Ilona Łepkowska: Kobieta spełniona
Sukces zawodowy i kochający mężczyzna u boku. *Ilona Łepkowska może się czuć kobietą spełnioną. Zwłaszcza że „Barwy szczęścia” właśnie po raz drugi zdobyły Telekamerę „Tele Tygodnia”, a w księgarniach pojawił się wywiad-rzeka „Ł jak Łepkowska”.*
27.01.2010 14:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- W styczniu trafiła do księgarń książka „Ł jak Łepkowska”, wywiad-rzeka, jaki przeprowadził z Panią Andrzej Opala. Co skłoniło Panią do zwierzeń?
Raczej – kto. Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Sama nie byłam przekonana do tego pomysłu.
- Jakie były w takim razie „za”?
Pomyślałam, że dzięki temu więcej będę mogła powiedzieć o swojej pracy. W wywiadach nigdy nie ma na to czasu. To był główny powód.
- Co przemawiało „przeciw”?
Obawiałam się, że wydawnictwo będzie naciskało, aby zawartość książki była bardziej plotkarska, a przez to być może w pewnym sensie atrakcyjniejsza dla czytelnika. Chciałam tego uniknąć.
- Czy to Pani wybrała sobie Andrzeja Opalę na rozmówcę?
Nie. Autor został wytypowany przez wydawnictwo. Wcześniej go nie znałam.
- Dobrze się Pani z nim rozmawiało?
Myślę, że tak. Choć do końca zostaliśmy na „Pan” i „Pani”. Dzięki temu, że Andrzej Opala mnie nie znał, miał chyba do mnie bardziej obiektywny stosunek. Gdybym rozmawiała z kimś znajomym, nałożył by się na rozmowę filtr wzajemnej sympatii. A ja nie chciałam stwarzać atmosfery zbytniej intymności. Bałam się, że wówczas nasza rozmowa mogłaby popłynąć w kierunku moich prywatnych zwierzeń. Po co? I tak wszystko bym potem wyrzuciła.
- Dużo Pani poprawiała?
Przeczytałam tekst kilka razy i za każdym razem coś wykreślałam. Chodziło mi o to, żeby styl był potoczysty, ale nie za bardzo kolokwialny. Starałam się szczególnie ważyć słowa, kiedy mówię o innych osobach. Łatwo bowiem pozwolić sobie na nonszalancję w mówieniu i powiedzieć słowo za dużo. Nie chciałam przekraczać pewnych granic, aby kogoś nie zranić i nie zdradzać cudzych tajemnic. Być może dla niektórych jest to wadą tej książki.
- Niektóre portale z pewnością będą rozczarowane. Przewidywały bowiem, że książka powstaje po to, aby mogła Pani temu i owemu „dołożyć”....
Jeśli Pani czytała książkę, wie, że tak nie jest. To przypisywanie mi intencji, których nigdy nie miałam.
- Książka kończy się wyznaniem, że jest Pani osobą szczęśliwą prywatne, dość mocno zmęczoną tym, co robiła dotychczas, czyli pisaniem scenariuszy seriali. Czas na wakacje?
Raczej na zmianę sposobu życia. Pracę w innym rytmie, a nie zupełny odpoczynek. Moja praca to tak naprawdę potworny kierat i olbrzymia odpowiedzialność. Brakuje mi już sił, aby trzymać to wszystko na swoich barkach.
- Jakie są pomysły na zagospodarowanie przyszłości?
Chcę w łagodny i przemyślany sposób przekazać kierownictwo literackie „Barw szczęścia” i pozostać producentem koordynujący całość. Jeśli odpadnie mi terminowa praca nad literacką warstwą scenariusza, z pewnością odczuję wielką ulgę. To pierwszy krok, który chciałabym zrobić.
- Czy wraz z Pani odejściem skończą się też „Barwy szczęścia”?
Gdyby wiązało się to z tego typu ryzykiem, nigdy bym go nie podjęła. Zamierzam wykonać taki ruch jak przy poprzednich moich serialach. Odchodzę z pisania, a serial idzie dalej i wcale nie jest gorszy. Póki nie znajdę kogoś, kto będzie w stanie sprawnie kontynuować moją pracę, na pewno nie odejdę.
- Jakie były Pani ostatnie decyzje obsadowe związane z „Barwami szczęścia”?
