"Dom z papieru" wysyła swoich bohaterów na wojnę – recenzja 3. sezonu
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To hasło przyświeca 3. sezonowi serialu "Dom z papieru". Jak wypadł powrót, co do którego nie brakowało uzasadnionych obaw? Recenzujemy całość z małymi spoilerami.
22.07.2019 | aktual.: 22.07.2019 16:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Najpopularniejszy europejski serial Netfliksa wrócił z przytupem. Pierwsze dwie części "Domu z papieru" pokochałem mocno. Bo choć twórcom nigdy nie udało się zamaskować kilku wyraźnych wad tej produkcji, to jednak byli oni w stanie stworzyć historię tak wciągającą, że łatwo o nich zapominałem. I teraz jest podobnie. Serial wciąż wciąga, a jego wady wciąż widać.
Tyle tylko, że absolutnie nie przeszkadza to w odbiorze całości. Zwłaszcza, że twórcy zadziałali zgodnie z najpopularniejszą regułą kręcenia sequeli – więcej, mocniej, szybciej. Tutaj sprawdza się ona bardzo dobrze, dzięki czemu wyszli oni obronną ręką ze starcia z oczekiwaniami widzów. Fakt, mamy do czynienia z odgrzewanym kotletem, ale wciąż smakuje on znakomicie.
"Dom z papieru" sezon 3 – ekipa wraca do pracy
Punkt wyjścia dla fabuły tego sezonu jest bardzo prosty. Oto Tokio (Úrsula Corberó) i Rio (Miguel Herrán) wiodą sobie rajskie życie na rajskiej wyspie, aż wreszcie zostają namierzeni przez policję, która od trzech lat wytrwale poszukuje sprawców napadu na królewską mennicę. Kobiecie udaje się uciec, ale jej młody partner nie ma tyle szczęścia i trafia za kratki.
Zdesperowana Tokio zwraca się o pomoc do jedynej osoby, która mogłaby znaleźć wyjście z tej, zdaje się, beznadziejnej sytuacji. I tak oto żyjący sobie spokojnie w Tajlandii wraz z Raquel/Lizboną (Itziar Ituño) Profesor (Álvaro Morte) musi ponownie zebrać ekipę, aby dokonać jeszcze jednego, samobójczego skoku.
Ponieważ sezon ma tylko 8 odcinków, twórcy szybko rzucają nas na głęboką wodę. Może nawet trochę za szybko. Jednak później tempo starają się, choć nie zawsze w sposób udany, regulować.
W samej fabule nie ma nic szczególnie oryginalnego. Zespół Profesora, do którego włączono nowych członków, tym razem dokonuje skoku na Bank Hiszpanii. Tym samym przebijając swoje poprzednie dokonania. Wszystko po to, aby uratować Rio, a przy okazji wypowiedzieć wojnę systemowi.
W 3. sezonie "Domu z papieru" trochę więcej czasu poświęcono na kwestie społeczne. I powiem szczerze, że żałuję, iż w pewnym momencie scenarzyści praktycznie się z tego wycofali. Zwłaszcza, że pierwsze odcinki wręcz gloryfikują anarchię. Całkiem sporo mówi się wzięciu sprawy w swoje ręce w starciu z rządem i nie zawsze sprawiedliwym systemem.
"Dom z papieru", czyli banda Robin Hoodów na wojnie
Cała grupa zostaje przestawiona jako współcześni Robin Hoodzi, którzy zabierają bogatym, a dają biednym. Jak nie kochać ludzi, którzy zrzucają na Madryt 140 mln euro? Społeczne poparcie dla bohaterów rośnie.
W takiej sytuacji opinia publiczna może być nieocenionym sojusznikiem, z czego Profesor doskonale zdaje sobie sprawę. Dlatego też nie boi się on skierować swojego przesłania bezpośrednio do obywateli. Choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w jego działaniach więcej jest cynizmu niż ideologii.
Oprócz Profesora, bardzo ważną figurą podczas całego skoku jest też nowy członek grupy – Palermo (Rodrigo De la Serna). To zdecydowanie najlepsza z nowych postaci, jakie w tym sezonie wprowadzono do serialu. Charyzmatyczny cynik, dla którego skok jest też w pewnym sensie okazją do wyrównania osobistych rachunków. Jak się okazuje, łączyła go szczególna relacja z Berlinem, więc fakt, że zajął jego miejsce, wydaje się całkiem naturalny.
