Ilona Łepkowska: Być w porządku
Ilona Łepkowska - scenarzystka i pisarka, zwana jest też "królową polskich seriali". Nie przez przypadek, bo wszystko czego się dotknie zamienia w sukces. Na liście jej dokonań jest "Klan", "Na dobre i na złe", "M jak Miłość", a ostatnio także "Barwy szczęścia". To ona kreuje gwiazdy szklanego ekranu. Nic więc dziwnego, że uznano ją za Najbardziej Wpływową Kobietę w Polsce. Ona sama uważa, że jej wpływ ogranicza się jedynie do tego, co miliony widzów oglądają wieczorami. Mimo ogromnej popularności stara się żyć normalnie. Twierdzi, że najważniejsze, aby w życiu być w porządku wobec innych.
29.05.2008 18:15
**
Rozmawiałyśmy kiedyś na temat mebli. Powiedziała Pani wtedy, że aby tworzyć nie zatapia się Pani w głębokim, puszystym fotelu, tylko wychodzi na spacer z psem i tam przychodzą Pani do głowy najlepsze pomysły. Co urodziło się ostatnio?**
Pomysły dotyczące serialu muszą się rodzić na bieżąco. W tej chwili dotyczy to głównie "Barw szczęścia". Na tym się skupiam, ale mam też pomysł na nowy film fabularny i właśnie zaczynam pisanie scenariusza. Nic więcej na razie powiedzieć nie mogę, poza tym, że będzie to komedia.
**
A nie myślała Pani, o tym żeby kiedyś napisać kryminał?**
Kryminały uwielbiam czytać, lubię też oglądać je w kinie, natomiast do ich pisania jakoś mnie nie ciągnie. Nie wiem dlaczego. Wydaje mi się, że każdy powinien mieć poczucie tego, co robi lepiej, co mu dobrze wychodzi, i tego powinien się trzymać.
**
A ile w Pani scenariuszach jest tak zwanej prawdy życiowej?**
Mam nadzieję, że sporo, chociaż oczywiście film jest przetworzeniem rzeczywistości. Choćby w ten sposób, że w życiu przeciętnego człowieka zazwyczaj nie dzieje się tyle, co w życiu serialowych bohaterów. Z drugiej strony, życie bywa bogatsze od scenariusza. Niejednokrotnie, kiedy ludzie opowiadają mi swoje historie życiowe, słyszę z ich ust - Gdyby napisała to pani w scenariuszu, pewnie nikt by nie uwierzył, a mnie się to zdarzyło naprawdę. Powiem szczerze - znam takie sytuacje z własnego życia.
Zapewne, gdybym je zapisała w scenariuszu, powiedzieliby, że nieźle pojechałam po bandzie, bo to nieprawdopodobne. A były to rzeczy, które naprawdę mi się przytrafiły. Tak więc z tą bliskością życia bywa bardzo różnie. Często sama bym się pohamowała przed napisaniem czegoś, a w życiu to się naprawdę zdarzyło. Znam takie historie. **
Wykorzystuje Pani historie zasłyszane od kogoś?**
Tak, tylko że w jakiś sposób przetworzone. Nie chcę robić czegokolwiek, co dla mojego rozmówcy - przyjaciela, znajomego - byłoby przykre i co pokazane na ekranie pozwalałoby zidentyfikować tę osobę. Uważam, że każdy ma prawo do swojego życia i swojej historii. Jest ich właścicielem, bo je przeżył, często ciężko. Dlatego nie wolno tego robić bez jego zgody. Oczywiście, z tych relacji biorą się historie, które wymyślam.
. Z tego, że ileś losów ludzkich poznałam - czy to wśród swojej rodziny, znajomych, czy z reportaży w gazetach. Często zupełnie obcy ludzie przysyłają mi listy, w których opowiadają swoje historie. Zawsze staram się to wykorzystać, ale jak mówię, nigdy w sposób bezpośredni.
**
Niedawno na ekrany kin trafiła komedia romantyczna pani autorstwa - "Nie kłam, kochanie!". Podobno jest tam sporo takich życiowych wątków...**
Trochę tak. Z tym, że filmowa historia jest bardzo pogodna, natomiast inspiracja była mniej przyjemna. To historia chronicznego kłamcy, którego naprawdę spotkałam w życiu, ale w rzeczywistości nie skończyło się to tak dobrze jak w filmie. Ciężar tych kłamstw był dużo większy i wyrządzona krzywda również. W ten właśnie sposób przekształcam rzeczywistość.