W jednym z bardziej rozbudowanych wątków pojawi się Piotr Grabowski. Zagra lekarza, sąsiada i przyjaciela Olafa Lubaszenko, czyli Romana Pyrki, z okresu szkoły średniej, który po wielu latach wraca do Warszawy. Kręcone są z nim pierwsze odcinki.
Zobacz także:
[
ANIA MUCHA: OD LOLITKI DO SEKSBOMBY! ]( /gid,5832,img,218340,fototemat.html )
[
BRZYDULA SIĘ ROZEBRAŁA! ZOBACZCIE ZDJĘCIA! ]( /gid,5874,img,219095,fototemat.html )
[
NAJWIĘKSZE SERIALOWE OBCIACHY ROKU ]( /gid,5880,img,212495,fototemat.html )
[
SZOKUJĄCE ZAROBKI GWIAZD TVP ]( http://film.wp.pl/tyle-zarabiaja-w-tvp-6025284410012289g )
- O kolejnym serialu raczej Pani nie myśli?
Nie ma o tym mowy! Mogę podrzucić pomysł, zainspirować powstanie takiego serialu, być producentem, ale na pewno nigdy już nie zdecyduję się na serial bez końca, którego będę szefem literackim.
- Kiedy rozmawiałyśmy jakiś czas temu myślała Pani o napisaniu powieści obyczajowej...
Cały czas o tym myślę, ale nie da się tego zrobić, kiedy jednocześnie pisze się serial. No, może są osoby, które to potrafią, ja do nich nie należę. Zbyt jestem zanurzona w serialu, przesiąknięta serialowym sposobem opowiadania, żebym potrafiła się przestawić na inny sposób narracji. Gdybym równolegle zabrała się za powieść, powstało by coś z gatunku lekkiej literatury popularnej, a tego bym nie chciała.
- Czy scenarzyście serialu śnią się czasem takie sceny jak z książki i filmu „Misery”, gdzie fanka - nie mogąc pogodzić się z faktem, że autor uśmiercił jej ukochaną bohaterkę – więzi go i zmusza siłą do zmiany zakończenia.
Nie. Śnią mi się sytuacje będące splotem pracy, spraw prywatnych i Bóg wie czego jeszcze. Najbardziej nieoczekiwane zestawy. Ale póki co koszmary mi się nie śnią.
- Czy serialom, które wyszły spod Pani ręki, grozi, że z czasem staną się taką polską „Modą na sukces”?
Wydaje mi się, że koledzy dobrze nad nimi pracują. Na razie nie widzę więc takiego niebezpieczeństwa. Choć, oczywiście, trudno po 1000. odcinkach utrzymywać wciąż taki sam dobry poziom. Ilość perypetii jest niby nieograniczona, ale istnieją dwa zagrożenia – albo zaczynamy się powtarzać, albo wymyślamy historie mało prawdopodobne. I jedno i drugie rozwiązanie jest niebezpieczne. Nie widzę tego typu objawów w serialach, które robiłam.
- Z książki wyłania się obraz osoby zdyscyplinowanej, ceniącej sobie lojalność i rzetelność. Jednym słowem - kobieta z zasadami. Czy Ilona Łepkowska ma jakieś kobiece słabostki?
Mam dużo słabości. Przede wszystkim powinnam mniej jeść i więcej się gimnastykować. Czasem gniewam się niepotrzebnie Generalnie nie jestem więc osobą bez skazy. Ale dużo wymagam od siebie samej, w związku z czym dużo wymagam też od współpracowników. Być może jest to dla niektórych wadą? Mnie też się często nie chce czegoś zrobić. Staram się jednak sobie nie odpuszczać.
- Kiedy wybitnie nie chce się Pani pisać, jak się Pani motywuje?
Patrzę na kalendarz. Mam na biurku kartkę z terminami oddania poszczególnych transz. Jak na nią patrzę, od razu zaczynam się mobilizować.
- Nie ma Pani stanów zawieszenia umysłu jak bohater filmu „Barton Fink”, który siedział nad białą kartką papieru z totalną pustką w głowie?
Nie mogę mieć, więc nie mam.
- Potrafi Pani być dla siebie dobra i pozwolić sobie na odrobinę przyjemności, kiedy akurat nie chce się pisać?
Nie miałabym żadnej przyjemności z rozrywki, gdybym wiedziała, że czekają na mnie obowiązki. Świadomość, że czegoś nie zrobiłam, bardzo by mnie męczyła. Nie byłabym w stanie wyjechać na urlop, wiedząc że nie napisałam odpowiedniej ilości odcinków. Taki wypoczynek nie przyniósłby mi więc żadnej ulgi.
