Isaac Hempstead-Wright: "Gra o Tron" jest jak średniowieczny obóz letni
27.08.2017 12:49, aktual.: 27.08.2017 18:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Chyba nikt rozpoczynając przygodę z "Grą o Tron" nie spodziewał się, jak wielki wpływ na jej fabułę i bohaterów będzie miał niepozorny młody chłopak, który wskutek wypadku przestał chodzić. Niesiony na plecach wiernego towarzysza Hodora zaczął mieć wizje coraz bardziej istotne dla każdego, kto chciał zasiąść na Żelaznym Tronie. Na chwilę przed finałem siódmego sezonu rozmawiam z Isaakiem Hempsteadem-Wrightem, który w "Grze o Tron" wciela się w Brana Starka, małego brata Jona, Sansy i Aryi.
Praktycznie dorastałeś na planie tego serialu. Jaka część takiego niezwykłego doświadczenia ukształtowała cię najmocniej?
Faktycznie, zacząłem występować w "Grze o Tron”, gdy miałem 10 lat, dziś mam 18, więc to właściwie połowa mojego życia. Każdy mój rok miał swój układ, w którym zawsze było miejsce na ten przedziwny średniowieczny obóz letni (śmiech). To jakby moja druga szkoła, do której chodzę regularnie, gdzie bardzo dużo się nauczyłem. Na pewno miała duży wpływ na to, jak wygląda dziś moje życie i kim jestem.
A są jakieś wady tego?
Szczerze mówiąc wszystkie moje doświadczenia są w pełni pozytywne. Najważniejsze, to wciąż mieć świadomość tego, jak wygląda "normalność”. Gdy dorastasz w takich warunkach, zderzenie z rzeczywistością może być bardzo rozczarowujące (śmiech). Chodziłem jednocześnie do szkoły, więc chyba największym wyzwaniem było zdawać z klasy do klasy.
W serialu grasz bardzo znaczącą rolę. Scena z Hodorem, w której brałeś udział, była bardzo dramatyczna, jeszcze długo ją wspominaliśmy.
Tak, dowiedzieliśmy, kim przez ten cały czas był Hodor. To było naprawdę tragiczne i wszystko przez arogancję Brana, postaci, która gram. To bardzo smutne, że Hodor okazał się tylko narzędziem, które miało pomóc w sprowadzeniu Brana do konkretnego miejsca. I to też smutne, że nie ma już na planie Kristiana (Nairna, aktora grającego Hodora – przy. B.Ż.) Bran stracił też swojego wilkora, co jest dołujące. Został sam, wcale nieprzygotowany do roli, jaką ma spełnić. Ale musi stawić temu czoła, bo jego przeznaczeniem jest przekazać informacje, które pojawiają się w wizjach.
A jak zmieniłeś się ty jako aktor przez te 8 lat?
Właściwie raczej dopiero się nim stałem, niż zmieniłem. Jak mówiłem miałem zaledwie 10 lat, gdy dołączyłem do tego „szaleństwa”. Przez dwa pierwsze sezony tylko czytałem swoje kwestie i zakładałem na siebie kostium. Dopiero z czasem zacząłem pojmować, jak niesamowitą produkcją jest „Gra o Tron”, więc zacząłem się przykładać, uczyć od innych aktorów, od reżysera. To była najlepsza edukacja, o jakiej mogłem marzyć.
Nadal będziesz grał, gdy serial się skończy?
Oczywiście!
Na jakie studia się wybierasz?
Zamierzam studiować bardzo ciekawą dziedzinę: połączone nauki matematyki i muzyki.
A wracając jeszcze do „Gry o Tron”, jak myślisz, na co zasługuje Bran?
Myślę, że zasługuje na to, by przeżyć! W odróżnieniu od wielu innych postaci odrzucił chęć zemsty, nie chce walczyć, nie zależy mu na tym, by stanąć na nogi. Dobrze wie, że jego rola jest o wiele ważniejsza. Najważniejsze jest to, co Bran musi zrobić dla innych.
Dziękuję za rozmowę.
Zobacz także