"Gotowe na wszystko" mogą się schować! Teraz liczy się śmiertelna gra pozorów. Recenzja 1. odcinka serialu "Wielkie kłamstewka"
Wizerunek ma w dzisiejszych czasach ogromne znaczenie. Kreujemy siebie na osoby, którymi do końca nie jesteśmy. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Chcemy być trendy, cool, hip. Budujemy swoją tożsamość przez kupowane produkty, oglądane filmy i wakacyjne wyjazdy. To jednak krucha fasada, mogąca w każdej chwili runąć. Przekonują nas o tym bohaterki nowego serialu HBO - "Wielkie kłamstewka" (org. "Big Little Lies").
Akcja produkcji dzieje się w idyllicznym nadmorskim miasteczku Monterey w stanie Kalifornia. To tu swoje idealne życie prowadzą zamożni mieszkańcy należący do wyższej klasy średniej. Prowizoryczny spokój burzy pojawienie się Jane Chapman (Shailene Woodley) z synem o imieniu Ziggy (Iain Armitage). Los sprawia, że w drodze do szkoły bohaterka trafia na Madeline Mackenzie (Reese Witherspoon) - energiczną i wygadaną matkę dwóch córek, z którą szybko łapie dobry kontakt. Dołącza do nich Celeste Wright (Nicole Kidman)
przyjaciółka nowo poznanej znajomej. Miłą atmosferę psuje incydent w szkole, gdzie rozpoczęły naukę dzieci ekranowego tria. Poważne oskarżenia uruchamiają falę fatalnych wydarzeń z tragicznym finałem, o czym dowiadujemy się już z pierwszych scen.
Premierowy odcinek "Wielkich kłamstewek" rozpoczyna ujęcie, ukazane z perspektywy jednej z postaci. Początkowo rozmazany obraz powoli nabiera ostrości. Widzimy migające światła, stłoczonych ludzi, strażaków i policjantów. Pewne jest, że stało się coś złego. Wątpliwości rozwiewa para detektywów, rozmawiająca o czyjejś śmierci. Nie wiemy jeszcze, o kim mowa i w jakich okolicznościach zginęła ta osoba. Zeznania kolejnych osób mają nam przybliżyć wydarzenia z feralnej szkolnej kwesty. Dzięki nim odkrywamy zakłamanie tej, wydawałoby się wzorowej, społeczności. Pod iluzoryczną fasadą kryje się świat rządzony przez plotki i obłudę. Tu liczy się gra pozorów, która może być śmiertelnie niebezpieczna.
Prezentowana historia, oparta na bestsellerowej powieści australijskiej pisarki Liane Moriarty, nie jest zwykłym kryminałem z lineraną fabułą. Akcja toczy się na kilku płaszczyznach. Życie bohaterek poznajemy przez pryzmat przesłuchań świadków, ujawnianej krok po kroku policyjnej wersji wydarzeń, licznych retrospekcji i odniesień do przyszłości. Ten specyficzny rodzaj narracji od razu przywodzi na myśl entuzjastycznie przyjęty 1. sezon serialu "Detektyw". Jest to więc bardzo dobry wzór do naśladowania. Zwłaszcza że oryginalna konstrukcja fabuły wyróżnia "Wielkie kłamstewka" na tle innych produkcji, angażując widzów i podsycając aurę tajemniczości oraz niepokoju.
Na uwagę zasługuje obsada serialu, a zwłaszcza Reese Witherspoon, dla której rola Madeline została wręcz stworzona. Znana aktorka w końcu mogła porzucić infantylny styl bycia, z którym się kojarzy od czasów "Legalnej blondynki". Teraz zachwyca, jak chyba nigdy dotąd. Na ekranie wypada naturalnie i wiarygodnie. Dorównać próbuje jej Nicole Kidman, a nie ma łatwego zadania, bo grana przez nią bohaterka skrywa emocje i nie jest tak wyrazistą postacią, jak jej ekranowa przyjaciółka. Przynajmniej na razie. Warto też wspomnieć o Laurze Dern, wcielającej się w Renatę Klein, mającą istotne znaczenie dla wydarzeń w serii. Chociaż trzyma się na drugim planie, nie da się jej przeoczyć.
Mocną stroną "Wielkich kłamstewek" jest realizacja utrzymana na najwyższym poziomie. Ale czego można się było spodziewać, jeżeli za kamerą stanął Jean-Marc Vallée - reżyser nominowany do Oscara za film "Witaj w klubie", a scenarzystą jest David E. Kelley - twórca telewizyjnych hitów, takich jak "Ally McBeal" i "Boston Public". Nie ma się do czego przyczepić również pod względem wizualnym. Ujęcia wzburzonego morza, nieba czerwieniącego się od zachodzącego słońca czy kadry bajecznych willi na skraju klifów są miłe dla oka. Zadbano o każdy szczegół. Twórcy czarują widza od pierwszych sekund, w których zobaczyć możemy oryginalną czołówkę serialu. Pięknie uchwycone kadry wybrzeża i intrygujące sekwencje z udziałem bohaterów dopełnił utwór Michaela Kiwanuki. Z tego połączenia wyszło coś niezapomnianego.
Ostatnim popularnym serialem o mieszkających w ogromnych domach mamuśkach były "Gotowe na wszystko". Po obejrzeniu zaledwie pierwszego odcinka nowej produkcji HBO nie ma wątpliwości, że dostaliśmy coś znacznie lepszego i bardziej przypominającego prawdziwe życie. "Wielkie kłamstewka" to telewizyjna seria z filmowym rozmachem. Trudno przypisać ją do jednego gatunku. Znajdziemy w niej zarówno elementy kryminału, dramatu obyczajowego, jak i psychologicznego thrillera. Taki miszmasz sprawia, że zapowiadająca się wyjątkowo ciekawie produkcja o kobietach ma szansę przypaść do gustu także panom, a już na pewno fanom nietuzinkowych seriali.
Tu pobierzesz za darmo aplikację Program TV:
src="https://d.wpimg.pl/1031600158-1003293454/aplikacja.png"/> src="https://d.wpimg.pl/457701298--1013396447/aplikacja.png"/>