"Euforia": Świat nastolatków to świat przygodnego seksu i tanich narkotyków. "Udawanie, że jest inaczej, nic nie da"
15.01.2022 12:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Euforia" to jeden z największych hitów HBO, który wielu widzów zszokował. Pokazano w nim codzienność nastolatków generacji Z, którzy na wyciągnięcie ręki mają narkotyki i seks. I śmiało z nich korzystają.
Część widzów widziała w "Euforii" tanią prowokację, innym otworzył oczy, pokazując świat, o którym niewiele do tej pory wiedzieli. W drugim sezonie hitu HBO sytuacja małoletnich bohaterów staje się jeszcze bardziej pogmatwana. Rue (znakomita Zendaya) dalej popada w uzależnienie, a jej przyjaciele nie potrafią sobie z tym poradzić. Podobnie jak z własnymi emocjami, dla których szukają odskoczni.
Nie ma znaczenia, czy są młodzi - jak Fezco (Angus Cloud), który jeszcze ostrzej imprezuje i wyrywa koleżanki, czy starsi - jak Cal (Eric Dane), ojciec Nate'a, który coraz gorzej radzi sobie z wyciszaniem pociągu do innych mężczyzn. "Euforia" pokazuje, że coś takiego jak spokój ducha nie istnieje.
- To nie jest tak, że "Euforia" pokazuje jeden do jednego codzienność każdego dzieciaka. Ale jestem przekonany, że każdy dzieciak wie, jak wielu jego koleżanek i kolegów dotyczy to, co pokazujemy na ekranie - mówią w rozmowie z WP Angus Cloud i Eric Dane.
Artur Zaborski: Jak to jest, że "Euforia" tak dobrze oddaje świat generacji Z? Skąd scenarzyści czerpią wiedzą na temat młodych ludzi? A może wcale nie zawdzięczamy tego scenarzystom, tylko to aktorzy wnoszą na plan własne doświadczenia i energię?
Angus Cloud, serialowy Fezco: Rzeczywiście, reżyser Sam Levinson bardzo dużo z nami rozmawia. Nie boi się pytań o nasze własne przeżycia, przeszłość, błędy i wspomnienia. Oczywiście, dzieli się nimi tylko ten, kto chce. Ja akurat nie mam nic przeciwko, by opowiadać o tym, co przeżyłem i czego doświadczyłem. Zanim trafiłem na plan "Euforii", pracowałem w knajpie z kanapkami z kurczaka, więc tak naprawdę, budując moją postać, musiałem się posłużyć swoim dotychczasowym doświadczeniem. Innego nie miałem. Mogę więc powiedzieć, że faktycznie w mojej postaci jest coś ze mnie, ale są to śladowe ilości, bo Sam ma taką wyobraźnię, że nie trzeba jej uzupełniać.
Eric Dane, serialowy Cal, ojciec Nate'a: Mnie trudno jest sobie nawet wyobrazić okoliczności, w których mógłbym dawać Samowi Levinsownowi jakieś wskazówki. Facet ma tak wszystko obmyślone, że nie ma tam nawet nad czym dyskutować. Wszystko jest dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Ufam mu bezgranicznie, więc w przypadku mojego bohatera wszystko bierze się ze scenariusza.
Angus Cloud: Na planie drugiego sezonu była taka sytuacja, że zapytałem Sama, czy chce, żebym mu opowiedział historię z mojego życia. A on na to: "No pewnie, że chcę!", po czym krzyknął: "Kamera! Kręcimy". Powiedziałem mu: "Stary, chciałem to opowiedzieć tylko tobie, ale skoro chcesz, żeby inni też się o tym dowiedzieli, to nie ma sprawy". No i zacząłem mówić do kamery. Jeszcze nie widziałem całego drugiego sezonu, więc nie wiem, czy ostatecznie coś z tego weszło do serialu, ale opowiadam o tym, żeby pokazać, jak się pracuje z Samem. U niego fikcja się zawsze przeplata się z rzeczywistością.
A.Z.: Serial stał się globalnym fenomenem, bardzo szybko wywindował was na szczyty popularności. Radzicie sobie z nią?
Angus Cloud: Ja cały czas staram się nią bawić, żeby mieć dystans. Na przykład, kiedy ludzie gdzieś na ulicy zaczepiają mnie i mówią: "O rany, jesteś z 'Euforii'!", odpowiadam im: "Nie, nie, jestem z Oakland, ale gram w tym serialu" (śmiech).
