David Simon nie odpuszcza. Kolejny serial, którym podbija telewizję
To nazwisko powinien znać każdy szanujący się sympatyk kina i fan wysokobudżetowych produkcji telewizyjnych. David Simon jest ojcem, pomysłodawcą i producentem fenomenów, które na zawsze zmieniły oblicze współczesnej telewizji. "Prawo ulicy”, "Treme”, "Kto się odważy” czy "Generation Kill: Czas Wojny” - to tylko początek listy jego dokonań, które od lat możemy oglądać w HBO.
19.01.2018 | aktual.: 26.01.2018 12:25
W swojej ostatniej kontrowersyjnej produkcji "Kroniki Times Square” Simon prezentuje narodziny przemysłu pornograficznego na barwnych i równie skorumpowanych ulicach brudnego Manhattanu sprzed 50 lat. W rozmowie z geniuszem telewizji rozprawimy się z seksizmem, mizoginizmem i z nieodkrytą wcześniej wielowymiarowością, jaką kryje za sobą biznes porno. Czy dzisiejszy świat jest o wiele bardziej obsceniczny, niż to miało miejsce w czasach ogólnopowszechnej prostytucji pod oknami domów "porządnych” obywateli-hipokrytów? Oczywiście, że tak.
Katarzyna Kasperska: Skąd wziął się pomysł na serial o narodzinach przemysłu pornograficznego?
Od lat współpracuję ze świetnym amerykańskim pisarzem książek detektywistycznych - Georgem Pelecanosem. Wspólnie od pewnego momentu tworzyliśmy serial „Prawo ulicy” i „Treme”. Szukaliśmy czegoś nowego, żeby ponownie podjąć się wspólnej prac. Temat prostytutek i alfonsów w starym Nowym Jorku już wcześniej pojawił się w naszej głowie, ale obaj doszliśmy do wniosku, że nie jest on zbyt oryginalny. Nie chcieliśmy stworzyć serialowego "Taksówkarza” Martina Scorsese. Temat wydał nam się już nieco zużyty i wykorzystany przez kino. Niemniej jeden z członków naszej ekipy do serialu "Treme” opowiedział nam historię jego znajomego, który posiada niesamowitą wiedzę i niewyobrażalne historie na temat dziejów Times Square z lat 70. Ze zwykłej grzeczności zgodziliśmy się z nim spotkać.
I tak to się zaczęło? Co się wydarzyło w trakcie waszego spotkania, że zmieniliśmy zdanie?
Pomimo tego, iż początkowo stawialiśmy opór, nasz nowo poznany kolega wydał się nam nie z tej Ziemi. To dziś emerytowany mężczyzna, który w czasach swojej aktywności pracował dla mafii na 42. ulicy Manhattanu. Nie podam ci jego nazwiska, ale on wręcz zaszokował nas paletą barwnych i zwariowanych bohaterów, którzy ówcześnie rządzili w centrum Nowego Jorku. Najgorsze typy z najciemniejszej gwiazdy. W trakcie naszego spotkania obaj z Georgem wyszliśmy na papierosa i wiedzieliśmy, że znaleźliśmy temat na nasz następny projekt. Musieliśmy wykorzystać te wszystkie historie i zaprezentować je na ekranie ogólnoświatowej telewizji. To było to! Pracowaliśmy nad tym materiałem przez kilka lat, żeby jak najlepiej zaprezentować ówczesny obraz Nowego Jorku i mieszkających w nim predatorów.
*W tego typu serialach jest bardzo dużo nagości i inscenizowanego seksu. Jakie było wasze początkowe założenie odnośnie prezentowania scen intymnych na małym ekranie? *
To wszystko to złożony proces. Począwszy od pomysłu na serial, a skończywszy na pokoju montażowym. Cały czas w trakcie produkcji staraliśmy się przykuwać do tego szczególną uwagę i odbyliśmy wiele rozmów. Byliśmy świadomi, że nie kręcimy filmu porno tylko serial o przemyśle pornograficznym. To był nasz punkt wyjścia.
Czy w trakcie pracy nad produkcją serialu rozważaliście, żeby zaangażować do projektu prawdziwe gwiazdy porno? Aby zaprezentować lub też uzyskać ich punkt widzenia?