**
Czy kłamstwo w życiu pomaga, czy przeszkadza?**
Generalnie nie dyskutuję o tym - uważam, że nie należy kłamać, koniec - kropka. Są z pewnością ludzie, którzy na tym kłamstwie jadą. Człowiek, który był inspiracją dla filmu - jechał na kłamstwie i nadal jedzie, choć usilnie twierdzi, że przestał kłamać, w co jednak nie wierzę.
**
Co było pierwsze scenariusz filmu, czy książka?**
Scenariusz. Książkę napisała później Maja Kotarska na podstawie mojego scenariusza. Miałam wpływ na jej kształt w tym znaczeniu, że przeczytałam próbkę jej adaptacji i zgodziłam się, żeby to ona pisała. Po drugie, kiedy powstała pierwsza wersja książki, dałam swoje uwagi. W tym znaczeniu jestem współautorką, natomiast fizycznie to ona tę książkę napisała.
**
Czy ma Pani pomysł na kolejną książkę?**
Mam pomysł na książkę, którą sama mogłabym napisać, i która nie byłaby żadnym przekształcenie scenariusza, ale to dosyć ciężki temat. Praca nad książką wymagałaby ode mnie, żebym przez jakiś czas nie była zajęta serialami, bo to zupełnie inny sposób pisania. Poza tym, gdybym napisała książkę, byłaby ona zupełnie inna w stylu od tego, co piszę i do czego przyzwyczaiłam widzów.
Nie ma najmniejszego powodu, żebym pisała książkę w stylu Kasi Grocholi - choć lubię jej książki i czasem czytam, gdy jestem zmęczona - ale wiele razy udowodniłam już, że potrafię napisać popularną rzecz. Dlatego, jeślibym miała coś napisać teraz, byłoby to zaskakujące i inne ...
**
Inne w gatunku...**
Tak. Ciężkie, mroczne, ponure...
**
Horror?**
Nie, byłaby to rzecz obyczajowa.
**
Coś w rodzaju "Placu Zbawiciela"?**
Może. W każdym razie nie kończyłoby się tak dobrze jak moje filmy (śmiech).
**
Niedawno została Pani uznana za Najbardziej Wpływową Kobietę w Polsce. Na co ma Pani największy wpływ, na wyobraźnię telewidzów?**
Kiedy odbierałam nagrodę powiedziałam, że mam wpływ co najwyżej na to, co kilka milionów Polaków ogląda wieczorami. Na to kto jest na okładkach kolorowych pism, kto wygrywa rankingi, plebiscyty najpiękniejszych i najpopularniejszych, bo rzeczywiście przyłożyłam rękę do wykreowania kilku gwiazd. Nie sądzę jednak, żebym miała wpływ na wyobraźnię widzów. Nagroda jest bardzo miła, ale nie czuję się osobą wpływową w tym znaczeniu, w jakim wpływowe są panie zajmujące się polityką, gospodarką, czy ekonomią.
Jeśli ktoś pisze nową ustawę podatkową, to rzeczywiście wpływa na życie wszystkich ludzi w naszym kraju, ja co najwyżej dostarczam im rozrywki. Rozumiem, że jest to gest w moim kierunku, mówiący, że to co robię jest akceptowane i podoba się ludziom, że umiem utrafić w gust Polaków. Bardziej chodzi o to, że umiem trafić w gust niż, że ten gust kształtuję. Sama nie uważam się za osobę wpływową. Myślę, że mimo sukcesu zawodowego, nie odbiło mi - na szczęście.
Nie mam poczucia, że jestem kimś szczególnym - nie zmieniłam kręgu znajomych, swoich zwyczajów, stylu ubierania się, sklepów, w których kupuję. Myślę, że sukces nie miał wielkiego wpływu na moje życie, a na pewno nie na życie innych ludzi.
