Gra o tron 8 sezon – zapowiada się spektakularne widowisko ze słodko gorzkim zakończeniem
Od premiery finałowego sezonu "Gry o tron" dzieli nas co najmniej kilka miesięcy. Twórcy dbają, by z planu nie wyciekły żadne informacje, jednak o pewnych szczegółach udało nam się już dowiedzieć. Każdy z nich podsyca apetyt.
23.06.2018 | aktual.: 27.06.2018 13:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy ósmy sezon "Gry o tron" trafi na antenę? To jedno z najczęściej zadawanych pytań w świecie seriali, na które niestety nadal nie ma jasnej odpowiedzi. Jedno jest pewne – premiera nastąpi dopiero w 2019 r., o czym twórcy informowali na początku stycznia. Jakiś czas temu fanów rozgrzała wypowiedź Maisie Williams (Arya Stark), która wskazała na kwiecień 2019 r. jako planowany termin emisji pierwszego odcinka. Aktorka zdementowała jednak te doniesienia (jedna z gazet zacytowała jej wypowiedź sprzed kilku lat), więc kwiecień 2019 pozostaje jedynie potencjalną datą.
Liam Cunningham (Davos Seaworth) udzielając niedawno wywiadu przyznał, że prace zbliżają się już ku końcowi. Co prywatnie go bardzo cieszy, bo będzie mógł się wreszcie pozbyć znienawidzonej brody. Aktor nie wie, kiedy serial powróci na antenę i sugeruje, że nawet twórcy nie mają jeszcze konkretnej daty.
Swoje trzy grosze na ten temat w rozmowie z mediami dorzucił Pilou Asbæk, który wciela się w Eurona Greyjoya. Aktor opowiedział, że wcześniej potrzeba było sześciu miesięcy na nakręcenie dziesięciu odcinków. Tym razem jest odwrotnie i nakręcenie sześciu finałowych epizodów zajmie ekipie dziesięć miesięcy. W podobnym tonie wypowiedział się niedawno Nikolaj Coster-Walda (Jaime Lannister), mówiąc, że na planie finałowych epizodów pracowano dwa razy dłużej niż przy dwóch 10-odcinkowych sezonach.
Pierwszy klaps na planie ósmego sezonu padł w październiku 2017 r., więc biorąc słowa Asbæka za pewnik, prace rzeczywiście mają się ku końcowi.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami ósmy sezon "Gry o tron" będzie się składał z najmniejszej liczby odcinków. Sezony 1-6 były rozpisane na dziesięć odcinków, siódmy sezon na siedem, a ostatni ma mieć ich tylko sześć. Wszystko jednak wskazuje na to, że będzie to doskonały przykład pójścia na jakość, a nie na ilość.
Finałowe odcinki mają być nie tylko dłuższe od tradycyjnych (70-90 minut zamiast ok. 60-minutowych), ale także znacznie droższe w realizacji. "Gra o tron" z każdym kolejnym sezonem dostawała większy budżet. Pierwsze odcinki kosztowały ok. 5-6 mln dol. każdy, by w szóstym sezonie dobić do poziomu 10 mln dol. za godzinny epizod. W finale pojedynczy odcinek może pochłonąć nawet 15 mln dol.
Ogromne pieniądze idą w parze z rozmachem, który siłą rzeczy przekłada się na czas realizacji. Twórcy wielokrotnie podkreślali, że dziś są w zupełnie innym miejscu niż w 2011 r., gdy "Gra o tron" trafiła na antenę. Teraz ich praca przypomina realizację pełnometrażowego widowiska, a nie serialu telewizyjnego, dlatego próba dostarczenia finału przed końcem 2018 r. była nierealna.
Przypomnijmy, że już przy poprzednim sezonie nie udało się dotrzymać tradycyjnego terminu. Sezony 1-6 startowały w kwietniu lub 31 marca, z kolei siódmy zadebiutował w połowie lipca.