Z wieloma z nich się spotkaliśmy pod czas pracy nad scenariuszem. Znaczna większość osób, które pracowały w latach 70. w branży porno na ulicach Manhattanu, dziś prowadzi zupełnie inne życie. Ale żeby zaangażować do produkcji rzeczywiste gwiazdy porno? Nie, nigdy. Nawet nie braliśmy tego pod uwagę. Nigdy nie zgodziłbym się na to, żeby w taki sposób nie uszanować pracy dyplomowanych, profesjonalnych aktorów. Nie, że nie szanuję ciężkiej pracy, którą wykonują osoby, o których opowiadamy w serialu. Ale zależało nam, żeby naszych bohaterów prezentowali pełnokrwiści zawodowcy, jakimi są amerykańcy aktorzy w swoim fachu. Nie potrzebowaliśmy gwiazd, które zajmują, bądź też zajmowały się prezentowaniem aktu seksualnego na ekranie. Potrzebowaliśmy aktorów dramatycznych, a nie aktorów filmów dla dorosłych. Jak już mówiłem - nie realizowaliśmy filmu porno, ale historię konkretnych ludzi z ich dramatami, osadzonych w prawdziwym świecie poza planem produkcji pornograficznej. Tworzymy dramat - nie porno. Mieliśmy wielu konsultantów przy produkcji, ale nigdy nie dopuściliśmy ich przed obiektyw naszej kamery.
Sam nie pochodzisz z Nowego Jorku. Czy twoim zdaniem dzisiejsza mekka artystów i hipsterów z całego świata utracił pewnego rodzaju uroczą dwuznaczność lub też skrajność tamtych czasów, o których opowiadacie w "Kronikach...”?
Mówisz o skrajności, ale w tamtym czasie w Nowym Jorku panowało pewnego rodzaju niebezpieczeństwo, które wiązało się z przebywaniem na ulicach Manhattanu. Gdy rozmawiałem z rdzennymi nowojorczykami, wszyscy wypowiadali się z pewnego rodzaju nostalgią opowiadając o tamtym okresie. Co jest dość zabawne, z mojego punktu widzenia. Ale oni z pewnością nie mieszkali wtedy na Times Square, które było wręcz przepełnione prostytucją i wszechobecnym zagrożeniem. Times Square, które musieliśmy zaprezentować w serialu, jest wyjątkowo niebezpieczne - co obecnie wydaje się być trudne do wyobrażenia.
Czy możemy powiedzieć, że twój najnowszy serial wiele mówi o współczesnej kondycji człowieczeństwa?
Wydaje mi się, że wszystkie produkcje telewizyjne traktują o człowieczeństwie. To serial o wielu rzeczach. To film o pracy i poświęceniu, o zarządzaniu swoim czasem i ludźmi. Swoimi priorytetami... To projekt o czymś zakazanym, co było sprzedawane "spod lady” i o czasach, kiedy nagle ten nielegalny zakazany produkt staje się biznesem. Biznes to mało powiedziane - wielomilionowym przemysłem filmowym. To właśnie życie na Times Square zmieniło podejście do produkcji porno w Stanach Zjednoczonych. To czasy przemiany pomysłu za milion dolarów, w biznes o wartości gigantycznych zysków.
Jakie jest twoje osobiste podejście do seksu w mediach ogólnodostępnych?
Kiedy byłem młody pornografia była czymś ukrytym pod łóżkiem na papierowych stronach magazynów dla dorosłych. To była tylko prasa. Teraz dzieci, którymi byliśmy kiedyś, mogą po prostu włączyć komputer i zobaczą wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Włącznie z przemocą, która niekiedy pojawia się w tego typu produkcjach. Niestety. Moim zdaniem to bardzo szkodliwe dla młodych ludzi, szczególnie dorastających mężczyzn. Porno w dzisiejszych czasach, o dziwo, jest o wiele bardziej mizoginistyczne. Nie ma opcji, żeby to nie wywarło wpływu na nich i ich młode, rozwijające się dopiero umysły.
Postrzegasz internet jako zagrożenie dla młodych ludzi?
