Donald Trump jak Frank Underwood? Brzmi nieprawdopodobnie, ale może jednak…?

Niesławny Frank Underwood pod koniec czwartego sezonu "House of Cards" wypowiedział wojnę terroryzmowi, chcąc odwrócić uwagę od siebie i skandalu, jaki mu groził.

Kevin Spacey jako Frank Underwood i Donald Trump
Kevin Spacey jako Frank Underwood i Donald Trump
Źródło zdjęć: © Getty Images, Materiały prasowe
Bartosz Czartoryski

Kto by się spodziewał, że dosadna społeczno-polityczna diagnoza postawiona przed laty przez niemiecki zespół Rammstein, który, krytykując amerykański imperializm kulturowy, śpiewał na jednym tchu o Coca-Coli i wojnie, nadal pozostaje trafna.

Od tamtej pory prezydent zmieniał się za oceanem dwukrotnie, nie licząc aktualnego elekta, lecz jedno pozostało bez zmian: nic tak nie podbija słupka popularności, jak mała inwazja. Podobnie prześmiewczy ton może wydawać się cokolwiek cyniczny, ale fakt pozostaje faktem. 

Swojego czasu politolog John Mueller opisał, że podobnie dramatyczne decyzje podejmowane przez rządzących pomagają odwrócić uwagę opinii publicznej od krytyki urzędujących na wysokich stołkach i służą rozbudzeniu patriotycznego obowiązku zjednania się narodu. 

Określił to mianem "zbiórki pod flagą". Dość powiedzieć, że kolejne inwazje na Irak pomogły popularności George’a Busha seniora, a dekadę z haczykiem później także i juniora. 

Teraz z kolei "New York Times" donosi, że Donald Trump przed paroma dniami rozważał ewentualne działania militarne na terytorium Iranu. Żaden ze mnie spec od polityki, stąd nie potrafię powiedzieć, dlaczego akurat teraz, bo przecież jeśli chodzi o wybory prezydenckie, jest już po zawodach, lecz może tonący faktycznie chwyta się brzytwy. 

Za to mogę się wypowiedzieć, czy podobne zagrania działały na ekranie. A działały jak najbardziej. Bo przecież niesławny Frank Underwood pod koniec czwartego sezonu "House of Cards" wypowiedział wojnę terroryzmowi, chcąc odwrócić uwagę od siebie i skandalu, jaki mu groził. Nie chcę szyć grubymi nićmi analogii między Trumpem a Underwoodem, bo to jednak za daleko idąca konkluzja i infantylne myślenie, bo przecież serial sobie, a życie sobie. Prawda? 

Lecz rzeczony gambit — który polegał także i na innych zmyślnych politycznych sztuczkach i naginaniu prawa — nie do końca Underwoodowi wypalił, bo, chcąc sprytnie uniknąć jednego kłopotu, sprowadził sobie na głowę kolejne. Wtedy też pojął, że prezydentura to zaledwie krok na jeszcze dłuższej drodze kariery, ale to temat na inny raz. 

Chodzi jednak o to, że podobnie drastyczne rozwiązania są zwykle krótkowzroczne. Bo choć istotnie decyzja o zrzuceniu paru bomb potrafi zdziałać cuda dla prezydenckiej popularności, to ostatecznie staje się ona jedną z przyczyn symbolicznego upadku. 

I Truman, i Johnson i Bush finalnie stracili cały wypracowany podczas swojej prezydentury polityczny kapitał przez, odpowiednio, konflikty w Korei, Wietnamie i Iraku. A wbrew temu, co mówią krytycy, ów kapitał Trump nadal ma ogromny. 

Co z nim zrobi w ostatnich miesiącach swojego urzędowania? Dowiemy się prędzej niż później.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)