Szkoda tylko, że o pozostałych dwóch nowych członkach gangu – Bogocie (Hovik Keuchkerian) i Marsylii (Luka Peros) nie wiemy praktycznie nic. Ot, dołączyli do gangu i tyle.
Mam wrażenie, że scenarzyści nie do końca potrafili zapanować nad wszystkimi postaciami, przez co często znikają one z naszego pola widzenia na zbyt długo. Taka Nairobi (Alba Flores) dostała może w sumie może 2-3 godne zapamiętania sceny. Choć trzeba oddać scenarzystom, że próbowali naprawić swój błąd w finale.
Helsinki (Darko Peric) to wciąż głównie mięśnie. Co prawda twórcy na początku próbowali nadać nieco głębi tej postaci, ale bardzo szybko się poddali. Nawet Tokio, z której powodu zespół zebrał się ponownie, nie ma nic szczególnego do zagrania.
Niestety, zbyt często miałem wrażenie narracyjnego chaosu. Wygląda na to, że twórcy trochę pogubili się pomiędzy scenami w banku, sztabie kryzysowym, u Profesora a retrospekcjami.
"Dom z papieru" – retrospekcje w 3. sezonie serialu
No i właśnie. Tak dochodzimy do tematu retrospekcji. Z jednej strony można powiedzieć, że często wybijają nas one z rytmu, a serial traci przez to swoje tempo. Z drugiej strony to dzięki nim wciąż na ekranie pojawia się Berlin (Pedro Alonso), który przecież zginął pod koniec napadu na mennicę. Okazuje się, że jeden z ulubieńców widzów wciąż jest postacią kluczową dla całej fabuły.
Plan napadu na bank to tak naprawdę plan Berlina, a Profesor po prostu zdecydował się wcielić go w życie. Mimo że kiedyś sam miał sporo wątpliwości odnośnie jego wykonania. Przyznam, że bardzo podoba mi się to rozwiązanie i dobrze obserwuje się Profesora, który musi opuścić własną strefę komfortu i zrobić coś, co jeszcze przed chwilą uważał za czyste szaleństwo.
I faktycznie, szaleństwa tutaj nie brakuje. Twórcy znów serwują nam danie popisowe, a jego głównym składnikiem są ciągłe zwroty akcji i cliffhangery. "Dom z papieru" to prawdopodobnie mokry sen władz Netfliksa. Serial idealnie nadający się do bingeowania. I właśnie dzięki takim prostym zagrywkom utrzymujący widza przed ekranem.
Jasne, scenarzyści balansują na cienkiej granicy, po której przekroczeniu serial mógłby stać się nieznośnie niewiarygodny. Ale jak na razie udaje im się całkiem zgrabnie tej granicy nie przekraczać.
Oczywiście - plan Profesora momentami niebezpiecznie zbliża się do planów Michaela Scofielda z późniejszych sezonów "Prison Break". Ale na szczęście to jeszcze nie ten moment, jeszcze trzymamy się ziemi.
"Dom z papieru" wciąż świetnie się ogląda mimo wad
Profesor jak z rękawa wyciąga kolejne plany B, C, D i wszystkie kolejne litery alfabetu. Jednak tym razem ogrywanie policji nie przychodzi mu już tak łatwo.
Po pierwsze, stróże prawa wiedzą, że mają do czynienia z przestępcami jedynymi w swoim rodzaju. Po drugie, na scenę wkracza inspektor Alicia Sierra (Najwa Nimri) - funkcjonariuszka, która w żadnym wypadku nie zamierza grać czysto w starciu z grupą chowającą się za maskami. Wreszcie Profesor dorobił się godnego przeciwnika.
Mimo oczywistych wad, trzeci sezon "Domu z papieru" potrafi przykuć do telewizora. Ba, po emocjonalnym rollercoasterze, jaki zafundowano nam w ostatnim odcinku, nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Bo oczywiście to nie koniec historii. Nasi bohaterowie właśnie ruszyli na wojnę i jestem przekonany, że jeszcze nie raz nas zaskoczą.
Na ten moment "Dom z papieru" to ścisła serialowa czołówka. Serial, który nie ukrywa, czym jest. A jest po prostu bezpretensjonalną rozrywką. I chwała mu za to. A że czasem trzeba przymknąć na pewne rzeczy oko? No cóż, ja jestem w stanie się poświęcić. Podejrzewam, że większość oglądających również.