- Jak duże poczucie humoru ma Pani na swój temat? Określenie „Szekspir k...przyjechał”, skierowane pod Pani adresem, bawi Panią?
Uważam, że mam duże poczucie humoru na swój temat. Nie oczekuję hołdów od najbliższych. Absolutnie! Mogą do woli żartować na temat mojego sposobu pracy. W ogóle nie mam z tym problemu.
- Uważa Pani, że kobiety są lepszą częścią ludzkości?
Jestem o tym głęboko przekonana. Kobiety są bardziej harmonijnie rozwinięte. To znaczy, potrafią sobie radzić z różnymi rzeczami w wielu dziedzinach życia. Są uczuciowe, zdolne do empatii, a jednocześnie racjonalne i konkretne. U mężczyzn gorzej bywa z tą empatycznością. I nie ma co mieć do nich o to pretensji. Wydaje mi się, że niektórzy mężczyźni nie mają po prostu wmontowanego jakiegoś podzespołu (śmiech).
- Da się z tym żyć?
Owszem, jeśli się zrozumie, że to nie zła wola mężczyzny, partnera, przyjaciela, czy kogoś z rodziny. Jest to po prostu cecha osobnicza związana z płcią. Nie ma sensu mieć do nich pretensji o to, że nie pamiętają o rocznicy i nie potrafią skoncentrować się na kilku wątkach jednocześnie. Wiem, że nie płynie to ze złej woli, lecz - powiedzmy - innego uszeregowania informacji w mózgu.
Zobacz także:
[
ANIA MUCHA: OD LOLITKI DO SEKSBOMBY! ]( /gid,5832,img,218340,fototemat.html )
[
BRZYDULA SIĘ ROZEBRAŁA! ZOBACZCIE ZDJĘCIA! ]( /gid,5874,img,219095,fototemat.html )
[
NAJWIĘKSZE SERIALOWE OBCIACHY ROKU ]( /gid,5880,img,212495,fototemat.html )
[
SZOKUJĄCE ZAROBKI GWIAZD TVP ]( http://film.wp.pl/tyle-zarabiaja-w-tvp-6025284410012289g )
- Lubi Pani dominować w związkach?
Nie, ale nie lubię też być podporządkowana. Uważam, że najlepsze jest partnerstwo. Nie wyobrażam sobie bycia arabską żoną, która idzie dwa metry za mężem i nie ma nic do powiedzenia. Byłam już w związkach, w których dominowałam i też nie przynosiło mi to żadnej satysfakcji. Życie z kimś, kto się dał zdominować. Co to za atrakcja? Znaczy, że jest słaby...
- A mężczyzna Pani zdaniem powinien być silny?
Niekoniecznie silny. Powinien raczej być moim partnerem i mieć swoje zdanie, osobowość, charakter. A człowiek słaby ma też z reguły słaby charakter. Dla mnie jest więc nieciekawy.
- Ale bycie silną kobietą, nie przeszkadza Pani w tym, aby od czasu do czasu ugotować ukochanemu grochówkę?
To dla mnie żaden problem. Potrafię w domu ugotować, upiec i posprzątać. I nie czuję się pokrzywdzona, kiedy podaję partnerowi śniadanie.
- Ale równie miło byłoby, gdyby to on podał Pani śniadanie…
Też potrafi. Szczególnie w sobotę i niedzielę, kiedy nie musi wcześnie wychodzić do pracy. Egzekwowanie za każdym razem zasady, że wszystko robimy razem dobre jest dla kogoś, kto ma dużo czasu. Podawanie śniadania nie uwłacza nikomu.
- Ubawiłam się Pani komentarzem dotyczącym Kongresu Kobiet Polskich. Porównała go Pani do „Seksmisji”. Entuzjazm był tak duży, że o mały włos, jak Pani zauważyła, nie uchwaliłyście, że Kopernik była kobietą…
Mogą się za to na mnie obrazić koleżanki z Kongresu. Uważam jednak, że na plenarnych obradach krzyki inicjowane ze sceny jako żywo przypominały „Seksmisję”. A ja nie czuję się nadzwyczajnie w czymś takim. Wspólnota jest rzeczą wspaniałą. Mobilizacja środowiska również godna pochwały. Natomiast niektóre objawy zgromadzenia kobiet wydały mi się śmieszne i niepokojące.
