Goop i Gwyneth Paltrow stanowią zagrożenie dla zdrowia? Cóż, trzeba włączyć myślenie

Na Netfliksie od kilku dni można oglądać serię "Gwyneth Paltrow i życie w stylu goop". Serię, dodajmy, super kontrowersyjną, zdaniem krytyków i lekarzy. O co ta afera?

Goop i Gwyneth Paltrow stanowią zagrożenie dla zdrowia? Cóż, trzeba włączyć myślenie
Źródło zdjęć: © Netflix
Magdalena Drozdek

Zdaniem krytyków czerpanie z serii Netfliksa wiedzy o zdrowiu i lifestyle'u jest tak samo głupie jak czerpanie wiedzy o planetach z "Gwiezdnych wojen". O "Gwyneth Paltrow i życiu w stylu goop" można przeczytać w internecie tylko złe opinie. Jedni dziennikarze nazywają netfliksową serię koszmarem, inni punktują, że pokazano tylko dobre opinie o praktykach, które nie mają naukowego oparcia (zero krytyki, fakt) Grzmią też lekarze, nazywają hollywoodzką gwiazdę szarlatanką.

Czy jest aż tak źle? Sprawdziliśmy.

Wim Hof bohaterem

W serii, która zadebiutowała na Netfliksie, Paltrow i jej pracownicy (z Goop Lab) poddają się różnym eksperymentalnym terapiom. Przed każdym odcinkiem emitowana jest plansza z informacją, że twórcy chcą informować i zabawiać widzów, a nie nakłaniać ich do czegokolwiek. Podkreślają, że najważniejsze są konsultacje z lekarzem. Ale czy to wystarczy?

W jednym z odcinków pracownicy Goop poznają Wima Hofa, który w Polsce jest bardzo dobrze znany. Hof to holenderski, ekstremalny sportowiec; The Iceman - Człowiek lodu. Hof propaguje swoją metodę, która polega na kontrolowaniu oddechu i zwiększaniu odporności organizmu na zimno. Wim, który w polskiej części Karkonoszy stworzył centrum nauczania swojej metody, ma w Polsce wielu sympatyków (istnieją na Facebooku zamknięte grupy praktykujących).

Wim zdradził Paltrow, że do pokonywania słabości swojego organizmu pchnęły go tragiczne wydarzenia. Jego pierwsza żona popełniła samobójstwo.

- Miała lęki, depresję, wszystkiego się bała, miała traumy. Przeszła przez cały system psychiatrów, leków, terapii i tylko się pogorszyło. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. W 1995 r. skoczyła z 8. piętra. Wcześniej ucałowała dzieci i pożegnała się z nimi - opowiedział.

Obraz
© Netflix

Hof, jak opowiada, został sam z 4 dzieci, złamanym sercem i pustym portfelem. Wtedy zaczęły się jego "poszukiwania".

Holender z grupą śmiałków z Goop udał się nad jezioro Tahoe, gdzie szkolił ich z techniki oddychania, przygotował na minusowe temperatury, a na koniec ze wszystkimi wskoczył do wody. W środku zimy. W strojach kąpielowych.

Jedna z pracowniczek Goop przyznała wcześniej, że ma poważne ataki paniki. Wydaje się, że dzięki Hofowi udało się je częściowo przezwyciężyć. Od przygody z Wimem nie miała ataków i razem z psychoterapeutą zaczęła powoli zmniejszać dawki leków, które wcześniej brała.

Po tym odcinku wydaje się, że ekstremalne praktyki pokazywane przez Gwyneth i spółkę wcale nie są takie straszne, jak to malują. Szkoda tylko, że nikt nie wspomniał, że pewni śmiałkowie z Polski, praktykujący metody Wima Hofa, swego czasu próbowali wejść półnago na Śnieżkę. Wrócili z hipotermią. Ratownicy GOPR znosili ich na plecach, o czym pisaliśmy wam w grudniu 2018 r.

Szkoda też, że odcinek z Wimem jest tylko jednym z dwóch, które w ogóle mają jakiś sens.

Ciałopozytywność w cieniu głupoty

Ten drugi chlubny wątek serii? Odcinek o kobiecym orgazmie, zdrowiu seksualnym i akceptowaniu swojego ciała. 90-letnia edukatorka seksualna Betty Dodson opowiada o tym, jak wiele kobiet nie chce być dotykanych intymnie, wstydzi się swojego ciała, nie rozumie go, nie może osiągnąć orgazmu. Strach, wstyd i brak edukacji seksualnej są zdaniem Betty ogromnym problemem nie tylko w USA.

