Seriale polskieJanusz Zakrzeński zginął w katastrofie smoleńskiej. "Nie chciał lecieć"

Janusz Zakrzeński zginął w katastrofie smoleńskiej. "Nie chciał lecieć"

Nazywano go "aktorem wybitnie polskim". Zasłynął rolami, w których wcielał się w postać marszałka Piłsudskiego. Młodsza publiczność doskonale kojarzyła go z serialu "M jak miłość". 10 kwietnia 2010 roku Janusz Zakrzeński zginął w katastrofie prezydenckiego tupolewa. Z opowieści jego żony Barbary wynika, że artysta nie miał zamiaru nawet wsiadać na pokład. Od początku miał złe przeczucia.

Janusz Zakrzeński zginął w katastrofie smoleńskiej. "Nie chciał lecieć"
Źródło zdjęć: © East News | eastnews
oprac. Anna Ryta

10.04.2017 | aktual.: 10.04.2017 13:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeszcze 9 kwietnia 2010 roku grał w przedstawieniu "Dżuma" w Teatrze Polskim. W głowie kołatała mu jednak myśl, że to już koniec kariery na scenicznych deskach. Kilka dni wcześniej usłyszał bowiem, że to jego ostatni występ. Niespodziewanie został zwolniony, a na pożegnanie nie usłyszał nawet jednego słowa: "dziękuję". Dowiedział się o tym z działu kadr. Bardzo nad tym ubolewał. Mimo złego samopoczucia 10 kwietnia 2010 roku Zakrzeński wsiadł na pokład samolotu Tu-154M, którym miał polecieć na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

- Janusz miał czytać fragmenty listów oficerów zamordowanych w Katyniu, które znaleziono w dołach śmierci. (...) Wylatywał jednak przygnębiony. Dlaczego? Trudno mi powiedzieć, po prostu nie chciał lecieć. W przeddzień katastrofy byłam z Januszem u lekarza i miał bardzo dobre wyniki. Chodził jednak na badania, ponieważ miał kłopoty z kręgosłupem, dostawał zastrzyki. On nie mógł długo siedzieć, bo potem ten kręgosłup go bolał. Z tego też względu w ogóle nie rozważał jazdy pociągiem do Katynia. W grę wchodził jedynie samolot. Dwa dni czy może dzień przed katastrofą odczułam dziwnie silne wrażenie pustki wokół siebie, powiedziałam o tym Januszowi. Może sam też miał jakieś złe przeczucia? - powiedziała żona aktora w rozmowie z Piotrem Czartoryskim-Szilerem.

Okazało się, że tuż przed wylotem do Katynia Zakrzeński udał się w tajemnicy przed małżonką do zaprzyjaźnionej lekarki. Poprosił ją, aby opiekowała się jego ukochaną. Oprócz tego, odwiedził ks. abp. Andrzeja Dzięgę, pytając go, czy przyjdzie na jego pogrzeb.

Aktor nie był wcale pierwszą osobą, która została wytypowana do wyjazdu na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wcześniej kancelaria prezydenta zwróciła się z taką propozycją do Jana Englerta, ten jednak odmówił. 10 kwietnia Zakrzeński ruszył w podróż do Katynia. Nigdy z niej jednak nie wrócił. Jego żona dowiedziała się o katastrofie od parkingowego z Teatru Polskiego.

- Zadzwonił do mnie i krzyczał przez telefon, żebym włączyła pierwszy program TVP. U mnie pierwszy program ustawiony jest na TV Trwam. Włączyłam, dopiero po chwili zmieniłam na TVP. Zapamiętałam tylko obraz, na którym było widać kłęby dymu... Potem już nic nie pamiętam. Nie paliłam papierosów chyba z 15 lat, lecz w tamtym dniu wypaliłam paczkę - przyznała Barbara Zakrzeńska w tym samym wywiadzie.

Żona aktora długo nie mogła podnieść się po tej tragedii. Nie zdecydowała się polecieć na miejsce katastrofy ze względu na swój stan zdrowia i ostrzeżenia lekarzy.

- Nie pamiętam już, kto powiedział mi, że widok ciał naszych bliskich jest tak straszny, że absolutnie nie powinnam oglądać ciała Janusza. (...) Jego rzeczy odbierałam w Mińsku Mazowieckim. Przyszło dwóch żołnierzy, zasalutowało i wręczyło mi paczkę, w której były jego rzeczy. Oddali mi obrączkę, różaniec w torebce, paszport, okulary. Miał dwie pary. Janusz musiał coś czytać w samolocie, bo tych nie otrzymałam. Dostałam drugie, zgniecione, które musiał mieć w kieszeni. Otrzymałam również wejściówkę na pokład samolotu, długopis, ale wydaje mi się, że to nie był jego, i sto złotych, które zabrał ze sobą w drogę. Więcej pieniędzy nie brał, jak również telefonu komórkowego, bo wiedział, że jedzie tylko na parę godzin... - podsumowała małżonka artysty w rozmowie z Piotrem Czartoryskim-Szilerem.

21 kwietnia 2010 roku w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie odbyło się nabożeństwo żałobne w intencji aktora. We mszy, oprócz rodziny i przyjaciół, uczestniczyło m.in. wielu artystów, a także przedstawicieli władz państwowych na czele z ministrem kultury - Bogdanem Zdrojewskim. Po uroczystościach żałobnych Janusz Zakrzeński został pochowany na cmentarzu Powązkowskim.

Obraz
© PAP
Komentarze (318)