- Komu, bądź czemu, najwięcej Pani w życiu zawdzięcza?
Paradoksalnie najwięcej zawdzięczam mężczyznom, którzy nie byli dla mnie dobrzy. Dzięki nim musiałam się mobilizować do większego wysiłku w trudnych momentach mego życia. Osobiste kłopoty zmuszały mnie do zajęcia się pracą, żeby zapomnieć, albo żeby utrzymać dziecko.
- Skoro przeciwności losu i „niedobrzy” mężczyźni motywowali Panią do pisania, to fakt, że dziś jest Pani kobietą szczęśliwą, wiele osób z pewnością zmartwi, bo ucierpią na tym ich ukochane seriale.
Napisałam wystarczająco dużo seriali, żeby teraz zająć się swoim życiem. Nie mam takiego obowiązku wobec społeczeństwa, żeby pisać kolejnych 1000 odcinków. Poza tym tysiące kobiet w tym kraju przeszły na emeryturę w wieku 55 lat – tyle właśnie mam - a niektóre nawet wcześniej. Wydaje mi się więc, że i mnie wolno.
- Ruszy teraz Pani na podbój świata. Widać na horyzoncie interesującą podróż?
Na razie będą to raczej krótkie wyjazdy, ponieważ na dłuższe podróże trzeba by mieć znacznie więcej czasu, a zarówno ja, jak i mój partner, mamy nadal zobowiązania zawodowe. Przyznam, że nie lubię podróżować sama. Dlatego wiosną, w maju, planujemy podróż do Izraela, którego w ogóle nie znam. Jesienią natomiast wybieramy się do Toskanii, w której też nie byłam.
- Może powstanie powieść w rodzaju „Pod słońcem Toskanii”?
Żeby powstała powieść, trzeba by tam dłużej pomieszkać. Dwa tygodnie to za mało.
- Ewentualnie nowelka?
Ewentualnie (śmiech).
- Gdzie najbardziej chciałaby Pani być w tym momencie…
Jestem domatorką, więc najchętniej zostałabym dziś w domu. Przyznam, że wcale nie chciało mi się z niego wychodzić. Jutro zamierzam zająć się sprzątaniem, ponieważ sprzątaczka zachorowała.
- Bez czego nie może wyobrazić sobie Pani życia?
Bez miłości. Były oczywiście w moim życiu okresy, w których nie byłam kochana i nie kochałam, ale nie były to miłe momenty. Dla miłości jestem w stanie wiele poświęcić, pójść na kompromis, wyjść naprzeciw drugiej osobie. Nie znaczy to jednak, że byłabym skłonna podporządkować się komuś, czy kompletnie zatracić.
- Miłość to paliwo, które pozwala żyć…
To paliwo, które pozwala dobrze żyć. Żyć jakoś tam zawsze się da. Wystarczy mieć tlen w płucach i coś do jedzenia. Ale co to za życie?
- Czy Ilona Łepkowska jest w tej chwili kobietą zakochaną?
Podobno zakochanie to stan, który trwa siedem miesięcy. Ja w takim razie mam go już za sobą. Teraz jestem kobietą kochającą (śmiech).
Zobacz także:
[
ANIA MUCHA: OD LOLITKI DO SEKSBOMBY! ]( /gid,5832,img,218340,fototemat.html )
[
BRZYDULA SIĘ ROZEBRAŁA! ZOBACZCIE ZDJĘCIA! ]( /gid,5874,img,219095,fototemat.html )
[
NAJWIĘKSZE SERIALOWE OBCIACHY ROKU ]( /gid,5880,img,212495,fototemat.html )
[
SZOKUJĄCE ZAROBKI GWIAZD TVP ]( http://film.wp.pl/tyle-zarabiaja-w-tvp-6025284410012289g )
- I jak się Pani w tym stanie odnajduje?
Bardzo dobrze. Z moim partnerem znamy się od dzieciństwa. Kiedy poznałam Sławka, miałam pięć lat, on - jedenaście. Dziś mam pięćdziesiąt pięć, więc znamy się pół wieku. Myślę, że to bardzo ułatwia sprawę. Przez cały ten czas wiedzieliśmy, co się z nami dzieje. Ja wiedziałam, że on ma dzieci, że się rozwiódł, miał drugą żonę, potem, że ta żona zmarła. Bywałam u niego w domu, etc. Mieliśmy czasem wspólne sprawy. Trudno w tym wieku jest nawiązywać bliski kontakt z kimś, kto jest dla nas całkowicie czystą kartą. My przeszliśmy po prostu na inny etap znajomości. W moim poczuciu znam Sławka od zawsze…
- Skąd ten „Sławek”, skoro ma na imię Czesław?
