Jarosław Kret ujawnia kulisy "Agenta". "Nikt wcześniej nie wiedział, że to właśnie on dostanie tę rolę"
Pogodynek, któremu przypisano tytuł najbardziej kontrowersyjnego uczestnika programu "Agent - Gwiazdy", opowiedział w najnowszym wywiadzie o kilku smaczkach z planu reality-show. O niektórych faktach widzowie nie mieli pojęcia!
Już w pierwszym odcinku "Agenta" stało się jasne, że to Jarosław Kret będzie największą gwiazdą tej edycji reality-show. Okazało się, że pogodynek niemal natychmiast podpadł części uczestników, a stworzenie z nim zgranego duetu graniczyło niemal z cudem. Przekonała się o tym choćby Olga Frycz, która nie mogła na niego liczyć podczas morderczego wyścigu kolarskiego.
Sporo zastrzeżeń do Kreta miały również Odeta Moro, Agnieszka Rylik oraz Alan Andersz. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie ma takiego zawodnika, który choć raz nie miałby na pieńku z pogodynkiem. Kret nie ukrywa zresztą, że nie potrafi współpracować w grupie i przerażają go zadania wymagające od niego siły lub przezwyciężenia lęku wysokości. Dlaczego zatem zdecydował się na udział w "Agencie"? Oprócz chęci przeżycia niesamowitej przygody, była to dla niego idealna okazja, aby odciąć się od tego, co wydarzyło się w Telewizji Polskiej.
- Zgodziłem się bez zastanowienia. Ofertę złożono mi kilka miesięcy po tym, jak TVP pożegnała się ze mną w dość brutalny sposób, i pomyślałem, że wreszcie mogę zmyć ten "radioaktywny pył", którym mnie wcześniej pokryła. Miałem okazję pokazać się od innej strony, otworzyć sobie nowe drzwi - powiedział na łamach "Flesza".
Przy okazji wywiadu Kret ujawnił też kulisy powstania programu "Agent - Gwiazdy". Okazało się, że producenci reality-show wyciągnęli wnioski z poprzedniej edycji i jak oka w głowie strzegli uczestników. Nie chcieli, aby np. którykolwiek z zawodników zbyt wcześnie opublikował w internecie zdjęcie, sugerując tym samym, że odpadł już z gry.
- Nie mogliśmy nawiązywać żadnych relacji z prowadzącą ani z operatorami kamer, którzy byli obok nas przez cały czas. Nie wiedzieliśmy, co będziemy robić kolejnego dnia, dokąd zawiezie nas autobus. Mieliśmy dostęp do internetu i naszych telefonów komórkowych jedynie przez kwadrans dziennie. Czuliśmy się jak wrzuceni gdzieś w nieznany świat i zdani tylko na siebie, bez kontaktu ze światem zewnętrznym - zdradził Kret.
Pogodynek dodał także, że wbrew temu co sądzą widzowie, uczestnicy do ostatniej chwili przed rozpoczęciem programu nie wiedzą, który z nich zostanie przez produkcję wytypowany do roli tytułowego agenta.
- Te trzynaście osób, mimo że jest nękanych przez agenta, też musieli się w niego wcielić. Tylko jeden człowiek ma tam pełną wiedzę. Agenta wytypowano dopiero na miejscu, pierwszego dnia. Nikt wcześniej nie wiedział, że to właśnie on dostanie tę rolę. Lubię klarowne sytuacje, ale w "Agencie" nie było o nich mowy. Program umocnił mnie w przekonaniu, że w życiu można polegać tylko na sobie. Tak jak w samolocie, kiedy następuje awaria: najpierw trzeba założyć maskę tlenową sobie, a potem dziecku - podsumował we "Fleszu".
Tu pobierzesz za darmo aplikację Program TV:
src="https://d.wpimg.pl/1031600158-1003293454/aplikacja.png"/> src="https://d.wpimg.pl/457701298--1013396447/aplikacja.png"/>