Osobiście odbieram media społecznościowe jako coś szokującego. Dla mnie jest to nie do zaakceptowania, że anonimowo i bezkarnie za pomocą internetu, każdy człowiek może dać upust swoim frustracjom, agresji i ignorancji nie zważając na niczyje uczucia. Moim zdaniem, internet jako narzędzie wypowiedzi bardzo zmienił też podejście mężczyzn do kobiet i szacunku bądź też wypowiedzi w ich stronę skierowanych. Możliwość wyładowania agresji i werbalnej przemocy ze strony mężczyzn w kierunku kobiet za pomocą mediów społecznościowych i ich bezkarność przy tym, jest dla mnie absolutnie szokująca i zastanawiająca. Ich opinia, jeżeli chodzi o kobiety, w ostatnich dekadach została bardzo poważnie przewartościowana, również za sprawą pornografii jaka ma miejsce w ogólnopojętej kulturze.
Wspomniałeś o mizoginii. Bardzo wiele wyrazów tego typu zachowania miało swoje ujście z ust obecnego dziś prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Kiedy kampania prezydencka trwała w najlepsze, jak daleko były posunięte prace nad produkcją serialu i jak duży wpływ miało to na jego ostateczny kształt?
Serial kręciliśmy latem zeszłego roku, kiedy w USA trwała kampania prezydencka. Oczywiście ówcześnie był to główny temat naszych nieustających rozmów na planie filmowym w trakcie przerw. Kiedy wyciekła taśma z Donaldem Trumpem obrażającym kobiety, sugerując trzymanie ich za intymne części ciała, wszyscy poczuliśmy, że tworzymy coś bardzo wymownego dla dzisiejszych czasów, pomimo 50 lat różnicy, w których osadzona jest akcja "Kronik...”. Kandydat i późniejszy prezydent Stanów Zjednoczony obnosił się z równie nieakceptowalnym brakiem szacunku do kobiet, jak powszechnie czynili to mężczyźni w latach 70. zajmujący się prostytucją kobiet. Czy to już samo w sobie nie jest szokujące?!
Czy powszechny stosunek mężczyzn do kobiet nie wydaje się być od zawsze niesprawiedliwy i dyskryminujący?
W latach 70. Jimmy Carter kandydował na fotel prezydenta USA. W trakcie wyborów udzielił wywiadu do magazynu "Playboy", w którym dziennikarz zapytał go, czy kiedykolwiek miał seks z kimś innym poza własną żoną. A on odpowiedział, że miał grzeszne myśli w głębi swojego serca, ale nigdy jej nie zdradził. Carter odpowiedział jedynie, że myślał o innych kobietach i wywołał tym skandal. Teraz mamy prezydenta, który publicznie powiedział, że trzeba łapać kobiety za ich części intymne, żeby je kontrolować, więc sama powiedz, jak bardzo zmieniły się czasy i powszechna akceptacja seksualnego nadużycia. Kiedy nagranie z szowinistyczną wypowiedzią Donalda Trumpa trafiło do wiadomości publicznej byliśmy pewni, że jego kampania dobiegła końca. To było tak oczywiste pogrzebanie jakichkolwiek szans na wygranie wyborów prezydenckich przez niego. A jednak... Co dzisiaj mamy?! Byliśmy pewni, że to był jego koniec, niemniej nic się dla niego nie zmieniło.
Wydaje ci się, że teraz przeżywamy pewnego rodzaju regres, jeżeli chodzi o jakiekolwiek postępowe myślenie w opinii publicznej?
Oczywiście. Ubiegłoroczna kampania wyborcza sięgnęła poziomu, kiedy nie było już żadnych granic i wszystkie chwyty było dozwolone. To bardzo niebezpieczny punkt dla powszechnej moralności myśli i stosunku do innych osób. Niemniej jestem święcie przekonany, że wszystkie problemy, z którymi się obecnie zmagamy jako społeczeństwo - rasizm, seksizm, mizoginizm - znajdują się w ostatecznym stadium gniewu i powszechnego przyzwolenia. Jestem pewien, że gorzej już być nie będzie. To finałowa faza przed nadchodzącą liberalną rewolucją.
To bardzo pozytywna wizja przyszłości...
Tak, ale jestem pewien, że tego rodzaju stanowisko może zostać poparte faktami z historii. Jak już powiedziałem - jako człowieczeństw znajdujemy się obecnie w degradacji. Nie ma innej drogi, żeby po czasach uwstecznienia i kryzysu nie nastąpiły czasy oświecenia i regeneracji. Tego uczy nas historia od zarania dziejów. Nie jestem optymistą. To racjonalny punkt widzenia.