"Gdzie są moje pieniądze?!". Przyjaźń Stockingera i Biedrzyńskiej zakończyła się z hukiem

Tomasz Stockinger i Adrianna Biedrzyńska dzielili nie tylko scenę, ale i życie prywatne. Popularnych artystów łączyła bowiem wielka przyjaźń. Niestety zakończyła ją afera, o której mówiła cała Polska. W tle był finansowy przekręt, wielkie pieniądze i wzajemne pretensje.

- Ty mnie do tego namówiłaś. Gdzie są moje pieniądze?! - grzmiał na konferencji Tomasz Stockinger
- Ty mnie do tego namówiłaś. Gdzie są moje pieniądze?! - grzmiał na konferencji Tomasz Stockinger
Źródło zdjęć: © AKPA

18.02.2022 | aktual.: 19.02.2022 22:51

Do głośnej sprawy wrócił tygodnik "Na żywo", na którego łamach Tomasz Stockinger zabrał głos i cofnął się do czasów, o których pewnie wolałby nie pamiętać.

Wszystko zaczęło się 20 lat temu, kiedy ówczesny mąż Adrianny Biedrzyńskiej Marcin Miazga namówił gwiazdora "Klanu" do zainwestowania pieniędzy na giełdzie. Aktor powierzył mu sporą sumę, jednak Stockinger nie zobaczył ani zysków, ani swojego wkładu.

- To było 200 tys. zł. Złożyłem przeciwko panu Miazdze pozew cywilny. Sąd wydał wyrok, nakazujący zwrócenie mi tych pieniędzy, jednak pan Miazga wciąż się ociągał - wspomina Stockinger w rozmowie z "Na żywo".

Aktor jakiś czas temu w końcu odzyskał swoje pieniądze, dopiero kiedy wkroczył komornik. Pojawiło się bowiem ryzyko, że zajmie on nieruchomość, której współwłaścicielem był mąż Biedrzyńskiej.

Stockinger nie ukrywa, że czuł żal do przyjaciółki, bo jak twierdzi, to aktorka miała namówić go do robienia interesów z Miazgą.

- Ada powiedziała mi wprost: "Jeśli masz wolne środki, wchodź w to" - wspomina aktor. - Wszedłem i straciłem swoje pieniądze.

Relacje między Stockingerem i Biedrzyńską zostały zerwane. Niedługo potem okazało się, że takich jak aktor było więcej – m.in. aktor Rafał Walentynowicz. Wszyscy oni twierdzili, że do robienia interesów z Marcinem Miazgą namówiła ich właśnie jego żona.

Wkrótce wyszło na jaw, że mąż Adrianny Biedrzyńskiej miał oszukać ludzi na 2 mln zł.

Stockinger dwa lata starał się nagłośnić sprawę. W końcu w sierpniu 2003 r. Biedrzyńska zorganizowała słynną konferencję w hotelu Marriott, na której wszystkiemu zaprzeczyła.

- Nigdy nie ułatwiałam żadnego oszustwa ani nie uczestniczyłam w żadnych transakcjach biznesowych między panem Marcinem Miazgą a Tomaszem Stockingerem, Witoldem Pasztem i innymi, anonimowymi, jakoby pokrzywdzonymi, osobami. Mąż grał na giełdzie, robił interesy. Ja w ogóle nic o tym nie wiedziałam - przekonywała.

- Owszem, wspominałam, że Marcin gra na giełdzie, ale nikomu nic nie obiecywałam. To przecież tak samo, jakbym wysyłała tych rzekomo oszukanych do kasyna gry. I wtedy też mieliby do mnie pretensje? Przecież to są dorośli ludzie i wiedzą, co to giełda. Też straciłam swoje oszczędności, tyle samo, co Stockinger - zapewniała, tłumacząc, że razem z mężem padli ofiarą maklera Andrzeja Haraburdy, który uciekł na Florydę - zapewniała aktorka.

Na konferencji głos zabrał też Tomasz Stockinger, który nie krył żalu i goryczy.

- Weksle podpisywaliśmy z Marcinem w twoim domu, w twojej obecności. Ty pokazywałaś mi zegarek z brylantami za 60 tys. zł. Ty firmujesz swojego męża swoją twarzą. Mam do ciebie żal i będę go miał do końca życia. Ty mnie do tego namówiłaś. Gdzie są moje pieniądze?! Nie chcę ich w ratach spłacanych przez 15 lat. Chcę je teraz - grzmiał aktor.

Konferencja zakończyła się zaskakującym zwrotem akcji. Biedrzyńska ogłosiła bowiem, że rozwodzi się z mężem. Jednak jak przypomina "Na żywo", do rozwodu doszło dopiero w 2012 r., a para miała spotykać się w tajemnicy jeszcze długo po tamtym oświadczeniu.

A jaki stosunek ma dziś do dawnej przyjaciółki Tomasz Stockinger?

- Tomek nie jest pamiętliwy. Zamknął już ten rozdział swojego życia i gdyby w teatrze czy gdzieś na planie spotkał Adę, to zachowałby się jak dżentelmen i potraktowałby ją serdecznie jak koleżankę z pracy - mówi w rozmowie z "Na żywo" znajomy aktora.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (120)