVN po finale, za co jesteśmy bardzo wdzięczni, nas nie opuszcza. Jest wszędzie tam, gdzie przekazujemy sprzęt, inkubator, rezonans magnetyczny, samochód dla hospicjum. Oczywiście w tych miejscach są media lokalne, ale jest i TVN i to jest bardzo ważne, bo obecność tak dużej stacji sprzyja popularyzowaniu działalności organizacji pozarządowych. To pomaga mówić rodakom, że pieniądze zebrane na dany cel, wracają do nich, bo widzą, że takie urządzenia rzeczywiście są kupowane i wręczane. Poza tym nigdy nie czuliśmy, że TVN wymusza na nas relację „coś za coś”. Nie czuliśmy, że TVN jako stacja komercyjna, która musi się rozliczyć z tego, co robi, nie próbuje wyegzekwować jakiejś zależności. Wręcz przeciwnie, starają się przekazać bardzo obiektywny news, skierowany do wszystkich rodaków, a nie tylko jej odbiorców. Telewizja Polska natomiast nie pokazała nas podczas finału w ogóle, po finale też ani razu nie pojawił się news o zbiórce pieniędzy, a przecież my wszystko rozliczamy, co uzbieraliśmy, także to, co zebraliśmy w poprzednim roku z Telewizją Polską.
- No właśnie, koniec współpracy z TVP był niespodziewany. Aż trudno uwierzyć, że stacja tak bardzo odcięła się od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
- Mało tego, otrzymaliśmy niedawno list od pana Adama Bodnara, Rzecznika Praw Obywatelskich, który to list przedstawił także Radzie Mediów Narodowych z zapytaniem, dlaczego TVP nie pokazała narodowej zbiórki, którą organizowaliśmy. Odpowiedź jest kuriozalna. Napisano nieprawdę, że była relacja z Finału. TVP nie pokazała, wręcz przeciwnie, miała słynną historię z wymazaniem serduszka. Duża część tej odpowiedzi składa się też z wymieniania tego, jakie akcje TVP pokazuje. Przecież nie tego dotyczyło pytanie! Nie dyskutujemy z tym, że telewizja pokazuje inne akcje charytatywne, chwała jej za to. Ale zapytano o naszą sprawę. Śledziliśmy to bardzo dokładnie, nasza fundacja nie była w tym roku obecna w TVP.
- A jak wyglądała w praktyce zmiana partnera Wielkiej Orkiestry?
- TVN od kilku lat z nami współpracował. Oczywiście nie na taką skalę, bo dotąd głównym nadawcą była TVP, ale już bardzo dawno temu, kiedy szefem TVP był jeszcze pan Urbański, a właścicielem TVN był zupełnie kto inny, nam udało się namówić obie stacje na współpracę przy finale. Dlatego, kiedy TVP nie odpowiadała na nasze zapytanie odnośnie ostatniego finału, postanowiliśmy zadać je publicznie, zarówno do TVP, jak i TVN. Czekaliśmy do ostatniej chwili, a w końcu odezwał się tylko TVN. Kontakty z nimi nie były trudne, ale musieliśmy się dogadać z nowym właścicielem, amerykańskim konsorcjum i to ono podejmowało decyzję, czy taka współpraca się opłaca. Na szczęście prezes okazał się miłą i przytomną osobą i się zgodził. A gdy przyszedł finał, okazał się ogromnym sukcesem. Nie tylko dla nas, ale i dla TVN. Oglądalność była wysoka, pozytywne opinie przeważające, cały dzień nie mówiono o polityce (co przecież przeważa w kanałach informacyjnych), a i tak ludzi ciągnęło przed telewizory.
- I pokazaliście, że Wielka Orkiestra poradziła sobie w nowej sytuacji świetnie, a zmiana nie zaszkodziła fundacji, tylko przeciwnie, spotkała się z pozytywnym odzewem.