Jaki właściwie będzie ten ósmy sezon i co wydarzy się w finale? Członkowie obsady z oczywistych względów mają kategoryczny zakaz opowiadania o scenariuszu, ale co jakiś czas do mediów przedostaje się mniej lub bardziej świadoma sugestia. Niektórzy aktorzy pytani o finał "Gry o tron" używają określenia "słodko gorzki". Wspomniany wcześniej Pilou Asbæk powiedział "spektakularny".
Niektórzy próbują wyciągać pewne wnioski obserwując miejsce pobytu aktorów (w mediach społecznościowych nie brakuje wskazówek) i łącząc to z lokalizacją poszczególnych planów. Finał "Gry o tron" jest kręcony m.in. w Chorwacji, Islandii i Irlandii Północnej.
Potwierdził to Jonathan Quinlan, asystent reżysera, który zamieścił na Twitterze informację o najbardziej spektakularnej bitwie w historii telewizji kręconej przez 55 nocy w 3 lokalizacjach. "Nigdy nie widzieliście czegoś takiego" – zapewnił filmowiec, który szybko usunął przeciek. W internecie jednak nic nie ginie, więc ta zapowiedź prawdopodobnie finałowej bitwy cały czas rozbudza apetyt fanów.
Pewnym jest, że scenarzyści coraz bardziej odchodzą od książkowego pierwowzoru George'a R.R. Martina, który nota bene od lat pracuje nad finałem "Pieśni lodu i ognia". I tak samo jak twórcy serialowej "Gry o tron", nie wypuści kolejnej części w 2018 r. Premiera powieści "The Winds of Winter" ("Wichry zimy"), która ma być przedostatnią częścią sagi, była już wielokrotnie przekładana. W kwietniu 2018 r. Martin zapowiedział, że nie mamy co liczyć na wydanie jej przed końcem roku.
Finał "Gry o tron" pozostaje wielką niewiadomą, więc fani prześciagają się w tworzeniu mniej lub bardziej prawdopodobnych teorii związanych z przyszłością ulubionych bohaterów. Kiedy Joe Dempsie, aktor grający Gendry'ego, bękarta króla Roberta, opowiadał o swojej obecności na planie ósmego sezonu, fani założyli, że to on zasiądzie w finale na Żelaznym tronie. Niektórzy słuchając wywiadów z Emilią Clarke (Daenerys) czy Leną Headey (Cersei) doszukiwali się wzmianek o ich śmierci. Swego czasu poruszenie wzbudziła wypowiedź osoby pracującej przy rekwizytach, która miała ujawnić, że pod koniec serialu zabijają prawie wszystkich.
Dużym zainteresowaniem cieszyła się także informacja o rzekomym kręceniu kilku różnych zakończeń. Takie podejście mogłoby tłumaczyć wydłużony czas pracy i rekordowe nakłady na każdy z sześciu odcinków. A przede wszystkim pozwoliłoby zachować tajemnicę o finale do samego końca, bo tylko część zaufanych ludzi z ekipy wiedziałaby, które zakończenie jest tym właściwym. Maisie Williams (Arya Stark) rozmawiając o tym z Jimmym Kimmelem przyznała, że nie wierzy w taki obrót spraw. Z jej słów wynikało, że przeczytała tylko jedną wersję scenariusza i wie, jak zakończy się ta historia. Kilka tygodni temu o to samo zapytano Emilię Clarke (Daenerys). Aktorka oznajmiła, że jest wiele możliwych wariantów zakończenia i twórcy nie mówią wszystkiego swoim aktorom. Kręcą różne sceny, a to, które zobaczymy na ekranie, podobno wiedzą tylko nieliczni.
Nie brakuje opinii, że zakończenie tej historii nie będzie żadnym zaskoczeniem, bo bohaterowie mówią o nim od kilku sezonów. Chodzi oczywiście o wielokrotnie powtarzaną valyriańską sentencję "Valar morghulis", czyli "Wszyscy ludzie muszą umrzeć".
Czy tak się właśnie stanie? Przekonamy się w 2019 r. oglądając HBO.