Gra o Tron - Sophie Turner uchyliła rąbka tajemnicy w związku z finałem serialu. "Będzie najkrwawszy ze wszystkich"
Fani hitu HBO z niecierpliwością wypatrują ósmego sezonu. Trudno się dziwić, skoro atmosferę przed premierą podgrzewają coraz mocniej sami aktorzy. Tajemnicę coraz trudniej zachować nawet serialowej Sansie.
29.06.2018 | aktual.: 29.06.2018 20:53
Choć aktorzy hitu HBO są zobowiązani do bezwzględnego utrzymywania informacji na temat nadchodzącego sezonu w tajemnicy, to jak widać, sami nie mogą się powstrzymać, by nie uchylić rąbka tajemnicy. Sophie, podobnie jak wcześniej Maisie Williams przytakuje przypuszczeniom fanów i potwierdza, że fabuła zbliża się do emocjonującego, finałowego starcia, stara się jednak nie podawać żadnych konkretów.
- Mogę zdradzić jedynie, że z pewnością przyjdzie nam się zmierzyć ze zbliżającym nieszczęściem. Jest bardzo duże napięcie pomiędzy grupami, które chcą walczyć o to, co ich zdaniem jest właściwe – cytuje aktorkę "Daily Mail".
Nie omieszkała jednak podsycić apetytu fanom. – Finałowy sezon będzie jeszcze krwawszy niż poprzednie, będzie w nim jeszcze więcej śmierci, a całość będzie bardziej wyczerpująca emocjonalnie niż cokolwiek, co się wydarzyło w ostatnich latach – powiedziała w rozmowie z "Gold Derby".
Zdradziła też, że cała obsada przy czytaniu ostatniego scenariusza nie kryła łez. Nie brakowało też oklasków. Przyznała także, że tak jak już wcześniej podejrzewano, Sansa w ósmym sezonie stanie się prawdziwą wojowniczką.
– Zawsze widziałam w Sansie pewien rodzaj wojowniczki i myślę, że ludzie w końcu też to zauważyli – mówiła. – Zawsze miała to poczucie, uczyła się, przygotowywała, a teraz już w pełni się objawi. To naprawdę satysfakcjonujące, jak potoczyła się jej historia i dokąd ją w końcu zaprowadziła – dodała Turner. Co więcej, czujni widzowie wyłapali przecieki zza kulis, a mianowicie zdjęcia, na których aktorka ma włosy w chłodnego blondu. Oznaczałoby to, że coraz bardziej zaczyna przypominać Khaleesi...
W podobnym tonie wypowiada się o finale reszta ekipy. Liam Cunningham (Davos Seaworth) udzielając niedawno wywiadu przyznał, że prace zbliżają się już ku końcowi. Co prywatnie go bardzo cieszy, bo będzie mógł się wreszcie pozbyć znienawidzonej brody. Swoje trzy grosze na ten temat w rozmowie z mediami dorzucił Pilou Asbæk, który wciela się w Eurona Greyjoya. Aktor opowiedział, że wcześniej potrzeba było sześciu miesięcy na nakręcenie dziesięciu odcinków. Tym razem jest odwrotnie i nakręcenie sześciu finałowych epizodów zajęło ekipie dziesięć miesięcy.
Nikolaj Coster-Walda (Jaime Lannister), też przyznał, że na planie finałowych epizodów pracowano dwa razy dłużej niż przy dwóch 10-odcinkowych sezonach.
Zobacz także
Niektórzy próbują wyciągać pewne wnioski obserwując miejsce pobytu aktorów (w mediach społecznościowych nie brakuje wskazówek) i łącząc to z lokalizacją poszczególnych planów. Finał "Gry o tron" jest kręcony m.in. w Chorwacji, Islandii i Irlandii Północnej.
Potwierdził to Jonathan Quinlan, asystent reżysera, który zamieścił na Twitterze informację o najbardziej spektakularnej bitwie w historii telewizji kręconej przez 55 nocy w 3 lokalizacjach. "Nigdy nie widzieliście czegoś takiego" – zapewnił filmowiec, który szybko usunął przeciek. W internecie jednak nic nie ginie, więc ta zapowiedź prawdopodobnie finałowej bitwy cały czas rozbudza apetyt fanów.
Zobacz także
Dużym zainteresowaniem cieszyła się też informacja o rzekomym kręceniu kilku różnych zakończeń. Takie podejście mogłoby tłumaczyć wydłużony czas pracy i rekordowe nakłady na każdy z sześciu odcinków. A przede wszystkim pozwoliłoby zachować tajemnicę o finale do samego końca, bo tylko część zaufanych ludzi z ekipy wiedziałaby, które zakończenie jest tym właściwym. Maisie Williams (Arya Stark) rozmawiając o tym z Jimmym Kimmelem przyznała, że nie wierzy w taki obrót spraw.
Z jej słów wynikało, że przeczytała tylko jedną wersję scenariusza i wie, jak zakończy się ta historia. Kilka tygodni temu o to samo zapytano Emilię Clarke (Daenerys). Aktorka oznajmiła, że jest wiele możliwych wariantów zakończenia i twórcy nie mówią wszystkiego swoim aktorom. Kręcą różne sceny, a to, które zobaczymy na ekranie, podobno wiedzą tylko nieliczni. Jedno jest pewne. Czeka nas widowisko, jakiego w telewizji jeszcze nie było.