Eric Dane: Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że serial bardzo się podoba. Spotykamy się z pozytywnymi reakcjami. Ludzie nam dziękują i gratulują. To bardzo przyjemne. Chociaż muszę przyznać, że zanim HBO ogłosiło datę premiery drugiego sezonu "Euforii", cały czas słyszałem pytanie: "Kiedy premiera!?", "Kiedy premiera!?". Jak tylko widziałem, że ktoś mnie rozpoznał, wiedziałem, że ono padnie.
A.Z.: Serial wzbudza wiele kontrowersji, bo pokazujecie obrazowo na ekranie tak sceny seksu, jak i brania narkotyków. Niektórych to zniechęca do oglądania "Euforii".
Angus Cloud: Inni z kolei dziękują nam za to, że zrobiliśmy edukacyjny serial. Przestańmy udawać, że świat nie jest pełny dosłownego kontentu. Można go znaleźć wszędzie. Pytanie, jakie należy sobie zadać, to po co takie sceny są wykorzystywane. W naszym serialu jest jasne, że służą nam po to, żeby powiedzieć coś o rzeczywistości młodego pokolenia, pokazać, jak ona naprawdę wygląda. Oczywiście, to nie jest tak, że "Euforia" pokazuje jeden do jednego codzienność każdego dzieciaka. Ale jestem przekonany, że każdy nastolatek wie, jak wielu jego koleżanek i kolegów to, co pokazujemy na ekranie, dotyczy. Dlatego wydaje mi się, że serial będzie pomocny rodzicom, którzy zdecydują się go obejrzeć. Tak samo jak starsze nastolatki, które mogą się z niego dowiedzieć, czego lepiej nie robić. Najważniejszy przekaz dla starszych dzieciaków jest jednak taki, że dzięki "Euforii" dowiedzą się, że w mierzeniu się z określonymi problemami nie są same.
Eric Dane: Odebrałem wiele telefonów od znajomych, którzy byli mocno zaniepokojeni tym, co pokazaliśmy na ekranie. Mam wrażenie, że pierwsze odcinki serialu rzeczywiście przerażały widzów. Ale gdy się już zaczęli oswajać z tą estetyką, to łatwiej było im sobie odpowiedzieć na pytanie, po co to robimy. Zrozumieć, że jest w tym jakiś głębszy cel i że zależy nam na uświadamianiu odbiorców na temat tego, jak wygląda dzisiejsza rzeczywistość młodzieży, a nie na tym, by kogokolwiek szokować. Niestety, tak wygląda dzisiejszy świat, że każdy, kto ma dostęp do telefonu połączonego z internetem, może sobie w mig zorganizować narkotyki albo seks. Możemy temu bez sensu zaprzeczać albo przyznać, że tak jest i zastanowić się, co z tym zrobić. Mnie najbardziej cieszy, gdy słyszę, że nasz serial przekonuje rodziców do tego, żeby zaczęli rozmawiać ze swoimi dziećmi na trudne i nieprzyjemne tematy. Milczenie nic nie da, rozmowa prędzej.
A.Z.: Trudno jest wejść aktorowi w tak mroczne przestrzenie życia, jakie pokazujecie na ekranie?
Angus Cloud: Trudno. Ale na tym polega nasza praca, że poświęcamy własną strefę komfortu i wchodzimy w emocje, na których przeżywanie nie mamy ochoty. Od tego jesteśmy aktorami, żeby grać.
A.Z.: Udaje ci się po zdjęciach odciąć od swojego bohatera, czy przeżywasz jego problemy w domu?
Angus Cloud: Nie udaje, ale też jakoś się w tych stanach emocjonalnych nie zatapiam.
A.Z.:Angus, w drugim sezonie jest scena spektakularnej balangi sylwestrowej, na której w ruch idą butelki po alkoholu. Rozpętuje się prawdziwa zadyma. Jak wy to nakręciliście?
Angus Cloud: To była jedna z bardziej wymagających scen. Najpierw szybko nakręciliśmy wspólne odliczanie do północy, a potem przez siedem godzin kręciliśmy bójkę. Butelki, którymi się okładaliśmy, nie były oczywiście ze szkła, tylko podobno z cukru. Mam co do tego sporo wątpliwości, bo posmakowałem ich i wcale nie smakowały jak cukier! (śmiech) Żeby nakręcić całą balangę, jaka rozgrywa się w jednym z odcinków, musieliśmy kręcić kilka dni z rzędu. A właściwie nocy, bo zaczynaliśmy po zachodzie słońca i kończyliśmy robotę tuż przed wschodem słońca. Wszystkim się wydaje, że kręcenie scen imprez to jest czysta przyjemność i zabawa, a tak naprawdę to kawał ciężkiej roboty.