"Gra o tron": 10 rzeczy, które mogły wam umknąć w 4. odcinku 8. sezonu

"Gra o tron": 10 rzeczy, które mogły wam umknąć w 4. odcinku 8. sezonu
Źródło zdjęć: © HBO
Michał Fedorowicz

06.05.2019 20:52, aktual.: 06.05.2019 21:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Po tak fatalnym odcinku, jaki HBO zaprezentowało w tym tygodniu, bardzo długo zastanawiałem się, czy jest sens tworzenia tradycyjnego już zestawienia ciekawostek. "Gra o tron" zaliczyła bowiem najgorszy spadek formy licząc od pilota serialu, który twórcy łaskawie przed premierą serialu nakręcili niemal od nowa. I to samo powinno się stać z 4. odcinkiem 8. sezonu.

Jak pewnie zdążyliście zauważyć, nie pozostaję bezkrytyczny w stosunku do dzieła duetu David Banioff i D.B. Weiss, który został postawiony przed trudnym zadaniem dokończenia historii snutej przez George'a Martina. Ale to, co zrobili z jego opowieścią teraz, jest poniżej wszelkiej krytyki. A piszę to, mając na uwadze dwa pierwsze, kapitalne odcinki ósmego sezonu, nieco nierówny (zwłaszcza scenariuszowo) trzeci oraz zapowiedź masakry, jaka ma mieć miejsce w Królewskiej Przystani za tydzień.

UWAGA! Poniższy wpis zdradza oczywiście szczegóły GoT S08E04. Ponadto, pojawiają się w nim spekulacje na temat tego, w którą stronę podąży fabuła serialu i co może stać się z niektórymi postaciami. Czytacie na własną odpowiedzialność. Żeby nie było, że nie ostrzegałem.

Owszem, czwarty odcinek ósmego sezonu miał kilka momentów - knucie Varysa i Tyriona jak za dawnych lat, wspólne picie tego ostatniego z Jaime'em czy interakcje Ogara ze Starkównami - ale wyglądały one jak strzępy dawnego hitu HBO domontowane do swojskiej "Korony królów".

Tani melodramat, idiotycznie rozpisane / zakończone wątki (Brienne, Jaime, Duch, Samwell, Bronn, Sansa, Rhaegal i Euron), niekonsekwencje w kreowaniu postaci (prawdziwa Cersei zrobiłaby z delegacji Daenerys, jej samej oraz smoka sito) oraz pusta dramaturgia (kogo obchodzi Missandei?) bardziej przypominały dzieło stażystów zatrudnionych w sezonie urlopowym, niż osób, które serialem zajmują się od prawie dekady. Szczerze mówiąc, czytałem sensowniejsze komentarze w internecie, niż to, co pokazano na ekranie.

Pomijając jednak, jak miałki był S08E04, było w nim kilka rzeczy, które mogły umknąć waszej uwadze.

Mrugnij, a nie zauważysz

Może zabrzmi to niewiarygodnie, ale ostatnimi czasy najwięcej frajdy daje oglądanie nie serialu, ale napisów początkowych. Przynajmniej w nich dzieją się ciekawe rzeczy, które mają uzasadnienie fabularne i nie irytują samym swoim jestestwem. Tu po raz kolejny zostały zmienione - tym razem odzwierciedlając wydarzenia poprzedniego odcinka. Okopy zostały zasypane, a ich miejsce zajęły stosy poległych. Ponadto samo wnętrze Winterfell uległo zniszczeniu, co widać także w sekwencji otwierającej.

Obraz
© HBO

Afterparty

Impreza w Winterfell po pokonaniu armii Nocnego Króla następuje chyba nieco zbyt wcześnie (albo po prostu nie czuć tu upływu czasu), ale dzieje się w czasie jej trwania kilka ciekawych rzeczy, w tym dwie z niepotrzebnym już chyba fabularnie Podrickiem.

Giermek Brienne bierze udział w zabawie Tyriona, Jaime'a i Brienne (wychylanie kielicha w momencie, gdy inny towarzysz powie prawdę o tobie). Gdy karzeł wypowiada hasło "jesteś dziewicą" to właśnie giermek, chyba dla niepoznaki (bo pamiętamy jego jurność w Królewskiej Przystani, gdy prostytutki nie chciały od niego zapłaty) sięga po alkohol, nie chcąc zawieść swojej pani.

Obraz
© HBO

Chwilę potem jednak, kiedy Sansa dosiada się do Ogara (ten kilka lat temu był jej kuratorem / ochroniarzem), widzimy jak w tle Podrick... odchodzi z dwiema kobietami na stronę. Takie z niego niewiniątko.

Cleganebowl

Twórcy serialu w pogoni za spełnieniem życzenia fanów dają kolejny sygnał, że bracia Clegane mają stoczyć swój epicki pojedynek. Nic innego, jak mówi Sandor, nie jest w stanie go uszczęśliwić. A że zapowiedział to w ostatnim odcinku 7. sezonu swojemu bratu, w kolejnym widzowie chyba wreszcie dostaną to, na co czekali, odkąd Clegane powrócił do serialu po sfingowanej śmierci.