- Uważam, że to wielka przegrana Telewizji Polskiej. Drugą wielką przegraną jest Opole, te dwie sprawy się łączą. Opole wygrało, przecież nie można zrobić Opola w Kielcach, tak samo, jak nie da się zawrócić Wisły. Ale chciałbym podkreślić, że to nie jest tak, że nie zamykamy się na jakąkolwiek współpracę, czy zamykamy przed kimś drzwi. Nikt nigdy by nie pomyślał, aby zabronić TVP pokazywania widzom, momentu, kiedy na przykład przekazujemy sprzęt. A oni po prostu nie przyjeżdżają. Jesteśmy skreśleni ze wszystkich wiadomości. Mało tego. Na moim Facebooku piszę o ostatnim programie o cukrzycy, który został ocenzurowany. Wszystkie wypowiedzi lekarzy związane z fundacją, zostały usunięte. Lekarze są wstrząśnięci. Dzwonili do nas przerażeni, że teraz będziemy o nich źle myśleli, że nie zauważają, ile robimy w i dla kobiet w ciąży. Dlatego znalazł się u mnie wpis „Najtrudniejszy zawód świata” o wydawcach, montażystach i operatorach. To jest trudniejszy zawód niż poławianie krabów na zimnych morzach, bo tam jak wpadniesz do wody, to ekipa cię wyciągnie. Tu, jeśli coś przeoczysz, nie zrobisz z zaleceniem szefostwa, tracisz pracę. No cóż, przyszła cenzura jak za PRL-u. To nawet nie jest mój sygnał, bo nie wiedziałem o tym materiale, usłyszałem to od ludzi, którzy brali w tym udział. My po prostu jesteśmy skreśleni.
- Pańskie słowa mówią jasno, że jednak jest lista tych, którzy nie są mile widziani w TVP.
- To bzdura, że pan Kurski mówi, że w TVP nie ma listy. Jest lista, która wciąż się wydłuża. Teraz każdy kierownik produkcji codziennie musi uważać, o kim można mówić, o kim nie. O nas nie. Ale opowiadam tę historię w formie anegdoty, my nie płaczemy z tego powodu, nie obrażamy się. Uważam, że 90 procent ludzi, którzy pracują jako kierownicy produkcji, operatorzy, montażyści, to świetni fachowcy, którzy byli nam bardzo przyjaźni, świetnie nam się pracowało. Nie widzę więc w nich wrogości wobec nas. Widzę natomiast szaleństwo prezesa, który w ten sposób wpływa na bogu ducha winnych ludzi, którzy tam pracują, że wydaje się, że są na smyczy. To się nie powinno dziać w dzisiejszych czasach. Rozumiem ludzi, którzy boją się o pracę. A to jest szaleństwo jednego człowieka, który może kogoś nie lubi, nie chce, a może ma odgórnie polecenie, że właśnie tak ma się zachowywać. TVP przez 24 lata tworzyła z nami największą tego typu rzecz na świecie, a w jedną chwilę z tego zrezygnowała. To jest taki absurd, że nasuwa się cytat „miałeś chamie złoty róg”. Telewizja na tym traci, bo ludzie sztuki nie będą chcieli z nią współpracować. Tak jak w stanie wojennym, ludzie nie będą w tym brali udziału. A to przecież artyści głównie tworzą telewizję. I w tym wszystkim na zupełną abstrakcję zakrawa fakt, że ja, Jurek Owsiak, płacę abonament radiowo-telewizyjny. Ale mówię o tym nie dlatego, żeby wyrażać żal. My idziemy do przodu, mamy na szczęście inne media, które chcą z nami współpracować, są media internetowe, które wspaniale wypełniają nisze. Zdajemy sobie z tego sprawę i jesteśmy mocno osadzeni w internecie, a dzięki temu nie jesteśmy niewolnikami jednej instytucji. Dodam, że z analizy, jaką zrobiliśmy po finale wynikło, że ponad 65 procent całej aktywności i wpłat, jakie miały wpływ na wynik tegorocznego finału, to działalność internetowa. Wiemy, że siła internetu będzie jeszcze większa, że ludzie coraz bardziej odchodzą od tradycyjnych mediów. Działamy w tej dziecinie mocno i dlatego gramy!