Dziewczyny robią dzióbek, faceci wypinają klatę. W "randkowaniu" liczy się tylko zdjęcie
11.10.2018 15:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marynarz, który ma inną kobietę w każdym porcie, to już przeżytek. Dziś można mieć innego partnera na każdym portalu lub w aplikacji randkowej.
Po biurach matrymonialnych i anonsach w gazetach przyszedł czas na portale randkowe, chociaż i one zdają się odchodzić do lamusa. Wszystko przez mobilną rewolucję i milenialsów, którzy wolą smartfonowe aplikacje typu Tinder czy Bumble, gdzie tysiące potencjalnych partnerów jest na wyciągnięcie ręki. Czy raczej przesunięcie kciukiem.
O fenomenie apek randkowych opowiada film dokumentalny "Kciukiem w prawo: Randkowanie w erze cyfrowej" Nancy Jo Sales. Reżyserka rozmawia w nim z aktywnymi użytkownikami w wieku 18-25 lat, psychologami i innymi specjalistami, którzy zdają się podważać to, co Tinder mówi o swojej aplikacji. Według wewnętrznych badań firmy aż 80 proc. użytkowników szuka za pomocą Tindera miłości czy długotrwałej znajomości. Nie ma jednak żadnych informacji, w jaki sposób program miałby pomagać w znalezieniu bratniej duszy.
- Seksualnie prowokacyjna poza, kobieta eksponuje głęboki dekolt. Usta w dzióbek. Widzisz zdjęcie i cała reszta znika – mówił jeden ze specjalistów, analizując zdjęcia na Tinderze. - W przeszłości wiedziałeś, jakie ktoś ma wykształcenie, spędzałeś razem czas, poznawałeś osobowość. A w świecie apek randkowych wygląd przesłania inne informacje.
O innym obliczu tego zjawiska opowiedziało kilka dziewczyn, które dowiedziały się, że ich chłopak poznany w jednym miejscu w sieci ma inne partnerki na innych portalach. Z jedną umawia się przez Tindera, z drugą pisze na Snapchatcie, a trzecią oznacza na zdjęciach na Instagramie. Do żadnej z nich nie dzwoni, co dla dzisiejszych 18-20 latków nie jest niczym niezwykłym. Ich relacje opierają się przede wszystkim na polubieniach, serduszkach, emotikonach i krótkich wiadomościach tekstowych. Jedna z nastolatek powiedziała wprost, że gdyby jakiś nowo poznany chłopak do niej zadzwonił, patrzyłaby na niego z niepokojem.
Krytycy apek randkowych stawiają tezę, że w takich programach wcale nie chodzi o randkowanie, na zasadzie szukanie stałego partnera czy nawet przygodnego seksu. Wielu użytkowników traktuje to po prostu jako rozrywkę, kolejne miejsce w sieci, w którym mogą się dowartościować i przedstawić na własnych zasadach. W końcu wystarczy jedno atrakcyjne selfie i już pokazujemy światu, jacy jesteśmy wspaniali. Pewnym jest, że takie aplikacje to doskonały biznes warty 2,5 mld dol. W Stanach Zjednoczonych z samego Tindera korzysta ponad 40 mln ludzi.
Apki randkowe to także jeden z tematów serialu dokumentalnego "Seksu historia współczesna", który można obejrzeć w Telewizji WP. Program pokazuje, w jaki sposób rozwój technologii, począwszy od pierwszych gadżetów erotycznych, poprzez kasety VHS z filmami pornograficznymi, aż po wirtualną rzeczywistość i aplikację Tinder, zmienił nie tylko sposób mówienia o sprawach intymnych, ale także sposób, w jaki ludzie poszukują swoich partnerów seksualnych. Ponadto autorzy poruszają tematykę kontroli urodzeń związaną nie tylko z problematyką środków antykoncepcyjnych, ale również z ingerencją władz w sprawy intymne obywateli.