Już w dzieciństwa, zarówno jego jak i moi rodzice, zwracali się do niego „Sławku”. Ja też zawsze znałam go jako Sławka. Kiedy ktoś zwraca się do niego „Czesław”, chwilami nie wiem o kim mowa. Może on sam nie lubił zdrobnienia „Czesiek”?
- Pani Ilono, nie uważa Pani, że historia waszej znajomości, to dobry materiał na scenariusz lub powieść?
Czy ja wiem? Scenariusz byłby dobry, gdyby na przykład z jednej strony było wielkie uczucie i poczucie niespełnienia, a z drugiej nie. W naszej wspólnej historii nie ma dramatycznych momentów. Sławek zawsze mi się podobał i uważałam go za szalenie interesującego człowieka, ale nigdy nie płakałam w poduszkę, że ma inną żonę. Nie było między nami melodramatycznych zakrętów. Wszystko ułożyło się bardzo spokojnie.
- Jak u Altmana - równoległe wątki, które w końcu się przecięły…
Trochę tak. Kiedy on robił ważne rzeczy, ja zajmowałam się dzieckiem. Teraz on projektuje wielkie budynki, ja zajmuję się serialami, które w tych budynkach są produkowane. Zabawne. Sławek zaprojektował nowy budynek telewizji, przed którym stoi rzeźba Wiktora, którego ja mam na własność. Żartuję, że budynek ten został wybudowany z pieniędzy zarobionych na reklamach „M jak miłość”.
- Często jest Pani gościem w telewizji?
Nie. Przychodzę tylko wtedy, kiedy występuję w jakimś programie. Nie znam obecnego prezesa. Szefa Programu Drugiego poznałam podczas spotkania z okazji 10-lecia „Na dobre i na złe”. Szefa Agencji Filmowej nie znam. Szczęśliwie nie muszę chodzić po tych korytarzach. Wszystkie sprawy organizacyjne bierze na siebie Tadeusz Lampka. Ja za to użeram się ze scenarzystami i aktorami. Taki mamy podział obowiązków.
- Od „Nie kłam, kochanie” minęło sporo czasu. Myśli Pani kolejnym filmie fabularnym?
Tak. Powstają scenariusze dwóch komedii - pomyłek i obyczajowej. Nie chcę jednak, aby cokolwiek odbywało się ze szkodą dla mojego życia prywatnego. Jest dom, partner, dla którego chcę mieć czas, przyjaciele...
- I pies, który domaga się wyjścia na spacer?
Z psem nie muszę już wychodzić na spacery. Mamy tak duży teren wokół domu, że może się wybiegać do woli. Czasami, kiedy otwieram bramę, ucieka na dwie, trzy godziny, a potem wraca kompletnie zmachany. Uważa chyba, że teraz cały świat należy do niego. Niestety, zbisurmanił się przez mieszkanie na wsi (śmiech).
- Do swego „domu nad rozlewiskiem” na Mazurach już Pani nie zagląda?
W tym roku nie przenocowałam tam ani razu. Po co miałabym jechać dwieście kilometrów do domku, który ma 60 metrów kwadratowych, kiedy mieszkam w domu, który ma 350, a do tego olbrzymi, piękny ogród i sad…
- Można usiąść pod lipą, na trawie i coś napisać…
Można, ale po co? Wolę sadzić nowe rośliny i patrzeć jak wszystko rośnie (śmiech).
- Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz/AKPA
Zobacz także:
[
ANIA MUCHA: OD LOLITKI DO SEKSBOMBY! ]( /gid,5832,img,218340,fototemat.html )
[
BRZYDULA SIĘ ROZEBRAŁA! ZOBACZCIE ZDJĘCIA! ]( /gid,5874,img,219095,fototemat.html )
[
NAJWIĘKSZE SERIALOWE OBCIACHY ROKU ]( /gid,5880,img,212495,fototemat.html )
[
SZOKUJĄCE ZAROBKI GWIAZD TVP ]( http://film.wp.pl/tyle-zarabiaja-w-tvp-6025284410012289g )