Dziennikarze TVP dostawali SMS‑y i gotowe materiały. "Są zdalnie sterowani przez prezesa"
O tym, że TVP sprzyja władzy, a wręcz jest przez nią kontrolowana, nie trzeba przekonywać żadnego przeciwnika partii rządzącej. Maciej Gutowski z TVN24 pokazał jednak skalę problemu i sposób funkcjonowania publicznych, przynajmniej z nazwy, mediów. Przekaz dnia z PiS, SMS-y od prezesa TVP do dziennikarzy i człowiek bez matury na dyrektorskim stanowisku – to wszystko działo się za pieniądze podatników.
12.10.2023 | aktual.: 12.10.2023 11:36
Maciej Gutowski, autor głośnych, a dla TVP skandalicznych reportaży "Don Stanislao" i "Franciszkańska 3", tym razem wziął na celownik właśnie TVP. - To historia o tym, czym za rządów PiS stała się Telewizja Polska – mówił Gutowski na początku swojego nowego dokumentu pt. "Partyjny czołg".
Ponad godzinny reportaż został wyemitowany w programie "Czarno na białym" TVN24 i opierał się w dużej mierze na rozmowach z kilkudziesięcioma byłymi i obecnymi pracownikami TVP. Od kadry zarządzającej, przez dziennikarzy, wydawców i pracowników technicznych. Z filmu Gutowskiego wyłania się obraz instytucji, która zamiast realizować misję publiczną z myślą o wszystkich Polakach, stała się "jedną z maszynek do nabijania głosów partii rządzącej". - Hojnie finansowanej z budżetu państwa, czyli z podatków płaconych przez nas wszystkich - podkreślił jeden z anonimowych rozmówców, który poznał ten system od środka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
SMS-y od prezesa
W tej historii jednym z głównych antybohaterów jest Jacek Kurski, który co prawda w 2022 r. zostawił fotel prezesa TVP dla posady w Banku Światowym, ale telewizja publiczna ma cały czas funkcjonować zgodnie z jego "doktryną". Według ustaleń Gutowskiego Kurski jako prezes zarządu Telewizji Polskiej S.A., z założenia apolityczny i bezstronny, pozostał politykiem PiS ze ścisłego grona decyzyjnego. Człowiekiem, który nie tylko przyjmował wytyczne z Nowogrodzkiej, gdzie mieści się siedziba PiS, ale sam kontrolował i kreował przekaz docierający do milionów Polaków.
- Jacek Kurski przy pomocy SMS-ów i telefonów był takim nadredaktorem, który decydował, jakie słowa są dobierane w kluczowych materiałach - mówił były pracownik TVP.
Doprowadziło to do sytuacji, że kolegia redakcyjne, na których dziennikarze wymyślają, planują i omawiają tematy pokazywane np. w "Wiadomościach", zamiast 45 minut trwały po 5 minut. Dziennikarze dosłownie dostawali instrukcje, jak i co należy przedstawić. To samo działo się z tzw. belkami, niesławnymi "paskami grozy TVP", które "przychodziły z góry".
- To jest system zarządzany SMS-ami zdalnie sterowany przez prezesa - usłyszał Gutowski od jednego z byłych pracowników telewizji publicznej.
"Tak działa ta krótka smycz"
Autor reportażu pokazał nawet konkretnego SMS-a, który dotarł w ostatnim czasie do wszystkich ośrodków regionalnych TVP. Treść wiadomości była zbieżna z tym, co rankiem na konferencji mówił rzecznik PiS. A wieczorem wszystkie telewizyjne "Trójki" pokazały ten sam reportaż z centrali, nie zmieniając w nim ani słowa.
SMS-y wysyłane do dziennikarzy "z góry" brzmią skandalicznie, jednocześnie w praktyce dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Jeden z byłych pracowników TVP opisał sposób działania redakcji "Wiadomości". W pewnym momencie zamiast na godz. 9 dziennikarze zaczęli przychodzić na 11, bo codziennie rano czekali na wytyczne od prezesa. "Kurski dyktował treść SMS-ów, bo nie lubił pisać. Dyktował agendę wydarzeń, które mają się zadziać w ‘Wiadomościach’" - zdradził informator. "Tylko że telefon nie zawsze dobrze sczytuje słowa. Zbierała się wtedy cała wierchuszka TAI-a i przez pół godziny patrzyli w telefon, próbując to rozszyfrować. Bali się do niego zadzwonić i zapytać".
"Tak działała ta krótka smycz: PiS – Kurski – Olechowski (ówczesny dyrektor TAI – dop. red.) - widzowie" - podsumował były pracownik TVP.
Gutowski postanowił odpowiedzieć również na pytanie, jacy ludzie godzą się na takie warunki pracy. Reporter usłyszał, że z jednej strony są to dziennikarze, którzy utożsamiają się z obecną władzą, wykonują swoją pracę z przekonaniem o słuszności. Ale nie brakuje też ludzi, którym "złamano kręgosłupy". Były wydawca "Wiadomości" wskazał też na inny powód zasiadania w tym "partyjnym czołgu". Jako przykład podał Ewę Bugałę, która zaczynała od wyszukiwania tematów, ale szybko awansowała na czołową reporterkę polityczną i zaczęła prowadzić programy w TVP Info. Awans plus pieniądze to, jak zauważył rozmówca Gutowskiego, "prosta metoda kupowania ludzi", która obowiązuje w TVP.
Dyrektor bez matury
W reportażu padło też stwierdzenie, że Kurski potrzebował do pracy przede wszystkim "młotków do wbijania gwoździ". Sam był narzędziem w rękach Kaczyńskiego, nie krył wdzięczności dla prezesa PiS za powierzenie mu "realnej władzy" (takich słów Kurski użył w trakcie jednego z przemówień). Wiedział, że musi regularnie bywać na Nowogrodzkiej, by "mieć dostęp do ucha prezesa". A sam potrafił otaczać się takimi ludźmi jak Paweł Gajewski.
Gajewski zaczynał jako asystent Kurskiego w czasach, gdy ten był politykiem Solidarnej Polski. Po objęciu stanowiska prezesa TVP 24-letni asystent został zastępcą dyrektora Biura Spraw Korporacyjnych TVP. Dwa lata później był już p.o. wicedyrektora ds. operacyjnych i ekonomicznych Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Dlaczego "pełniącym obowiązki"? Bo 26-letni wówczas Gajewski miał "podstawowe braki w wykształceniu". Mówiąc wprost: maturę zdał dopiero w 2019 r., czyli już po objęciu kierowniczych stanowisk w TVP. Od tamtego czasu był przerzucany na kolejne stanowiska niczym człowiek do zadań specjalnych. Ale skończył podobnie jak jego "patron", gdyż zostawił telewizję dla bankowości.
W lipcu 2023 r., kiedy pojawiła się wiadomość o jego transferze do Narodowego Banku Polskiego, Gajewski oficjalnie spełniał już wymagania na stanowisko dyrektorskie, mając wyższe wykształcenie i minimum pięcioletnie doświadczenie na dyrektorskiej posadzie.
TVP jak dotąd nie odniosła się do informacji zawartych w materiale Macieja Gutowskiego. Wysłaliśmy w tej sprawie zapytanie do Biura Rzecznika TVP, która na razie zostaje bez odpowiedzi.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" sprawdzamy, jak bardzo Netflix zmasakrował "Znachora", radzimy, dlaczego niektórych seriali lepiej nie oglądać w Pendolino oraz żegnamy się z "Sex Education", bo chyba najwyższy już czas, nie? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.