Jan Mela krytykuje "Taniec z gwiazdami": "To kolorowa tandeta. Nie jara mnie robienie show i kręcenie pupą"
None
Podróżnik bezlitośnie o programie
Za nami dopiero pierwszy odcinek 2. edycji "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami", a program już zdążył wywołać skrajne emocje. Jednym z powodów ogromnego zainteresowania widzów najnowszym sezonem jest udział w show Janka Meli. Chyba nikt nie spodziewał się, że produkcja zaprosi na parkiet 25-letniego podróżnika. Choć podobne precedensy miały już miejsce na świecie, w Polsce po raz pierwszy uczestnikiem jest osoba niepełnosprawna.
Gdy ta informacja dotarła do mediów, zawrzało. "Jak to? Chłopak będzie miał zagwarantowane miejsce w finale. To nie fair!" - oburzyli się niektórzy fani programu. Mela wielokrotnie tłumaczył się z powodów, dla których zdecydował się zatańczyć w Polsacie. Jednak jeszcze nigdy tak otwarcie nie skrytykował show, jak zrobił to w najnowszym wywiadzie dla "Wprost".
AR/AOS
Nie zostawia na show suchej nitki
Pomysł udziału Jana Meli w "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami" od początku spotkał się z falą krytyki. Nie brakowało jednak osób, które były zachwycone decyzją Polsatu i nie mogły doczekać się debiutu polarnika na parkiecie. Pierwsza próba zmierzenia się podróżnika z tańcem nie zachwyciła jurorów. Za cha-chę przyznali mu jedynie 27 punktów. Innego zdania byli natomiast widzowie, którzy docenili jego starania i przydzielili mu drugie miejsce.
Nie trzeba było wówczas długo czekać na odpowiedź krytyków. Błyskawicznie pojawiły się zarzuty, że Mela awansował do kolejnego odcinka jedynie ze względu na swoją niepełnosprawność. Janek w końcu postanowił odnieść się do tych oskarżeń. Co ciekawe, polarnik nie zostawia suchej nitki na... programie.
- Nie jara mnie robienie show i kręcenie pupą, udowadnianie, jaki jestem zajebisty. Już sama nazwa programu dla mnie jest rażąca, bo nie jestem gwiazdą. A taką rolę mam pełnić. Nie oszukujmy się, ten program jest odziany w kolorową tandetę - wyznał szczerze w rozmowie z tygodnikiem.
Nie chce litości i współczucia
Mela chciałby być traktowany jak każdy inny uczestnik programu. Nie oczekuje współczucia i nie chce, aby ktokolwiek użalał się nad jego losem.
- Boję się, że ludzie będą na mnie głosować, bo jestem niepełnosprawny, biedny i trzeba mi pomóc. Ale moja w tym rola, by zmieniać wizerunek osoby niepełnosprawnej. Powiedzieć: "hej, jeśli mam odpaść, to przez to, że nie nauczyłem się tańca. A jeśli wygrać, to dzięki temu, że świetnie opanowałem choreografię". I dlatego walczę, żeby wypieprzyć całą tę litość. Czasem słyszę: "zrobił coś fajnie, jak na niepełnosprawnego". I myślę wtedy, dzięki kur**. Jak na niepełnosprawnego jestem fajny, bo pójdę sobie sam po browara do sklepu. A statystycznie większość niepełnosprawnych nie jest w stanie tego zrobić. (...) Chcę być traktowany jak normalny mężczyzna, a w programie - jak normalny uczestnik. Nie złapię partnerki prawą ręką, ale muszę starać się tańczyć tak, by te moje ograniczenia nie wpływały na efekt końcowy - powiedział.
Występuje głównie dla pieniędzy
25-latek nie ukrywa, że przystał na propozycję Polsatu tylko z dwóch powodów. Jednym z nich są pieniądze. Nie jest tajemnicą, że każdy uczestnik otrzymuje wynagrodzenie za odcinek. Im dłużej utrzyma się w programie, tym więcej zyska. Nie bez znaczenia jest również fakt, że na konto zwycięzcy programu trafi aż 100 tysięcy złotych. Mela przyznaje, że takie wsparcie finansowe z pewnością pomogłoby mu w dalszej działalności.
- To lekka, przyjemna dla oka zabawa. Wysoka oglądalność pokazuje, że chcemy takich programów. Chodzi mi raczej o to, że szefostwo "kolorowej tandety" będzie ci płacić za występy. Kasa też jest ważna, a niepotrzebnie stanowi temat tabu. Pieniądze w połowie chciałbym przeznaczyć na działania mojej fundacji, czyli na pomoc osobom po amputacjach. Trudno jest zbierać te pieniądze w inny sposób. (...) Pieniądze to jeden z powodów, dla którego idę do "Tańca z gwiazdami". Chcę również po raz kolejny w nowej odsłonie pokazać, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych - stwierdził.
Chce udowodnić, że chcieć to móc
Mela uważa, że występy na telewizyjnym parkiecie pomogą mu dotrzeć do widzów, którzy nie mieli okazji zapoznać się z jego pracą. Niewiele osób wie, że chłopak już od pięciu lat prowadzi Fundację Poza Horyzonty, która oferuje wsparcie dla ludzi po amputacjach. Jednym z zadań instytucji jest dofinansowanie protez, organizowanie wyjazdów integracyjnych oraz szkoleń motywacyjnych dla tych, którzy ucierpieli w wypadkach.
- Wiem, że to show biznes i ludzie występują w programie, by się promować. Ale zamiast siebie, ja chcę promować sensowne działania i wartości. Moja praca to po części używanie historii życia, czyli wypadku, śmierci brata i innych tragedii, jako narzędzia pracy. (...) Ten program ma bardzo wysoką oglądalność, na poziomie 4 mln widzów. Dzięki temu ze swoim przekazem będę mógł dotrzeć do tych, którym wcześniej nie miałem szansy nic powiedzieć. Skoro w filmach możemy poznać sto sposobów na to, jak poderwać dziewczynę, dlaczego z telewizyjnego show nie mamy dowiedzieć się, jak reagować na czyjąś niepełnosprawność? Nie łudzę się, że będę miał możliwość podzielenia się swoją filozofią życiową. Ale dla wielu niepełnosprawnych i nie tylko, już sam przykład, że podjąłem wyzwanie, może być bodźcem do działania - powiedział otwarcie.
A jak wy oceniacie udział Meli w programie? To dobry pomysł?
AR/AOS