**
Jakie książki znajdują się na półkach w Pani domu?**
Bardzo różne. Najbardziej lubię powieści i pamiętniki, w których mogę znaleźć coś prawdziwego. Na pewno nie czytam science fiction, nie mam na półce chyba żadnej książki typu fantasy. Nigdy nie byłam wielką fanką Tolkiena. Przeczytałam wprawdzie jego utwory, ponieważ uważam, że jest to coś tak znanego, że trzeba wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Lubię dobrze skonstruowane powieści, to jest dla mnie najważniejsze?
**
Współczesne, czy XIX-wieczne?**
Wolę współczesne, bo to dla mnie pewien rodzaj inspiracji. Nie chodzi o to, że kopiuję wątki z książek. Po prostu jest to bliższe temu, co robię.
**
Co ostatnio zdarzyło się Pani przeczytać?**
W tej chwili czytam akurat jeden ze starszych utworów Irwina Shawa - "Wieczór w Bizancjum". Nie czytałam go tej pory, chociaż większość jego książek znam. Wcześniej czytałam Fannie Flagg "Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie pójdę do nieba". To autorka "Smażonych, zielonych pomidorów", które też niesamowicie mi się podobały. Wiele książek poodkładałam sobie na bok. Chciałam przeczytać "Pokutę".
Widziałam film, a lubię porównać obraz ze słowem, żeby zobaczyć w jaki sposób została zrobiona adaptacja. Niestety, czytam za mało, ponieważ jestem zbyt zajęta. Staram się jednak nie zasnąć zanim nie przeczytam przynajmniej dwóch stroniczek przed snem.
**
W jaki sposób wybiera Pani i kreuje gwiazdy swoich seriali? Patrzy Pani na aktora i od razu wie, że to potencjalna gwiazda?**
Zawsze staram się przeprowadzić casting. Czasami pisząc wiem, dla kogo jest to pisane. Takie rzeczy się zdarzają, choć nie za często. Myślę, że mam jakiś rodzaj intuicji. Potrafię coś zobaczyć wcześniej i kiksów obsadowych w moich serialach jest stosunkowo mało. Nie jest w tej chwili łatwo obsadzać, ponieważ mam zasadę, że biorę aktorów, którzy nie są specjalnie ograni. Na przykład w "Barwach szczęścia" w gruncie rzeczy większość to osoby, które były mało znane, albo zapomniane, tak jak Sławka Łozińska.
Jest coraz ciężej, ponieważ nie chcę brać kogoś, kto jest twarzą innego serialu. Moja intuicja polega na tym, że wiem, iż granie w serialu wymaga innych umiejętności aktorskich i warunków fizycznych. Wcale nie muszą to być osoby ładne i przystojne. Chodzi o to, że osoba, pokazywana często w bliskim planie, musi mieć sympatyczną twarz. No, może z wyjątkiem czarnych charakterów (śmiech). Taką twarz, którą chcemy oglądać z bliska. Są wybitni aktorzy, którzy fantastycznie sprawdzają się w teatrze, świetnie mogą się sprawdzić w filmie fabularnym, natomiast w bliskim planie serialowym, moim zdaniem, by się nie sprawdzili i ich nie obsadzam.
**
Ze względu na pewien rodzaj teatralnej nadekspresji?**
Po prostu są to osoby, które mają coś w twarzy, czego w zbliżeniu nie chce się oglądać. Nie wiadomo, dlaczego. Przykład - przeprowadzałam casting na nową postać w "Barwach szczęścia". Potrzebny był młody człowiek. Na początku musi to być osoba sympatyczna i budząca zaufanie. Potem może okazać się, że nie całkiem szczerze. Większość chłopaków można było z góry wyeliminować ze względu na fałszywy uśmiech - w kinie mogą zagrać, w telewizji nie ma mowy.
**
Która z ról była pisana pod konkretną osobę?**
Od początku myślałam o Piotrze Jankowskim, który gra Walawskiego w "Barwach szczęścia", o Kasi Zielińskiej, Kasi Glince i Marcinie Hycnarze. To wtedy w dużej mierze były osoby mało znane.
