"Facet mnie napastował, a ludzie stali i się gapili". Malwina Wędzikowska była molestowana w tłumie
Stylistka i prezenterka telewizyjna w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" opowiedziała o traumatycznej sytuacji w Hali Koszyki. Malwina Wędzikowska długo próbowała walczyć z napastującym ją mężczyzną, a nikt z gapiów jej nie pomógł.
Malwina Wędzikowska przez wiele lat pracowała za kulisami największych programów rozrywkowych. Jako kostiumografka była związana z produkcjami m.in. "Tańca z Gwiazdami", "Top Model" czy "The Voice of Poland". Później sama zaczęła występować przed kamerami, głównie w programach TTV.
Prezenterka przyznała, że padła ofiarą molestowania w miejscu publicznym. Do zdarzenia doszło w popularnej warszawskiej Hali Koszyki.
- Przy wejściu zatrzymał mnie mężczyzna. "Gdzie idziesz?", spytał. Zignorowałam go, pomyślałam, że z kimś mnie pomylił. Ale pytał dalej: "Co robisz? No gdzie idziesz?". Byłam zatopiona w telefonie, początkowo średnio zwracałam uwagę. Ale dokleił się i nie dawał mi spokoju. Zaczął iść blisko mnie, zaglądać mi przez ramię, patrzył, co mam w komórce. (...) Poprosiłam, żeby mnie zostawił, odszedł. Odpowiedział: "Mam prawo iść obok ciebie, mam prawo zaglądać do twojego telefonu, mam prawo cię dotykać, jeśli chcę. Jestem wolnym człowiekiem". Zatkało mnie - wyznała Wędzikowska w wywiadzie dla "Wysokich obcasów".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mimo że kostiumografka poprosiła obsługę o pomoc i wezwano ochroniarza, starszy pan nie był w stanie powstrzymać agresywnego mężczyzny.
- (...) Facet był dosłownie przyklejony do mnie, ale zaczęła się fizyczna przemoc. Napastnik się zamachnął, wziął jakieś widelce, rzucał nimi we mnie, sięgnął po plastikowe noże, którymi próbował mnie dźgać - wspomina.
Malwina Wędzikowska była rozczarowana postawą postronnych osób, które oglądały ją w tej sytuacji, ale nie zareagowały. Uwolnienie się od mężczyzny zajęło jej ponad półtorej godziny. Korzystając z chwili nieuwagi agresora, opuściła miejsce tylnym wyjściem w towarzystwie przyjaciółki.
- Utworzył się krąg gapiów, takie kółeczko wokół nas. Facet mnie napastował, a ludzie stali i się gapili. Chyba nie wiedzieli, jak ocenić tę sytuację. Mnie się ona nadal nie mieści w głowie. Zwiedziłam pół świata, sama przejechałam Ghanę na rowerze, czułam się bezpiecznie daleko od domu, a pod domem zostałam zaatakowana - powiedziała "Wysokim obcasom".
Po tym zdarzeniu Wędzikowska rozstała się z ówczesnym partnerem. Mężczyzna zlekceważył to, czego doświadczyła prezenterka.
- Zrobił unik, tak jakby nie było tego tematu, jakbym wydziwiała. W żaden sposób tego nie skomentował, nie zareagował, zostawiając mnie z poczuciem winy i wstydu. Może myślał, że wyolbrzymiam, może uważał, że byłam źle ubrana, a może uznał, że tamten nic nie zrobił? A przecież zrobił. (...) Mnie to dojechało, poczułam się tak zawstydzona, że się już z nikim więcej nie chciałam tym dzielić - wyznała.
Co więcej, Malwina Wędzikowska po jakimś czasie ponownie spotkała swojego oprawcę. Postanowiła jednak nie reagować, choć dziś tego żałuje.
- Stałam za nim w kolejce. Był z kolegą, zauważył mnie, zaczął się nerwowo zachowywać, chrząkać, wiedziałam, że mnie pamięta. Byłam z bratem. Usiedliśmy na zewnątrz, nie wiedzieliśmy, co zrobić. Podejść do niego? Przypomnieć mu? Odpuściliśmy. Gdybym go teraz spotkała, powiedziałabym, że zdecydowałam się opowiedzieć tę historię, powiedziałabym mu też, że bardzo przekroczył granicę. Skonfrontowałabym go z tym, że naraził mnie na duże straty: i moralne, i finansowe – przez miesiąc nie byłam przecież w stanie pracować. Na lęki, bo bałam się wychodzić do ludzi, unikałam tłumów. Zajęło mi sporo czasu, aby dojść do siebie - podsumowała.