"House of Cards": świat bez (?) Franka Underwooda [RECENZJA]
"Teraz moja kolej" mówi Claire Underwood pod koniec piątego sezonu "House of Cards" patrząc prosto do kamery. Po zerwaniu współpracy ze skompromitowanym Kevinem Spacey Netflix nie miał wyjścia i musiał uczynić z pani prezydent główną postać serialu. Unieść taki ciężar to nie jest łatwa sprawa, ale pamiętajmy, kim i jaka jest Claire.
31.10.2018 | aktual.: 19.11.2018 09:29
Nie wiemy, czy od początku miała być centralną postacią finałowego sezonu produkcji Netfliksa. Czy to zwykły fart sprawił, że kończyliśmy przedostatni sezon z Claire w fotelu prezydenta? Jesienią 2017 na światło dzienne wyszły oskarżenia wobec Kevina Spacey'a. Aktor wycofał się z życia publicznego, filmy z jego udziałem nie trafiły do dystrybucji, a współpracę z nim z hukiem porzucił także Netflix. Kilka miesięcy po tej decyzji Cindy Holland, wiceprezes Netfliksa odpowiedzialna za produkcje oryginalne, powiedziała mi: To dla wszystkich bardzo trudny czas. Nie tylko w Netfliksie, ale także w całym przemyśle rozrywkowym. Opierając się na całej wiedzy, jaką mieliśmy, musieliśmy podjąc decyzję: co jest właściwe? Było dla nas bardzo ważne, by wziąć pod uwagę cały zespol ludzi, którzy pracują przy "House of Cards", to aż 300 osób.
Nie dziwi więc, że powzięto decyzję o nakręceniu ostatniego, nieco krótszego sezonu finałowego bez prezydenta Franka Underwooda.
Piąty sezon skończył się w momencie, w którym Claire została głową państwa po tym, jak prezydent zrzekł się swojej funkcji. Jego żona będąc wiceprezydentem, musiała przejąć Owalny Gabinet. Stosunki między małżonkami, a właściwie partnerami w kilku strasznych zbrodniach, były mocno napięte. Chemia między Claire i Francisem była jedną z najmocniejszych stron produkcji i z pewnością jest to coś, czego nie da się zrekompensować. Szósty sezon zaczyna się, gdy Frank już nie żyje. Okoliczności jego śmierci są niejasne, zwłaszcza dla jego wiernego przyjaciela, Douga (Michael Kelly)
. Mimo fizycznej nieobecności Spacey'a, duch jego postaci wyczuwalny jest niemal na każdym kroku. Nie tylko we wspomnieniach, niespełnionych obietnicach, słowach żalu jego dawnych wrogów. Twórcy odważnie bawią się z widzem niemal strasząc nas duchem Franka. Czy w którejś chwili zobaczymy go? Usłyszymy, jak stuka sygnetem o biurko w geście zwycięstwa? Trudno opędzić się od takich myśli. Zwłaszcza, że w ostatnim sezonie nie brakuje momentów grozy, podczas których nawet Claire niemal brakuje oddechu z przerażenia.
"Nie wierzcie w nic, co mówił wam Francis"
Główna bohaterka mówi wprost do kamery, jak niegdyś prezydent Underwood obnażając swoje prawdziwe zamiary. O ile charyzmatyczny i demoniczny Frank był dla nas jak magnes, to wyniosła, zimna i zdystansowana Claire chyba nigdy tej ściany nie przebije. Pani prezydent dorównuje jednak swojemu mężowi głodem władzy. Podobnie jak Frank, musi zmierzyć się z demonami przeszłości (a Frank nie jest jedynym!), jednocześnie odpierając nowe ataki. Na szczęście nie zmieniło się to, za co widzowie pokochali tę postać – *wciąż jest silna, pewna siebie i diabelnie (nomen omen) inteligentna. Obserwowanie, jak lawiruje wśród niebezpieczeństw i osób, które nie zdają sobie sprawy z jej mocy, jest pasjonujące. *
Bardzo dobrą decyzją twórców serii było niewrzucanie Claire do męskiego świata. Bo Biały Dom według Netfliksa pełen jest władczych kobiet. Nie są jedynie asystentkami czy ładnym tłem, to postaci z krwi i kości. Demoniczna, chaotyczna i wciąż nieodgadniona Patricia Clarkson w roli Jane Davis wciąż ma wielki wpływ na fabułę. Catherine Durant, ostatnia "niewinna" ze świty Underwoodów, czy – tu wielka niespodzianka dla fanów serii – Linda Vasquez (grana przez Sakinę Jaffrey) to nie są kwiatki u kożucha, a jedne z bardziej interesujących postaci.
Jednym z ostatnich pomysłów Francisa było przejście do sektora prywatnego, skąd mógłby kontrolować Biały Dom. Widać, że taki był początkowo pomysł scenarzystów na ostatni sezon, bo właśnie bogacze spoza polityki są teraz antagonistami pani Undwerwood. Dawni przyjaciele wiedzący o jej tajemnicach są wielkim zagrożeniem, a na domiar złego powrócił niebezpieczny i boleśnie stereotypowy prezydent Rosji Petrov.
Najsmakowitszym jednak elementem finału tej wielkiej serii jest ta *cienka linia między obecnością a nieobecnością. Czy ci, o których myślimy, jako o zmarłych, odeszli na pewno? Czy groby, o których chcemy zapomnieć, pozostaną nienaruszone? Czy nieznośne pukanie (dosłownie, obiecuję!) przeszłości ustanie? *
Cindy Holland w rozmowie ze mną przyznała: To pierwszy raz, gdy kończymy tak dużą produkcje, w końcu "HoC" to był nasz pierwszy wielki sukces. To dość słodko-gorzkie doświadczenie, ale myślę, ze fani będą zachwyceni zakończeniem.