**
Ale dzięki serialowi to się zmieniło, chociaż Marcin Hycnar dużo grał w teatrze...**
Marcin tak, ale w telewizji był kompletnie nieznany. Natomiast Kasia Zielińska grała w "Klanie" i nikt jej tam nie zauważał, ponieważ była szarą myszką. A to osoba, która potrafi być szalenie efektowna. Kazałam jej zmienić kolor włosów. Przekonałam też moich współpracowników, którzy twierdzili, że ona niekoniecznie się do tej roli nada. Powiedziałam im, że nada się, tylko trzeba ją wystylizować, wyciągnąć to "coś", co ma w sobie.
**
Czy pomysł uśmiercenia przy porodzie Eweliny, czyli Teresy Dzielskiej, był od początku, czy pojawił się w trakcie realizacji serialu?**
Pojawił się trochę wcześniej. Nie będę zdradzać, ale w tym wątku jeszcze niejedno widzów zaskoczy...
**
Adrianna Biedrzyńska wspominała niedawno, że w "Barwach szczęścia" wiele się dzieje i nieoczekiwanych zwrotów akcji z pewnością nie zabraknie...**
Zgadza się, w serialu sporo się będzie działo. O, właśnie - Biedrzyńska to też przykład aktorki, która już bardzo dawno nie grała w popularnym serialu, a uważam, że jest bardzo dobrą aktorką.
**
A jak potoczą się losy bohaterów "M jak Miłość", czy Simona wróci z Niemiec?**
Nie sądzę. Przynajmniej póki ja żyję
**
A Steffen Möller?**
Steffen sam zrezygnował. Moim zdaniem troszeczkę się przeforsował - brał wszystko, było go wszędzie za dużo. Myślę, że zapomniał o tym, że psychika ma swoje prawa i nie można jej za bardzo forsować, bo robi się sobie krzywdę. W tej chwili nie piszę scenariusza "M jak Miłość", wszystkie wątki kształtuje przede wszystkim Alina Puchała, ale pewne rzeczy są ze mną ustalane, jako z producentem. W tej chwili nie wyobrażam sobie powrotu pani Perepeczko z powodów czysto ludzkich.
Nie po tym, co wykonała. Są jakieś granice, do których można się posunąć chcąc grać dalej rolę w serialu. Uważam, że to, co wyprawiała i to, co mówiła po swoim odejściu, w jaki sposób próbowała wywrzeć nacisk, żeby wrócić, są skandaliczne. Niech się cieszy, że nie podałam jej do sądu.
**
A sprawa Madzi Marszałek, którą gra Ania Mucha?**
Ania Mucha jest w tej chwili w Stanach. Absolutnie nie oznacza to, że nie wróci do serialu. Wyjechała - miała prawo. Poprosiła mnie o to wcześniej. Powiedziała, że jej na tym zależy, ale nie chciałaby zrywać kontaktu z serialem. Dlatego wymyśliliśmy odpowiedni wątek, żeby mogła wyjechać. Nie było nam to na rękę, ale jak mówią - z niewolnika nie ma pracownika. Nie ma powodu, żeby młodej dziewczynie, która widzi dla siebie szansę prywatną i zawodową, tego bronić. Nie jestem właścicielką pani Muchy, ani nikogo z moich aktorów ...
**
To spytam też o Małgosię Kożuchowską...**
Też nie jestem jej właścicielką. Oczywiście, mogę tak czy inaczej oceniać jej decyzje zawodowe. To moje prawo. Natomiast mogę oczekiwać, że aktorzy będą spełniać warunki umowy - o informowaniu, pytaniu o zgodę, itd. Na tyle wcześniej, żebyśmy zdążyli coś w scenariuszu zmienić. Takich rzeczy mogę oczekiwać, natomiast - powtarzam - nie jestem ich właścicielką.
. Prawda jest taka - serial jest wielowątkowy i jest mnóstwo aktorów, nad których stratą bym niezwykle bolała. Ale przykład Marcina Bosaka pokazuje, że, jak mawiała moja babcia - dłużej klasztora niż przeora, więc bardzo żałowałam, że odszedł. Ale skoro taka była jego wola, to znaleźliśmy kogoś innego na jego miejsce.