W "Ciała przyjemność po mojej stronie" Betty uczy kobiety, jak czerpać przyjemność z seksu i masturbacji, a co najważniejsze, łamie tematy tabu związane z wyglądem intymnych części ciała. W Polsce mówimy tyle o braku porządnej edukacji seksualnej, a tymczasem okazuje się, że nawet Gwyneth Paltrow (samozwańcza królowa lifestyle'u) nie wie, czym różni się wulwa od waginy.

Obraz
© Netflix

Tyle, jeśli chodzi o informacyjną część tej serii.

Twórcy zamiast skupić się na dostarczeniu rzetelnych danych, bazują głównie na anegdotach, raczkujących badaniach i głupiutkich teoriach, że dzięki medium można nauczyć się kontaktowania ze zmarłymi niemal tak efektywnie jak za pomocą Facebooka (odcinek 6.). Jest też cały odcinek (5. na liście) poświęcony "manipulowaniu energią". John Amaral pokazuje, że machając rękami obok czyjegoś ciała, można doprowadzić do uwolnienia energii (wygląda to jak sceny z egzorcyzmów) i tym samym pozbyć się różnych życiowych problemów (czyt: depresja, traumy, bóle w klatce piersiowej)
. Kwintesencja Goop.

Obraz
© Netflix

Lekarze są... wkurzeni

Szkoda, że Gwyneth Paltrow i jej netfliksowa seria obok wartościowych tematów (ciałopozytywność, "morsowanie", potępienie podejrzanych, a popularnych ceremonii ayahuaski) stawia na mity i niepotwierdzone naukowo eksperymenty. Chyba największa burza w sieci toczyła się wokół odcinka o psychodelikach. Pracownicy Goop polecieli na Jamajkę, gdzie pili herbatkę z grzybów halucynogennych pod okiem "starszych". Nic im się nie stało, trochę popłakali i pośmiali się, ale w odcinku punktowano, że takie terapie są (o zgrozo) mniej inwazyjne niż antydepresanty.

Obraz
© Netflix

Dlatego trudno dziwić się lekarzom, którzy na hasło "goop" dostają dreszczy.

Timothy Caulfield, profesor Uniwersytetu Alberta, jest przerażony, że pseudonaukowe teorie promowane są na tak szeroko dostępnej platformie jak Netflix.

Doktor Robert O’Connor, dyrektor Irish Cancer Society, punktuje, że seria zachwala szkodliwe dla zdrowia praktyki (nie podaje przykładów).

Xeno Rasmusson z California State University błaga nawet Netfliksa o to, by nie promował Goop i Paltrow. Przypomina skandal z 2018 r., gdy firma gwiazdy musiała zapłacić milionową karę za sprzedawanie i promowanie "jajeczek domacicznych". Miały regulować cykl menstruacyjny i leczyć z depresji. Tylko szkodziły.

Obraz
© Instagram.com

Najostrzej o Gwyneth i show Netfliksa wypowiedział się Sir Simon Stevens, szef NHS, czyli brytyjskiej służby zdrowia:

- Chociaż termin "fake news" sprawia, że większość ludzi myśli o polityce, naturalna jest troska ludzi o zdrowie swoje i swoich bliskich, a to jest wyjątkowo żyzny grunt dla kwakrów, szarlatanów i szaleńców.

"Gwyneth Paltrow i życie w stylu goop" szkodzi? Jeśli nie włączymy myślenia, to tak. Równie dobrze o bycie szarlatanem można posądzić Kasię Kowalską, która głośno mówi, że kilka razy przeszła ceremonię ayahuaski, po której człowiek przeżywa odlot znacznie większy niż pokazano to na Netfliksie w tej serii.

Warto też pamiętać, że ludzie skrywają pod czaszką coś takiego jak mózg, którego używają. To, że obejrzą bogate panie z Los Angeles, które nie wiedzą, co zrobić z pieniędzmi, więc zatrudniają "energetycznego terapeutę", który macha nad nimi rękami, nie znaczy, że powiedzą na zawsze "goodbye" służbie zdrowia.

Obejrzałam, potwierdzam. Za to z pewnością człowiek nabiera ochoty na przygodę z morsowaniem i konsultację z lekarzem.

Prosty wniosek po seansie: Gwyneth Paltrow można wcisnąć absolutnie wszystko, jeśli tylko powie się, że ma to dobry wpływ na zdrowie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)