Obraz
© HBO

Do Królewskiej Przystani wybiera się ponadto u boku Aryi, która nawiązuje zresztą do wydarzeń z przeszłości, gdy zostawiła go w domyśle na pewną śmierć. Historia raczej się nie powtórzy, a tych dwoje, obstawiam, do stolicy dostaną się z łatwością, zwłaszcza że Cersei otworzyła jej bramy.

Jaime, Brienne i Cersei

Do Przystani jedzie też Jaime Lannister ku rozpaczy swojej nowej dziewczyny, Brienne z Tarthu. Nie wiem, dlaczego scenarzyści zdecydowali się pchnąć tych dwoje do łóżka, ale bardziej niezrozumiały dla widzów fakt ponownego wyruszenia do Cersei ma swoje uzasadnienie w książce i serialu.

Obraz
© HBO

Jaime jedzie bowiem wypełnić przepowiednię wiedźmy, którą młodziutka Cersei spotkała lata temu. Przepowiednię mówiącą, że obecnie zasiadającą na Żelaznym Tronie królową ma zabić jej młodszy brat. Oboje przyszli na świat niemal równocześnie (Jaime kilka sekund po Cersei) i oboje, zdaniem ich samych, zejdą z tego świata równocześnie. Jaime wspominał o tym zresztą wielokrotnie i nawet jeśli to on nie zada bezpośredniego ciosu kończącego, to oboje i tak zginą razem. Od smoczego ognia?

Lord Gendry

Gendry Rivers, bo tak się przedstawia ostatecznie Gendry, powinien mieć nazwisko Waters. Scenarzyści jednak po raz kolejny udowodnili, jak słabo znają materiał źródłowy. Rivers jest bowiem nazwiskiem, jakie otrzymują bękarci z rejonów Dorzecza (którego stolicą jest Riverrun). Gendry jest zaś z Królewskiej Przystani, a bastardzi z tej okolicy otrzymują nazwisko Waters właśnie.

Obraz
© HBO

Tak czy inaczej, Gendry przestał być już bękartem i mocą sprawczą Daenerys otrzymał tytuł lorda i nazwiska swojego ojca - Roberta Baratheona. Obstawiam, że w zamian za taką nobilitację dzielny kowal przyda się jeszcze fabularnie Daenerys, która zdaje się mieć problemy z utrzymaniem przy życiu swoich smoków. A cóż lepszego można wymyślić przeciw miotającym oszczepami balistom niż wielki smoczy pancerz, który wykonać może sprawdzony już w produkcji broni i zbroi rzemieślnik?

Jeśli zaś chodzi o jego oświadczyny... Arya dokładnie w ten sam sposób na podobnie snute marzenia odpowiedziała swojemu ojcu, dawno, dawno temu.

Obraz
© HBO

Szaleństwo Daenerys

Wieloletnie spekulacje, że Daenerys nie będzie dobrą królową, a w jej żyłach zaiste płynie krew Szalonego Króla (Aerys, ten co rozkazywał "palić wszystkich") wreszcie zdają się być potwierdzone. Zrodzona z Burzy od samego początku sezonu pozycjonowana jest na osobę, która ma wiele do stracenia i której zabierane jest wszystko, co miała na wyciągnięcie ręki: szacunek poddanych, Żelazny Tron i miłość swojego życia.

Obraz
© HBO

Daenerys na Północy zrozumiała, że nigdy nie zdobędzie takiego szacunku jak Jon. On sam zresztą wykazał nieposłuszeństwo i opowiedział siostrom (czyli praktycznie wszystkim, przez bawiącą się ostatnio w Littlefingera Sansę) o swoim pochodzeniu. W poprzednim odcinku straciła osobę, która naprawdę ją kochała (Jorah), w tym - osobę, która zawsze przy niej była (Missandei) oraz kolejnego smoka. Kiedy widzimy więc, jak ze wściekłością odwraca się od triumfującej Cersei, wiemy już, że w kolejnym odcinku będzie bezlitosna. Stawiam też dolary przeciwko orzechom, że to Jon ją ostatecznie zabije. Możecie mnie cytować.

Z drugiej strony, Daenerys mogła oszaleć widząc na stole kubek ze Starbucksa. To teoria równie dobra, jak każda inna - przynajmniej jeśli chodzi o serial telewizyjny.

Obraz
© HBO

Daenerys vs. Cersei

Zadziwiający jest też fakt, jak zbliżone są historie toczących bój o tron niewiast. Obie zaczęły z trójką dzieci (Daenerys, jako Matka Smoków, też miała trzy), obie też były im niezwykle oddane. Kiedy Cersei zaczęła tracić swoje dzieci, stawała się coraz bardziej brutalna i bezwzględna. W momencie, kiedy Cersei zostało tylko jedno dziecko (Tommen) spaliła wszystkich swoich wrogów w Sepcie Baleora. Daenerys ma już obecnie tylko Drogona. I chęć zabijania w oczach. Też to widzicie?

Obraz
© HBO

Pozostaje mieć nadzieję, że to naprawdę nędzne podprowadzenie pod ostatnią bitwę w "Grze o tron" będzie prezentować się lepiej, niż to, co zobaczyliśmy w Winterfell. I że da nam wreszcie długo wyczekiwaną satysfakcję z ośmioletniej inwestycji, jaką jako widzowie "Gry o tron" swoim czasem wsparliśmy.

Do przeczytania za tydzień!

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (199)
Zobacz także