**
Czy "M jak Miłość" będzie miało kiedyś swój finał?**
Wydaje mi się, że przy takiej oglądalności to jeszcze długo nie nastąpi. Przykład innych seriali, takich jak "Klan", pokazuje, że jeśli serial przynosi dochody, a autorzy mają pomysły, to telewizja na pewno z niego nie zrezygnuje. Ale, życie potrafi nas zaskoczyć. Wszystko się może zdarzyć - na przykład nastanie nowy prezes telewizji i zdejmie serial z anteny. Chociaż paru prezesów żeśmy przeżyli (śmiech). Kiedy zacznie spadać oglądalność, to może nawet sami zdecydujemy się zdjąć serial, żeby nie schodzić poniżej pewnego poziomu. Na razie nie ma takiego niebezpieczeństwa. Może nie forever, ale rok, dwa, trzy, "M jak Miłość" jeszcze na pewno przetrwa.
**
Jaki jest Pani stosunek do plotek. Co rusz coś wypływa - a to, że nastąpił konflikt z Małgosią**
Kożuchowską, bo odeszła do "Tylko miłość", a to, że Kasia Cichopek emigruje do "Weterynarzy", etc. Plotki, które pojawiają się tu i ówdzie na temat aktorów z "M jak Miłość", są tylko dowodem na to jak popularny jest to serial. Zrozumiałe, że prasa brukowa i kolorowa żywi się takimi rzeczami. Umieszczenie na okładce pisma tekstu - "Odchodzi z M jak Miłość" - natychmiast zwiększa nakład numeru. Rozumiem to, choć oczywiście uważam, że czasami idzie to za daleko. Cóż, nie zatrzymamy tego, tak jak nie zatrzymamy brukowców z ich plotkarskimi informacjami wyssanymi z palca. Uważam jedynie, że jeżeli plotki są na tyle poważne, że godzą w dobre imię człowieka, jego spokój i dobra osobiste, to trzeba po prostu wytaczać procesy.
Przykład kilku gwiazd najlepiej pokazuje, że warto to robić. Poza tym, myślę, że jak ktoś nie chce, żeby o nim plotkowano, to w większości wypadków się o nim nie plotkuje. Są tacy aktorzy, wybitni i znani, którzy nigdy w życiu na żadnej plotkarskiej stronie się nie znaleźli. Natomiast jeśli aktor wypija parę kieliszków w lokalu pełnym ludzi po czym wsiada do zaparkowanego tuż obok samochodu i potem się dziwi, że go złapała policja i o tym się pisze - cóż, jest dużym chłopcem, powinien to przewidzieć.
**
uważa więc Pani, że każda sława jest równie pożądana - nie ważne dobra czy zła, byle była...**
Oczywiście, że tak nie uważam. Często współczuję tym gwiazdom i gwiazdkom. Wiem jak stresująca potrafi być sytuacja, kiedy jestem na przykład w restauracji na obiedzie z córką, a ktoś przy sąsiednim stoliku mnie rozpozna i zaczyna szeptać. Człowiek nie jest w stanie spokojnie wejść do perfumerii i prysnąć testerem, bo piszą o nim w Pudelku - "Pan Damięcki poszedł do Sephory, żeby się spryskać darmowo testerem". Z tego, co widzę na zdjęciu to on pryskał w papierek, który służy do tego, żeby sprawdzić zapach. A nawet jakby prysnął na rękę, to też nie oznacza, że nie ma wody kolońskiej w domu i przyszedł się za darmo wyperfumować, tylko chciał sprawdzić jak zapach funkcjonuje na jego skórze. To idiotyczne i bardzo stresujące, że coś takiego się dzieje.
Człowiek o znanej twarzy nie może wejść do supermarketu, bo ktoś telefonem komórkowym zrobi mu zdjęcie, jak kupuje produkty light i z tego będzie wysnuta opowieść, że się odchudza, a jak kupuje czerwone majtki, to znaczy, że ma kochanka, albo coś podobnego w tym guście . Tego typu rewelacje sprzedawane są potem za 200 złotych do "Faktu". Jeśli o te rzeczy chodzi, to świat bez wątpienia nie idzie w najlepszym kierunku. Osoby publiczne muszą się z tym liczyć. Co nie oznacza, że jest przyzwolenie na to, żeby włazić im z butami do sypialni i życia osobistego.
**
Czy uważa Pani, że mimo wszystko warto patrzeć na życie przez różowe okulary optymizmu?**
Różowe - nie. Generalnie uważam jednak, że na tym świecie jest więcej dobrych rzeczy i dobrych ludzi niż złych. Każdy powinien pilnować, żeby sam był w porządku i wokół niego było posprzątane. Świata nie zmienimy. Starajmy się, żeby koło nas wszystko było OK.- w naszym życiu, wśród naszych bliskich, w naszej pracy. Unikajmy negatywnych emocji. Świat nie jest najcudowniejszym miejscem, ważne jak my do tego podchodzimy. Nie zbawimy wszystkich, ani ich nie wychowamy - zawsze to tłumaczę swojej córce. Na przykład, kiedy się wkurza na nieterminowych fachowców. Mówię - Weronika, ten pan, czy ta pani, mieli swoją mamusię i tatusia, którzy powinni ich wychowywać oraz szefa, który powinien ich nauczyć rzetelnej pracy.
Ty tego nie zmienisz, możesz najwyżej, albo to znieść, albo go zwolnić i przestać z nim współpracować.
**
Ma Pani jakąś receptę na przetrwanie na tym "najlepszym podobno ze światów", jak mawiał Wolter?**
Staram się być zawsze w porządku, robić to, co uważam za słuszne, uczciwe i rzetelnie pracować. Tego samego oczekuję od swoich podwładnych. Cała reszta jest trudna. Jeśli ktoś mi powie, że inni mniej uczciwie rozliczają się ze swoimi współpracownikami, którzy piszą pod ich kierunkiem - Ok. Widocznie są cwaniakami, którzy rąbią na kasie zależnych od nich ludzi, którzy z nimi pracują. Ja tego nie robię. Być w porządku - to moja recepta.
**
Jest Pani srogą szefową?**
Dosyć. Jestem wymagająca, ale uważam, że wymagam najwięcej od siebie, więc mam prawo wymagać też od innych. Nie będę udawać fałszywie i skromnie - wiem, że dla wielu młodych autorów praca ze mną jest czymś, co jest na tyle atrakcyjne i co im tak dużo daje, że trzeba czasem znieść to, że bywa dość ostro. Staram się być w porządku również w sprawach finansowych - jeśli jest problem z pieniędzmi w firmie, to zawsze najpierw dostaną je moi ludzie, a na końcu ja.
Stosuję to z żelazną konsekwencją. Zawsze rozumiem ich problemy. Jak mi autorka powie, że ma chore dziecko, pozwolę jej oddać odcinek kilka dni później. Staram się byś w porządku, ale bardzo dużo wymagam, tak jak od siebie samej.
**
Udziela im Pani rad, a może sami po nie przychodzą?**
Udzielanie raz zawodowych należy do moich obowiązków. Poprawianie odcinków to, jakby nie było, rodzaj rady zawodowej. Najlepszej, bo uczą się na własnych błędach, które ja im poprawiam. Na tym polega praca. Czasem radzą się, bo napisali coś swojego, dadzą do przeczytania i poproszą o opinię...
**
I wtedy też jest Pani szczera...**
Oczywiście.
**
Jak wygląda przeciętny dzień Ilony Łepkowskiej, kobiety bardzo zajętej?**
Wstaję o szóstej rano, czasem wcześniej. Najdalej o 6.30 jestem na spacerze z psem - około godziny. Przychodzę, biorę prysznic, zaglądam do internetu, sprawdzam, czy coś nie przyszło, jakiś mail, na który muszę pilnie odpowiedzieć. Piję kawę, jem śniadanie, pracuję - albo mam spotkanie, albo montaż, albo piszę. Wychodzę z psem, gotuję obiad, czasem córka wpadnie, czasem pójdę na jakąś imprezę. Potem znowu pracuję. I tyle - nudno (śmiech).
**
A wczasy, odpoczynek...**
Byłam ostatnio cztery dni w Szkocji i było bardzo przyjemnie. Na wczasy na razie nie mam czasu. Mam mały domek na Mazurach, w którym ostatnio pracowałam. Tam praca wygląda trochę inaczej, ponieważ rytm dnia jest inny. Odstresowuję się na Mazurach, ale mimo wszystko jest to miejsce, w którym też pracuję - jeżdżę tam z laptopem. Teraz znów pojadę na parę dni, żeby zasadzić kwiatki. Kupiłam też ziółka i kwiatki na balkon. To mój relaks.