Czarnobyl wciąż zabija. Wstrząsająca relacja lekarki© Getty Images | .

Czarnobyl wciąż zabija. Wstrząsająca relacja lekarki

29 maja 2019

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Płaczę, oglądając serial HBO, bo widzę to samo, co widziałam w moim szpitalu. Mnie się poszczęściło, bo żyję. Innym nie - mówi Olga Ignatowska, była lekarka radiolog w szpitalu onkologicznym na Białorusi, rzut kamieniem od granicy z Ukrainą. - 33 lata po wybuchu w Czarnobylu oddziały wciąż są pełne chorych na raka, a rząd Łukaszenki udaje, że nie ma problemu - dodaje.

Sebastian Łupak: Byłaś lekarzem radiologiem w szpitalu na Białorusi...

Olga Ignatowska: Widziałam wszystkie rodzaje raka w szpitalu onkologicznym pod Mińskiem. Można by otworzyć podręcznik do medycyny i te wszystkie przypadki były na moim oddziale. Pracowałam w szpitalu z nastolatkami. Przychodzili do mnie jak gdyby nigdy nic: ”Dzień dobry Pani Olgo, czy piła pani już dziś kawę?” I oni i ja wiedzieliśmy, że zostało im mało czasu. Po pięciu operacjach, odcięte pół ciała. A rodzina prosiła lekarza: a może jeszcze troszkę przeżyje, to nasz kochany synek. Łzy same leciały…

To wszystko efekt Czarnobyla?

Tak. Choroby popromienne, efekt przebywania dzieci na skażonym terenie.

Obraz
© East News

Ty też miałaś problemy?

Do dziś. Anemia, kłopoty z kośćmi. Zęby wypadały mi jeden po drugim. Tyle już straciłam, że nie liczę. Czasem wypadały z mięsem z dziąsła. Budziłam się, a tu cała poduszka we krwi, buzia pełna krwi…

Zacznijmy od początku. Ile miałaś lat w 1986 roku, gdy wybuchła elektrownia?

Dwa latka. Ciocia z Rygi zabrała mnie wtedy na rok na Łotwę, żeby choć na jakiś czas wywieźć mnie z zakażonego terenu. A biednym ludziom co było robić? Nie mieli gdzie wyjechać, to zostali.

Czarnobyl jest przecież na Ukrainie.

Ale tuż przy granicy z Białorusią. Ta chmura przyszła do nas i to u nas spadł największy radioaktywny deszcz. A miała iść do Rosji…

Obraz
© Getty Images

Jak to miała iść?

Nie mamy na to żadnych dowodów, ale wiele osób na Białorusi twierdzi, że Moskwa, jak dowiedziała się, że chmury idą w stronę Rosji, zaczęła swoją akcję...

To brzmi dosyć nieprawdopodobnie.

Czy Putin potrafi rozpędzić chmury nad Moskwą w dniu parady zwycięstwa? Bo mu potrzebne jasne niebo nad Placem Czerwonym… Nie mamy dowodów, ale mówi się, że Moskwa stosowała wtedy specjalne substancje. Właściwie nie wiemy tego do dziś. Tajemnica państwowa. Wszystkie archiwa KGB w sprawie Czarnobyla są zamknięte.

Kiedy dowiedziałaś się o awarii?

Właściwie to dopiero na studiach medycznych w mieście Homel. Dopiero wtedy zaczęłam sama czytać, szukać, wnioskować.

W szkole i w domu była cisza?

No wiesz, raczej żarty w stylu co to jest czarnobylski jeż? Jeż bez kolców. Albo żarty o dwugłowej jałówce czy innych mutantach. Nikt specjalnie o tym nie mówił. Ludzie na Białorusi, ci mniej wykształceni, mówili: radiacja, jaka radiacja? Niczego w powietrzu nie widzę, nie czuję.

Obraz
© Getty Images / Wdowy po strażakach z Czarnobyla.

Ale teren, gdzie się urodziłaś i studiowałaś, czyli Polesie, był jednak traktowany specjalnie?

Był dekret o masowej eksmisji z tych terenów, ale przecież nie został wykonany, bo nie było pieniędzy na nowe mieszkania dla nas wszystkich.

Czyli zostaliście…

Tak. Polesie było nazywane kiedyś płucami Europy. Czyste tereny, dużo lasów, bagna. Ludzie dożywali 90 lat. Teraz średnia długość życia dramatycznie spadła.

Skoro lasy, to i grzyby…

Grzyby, jagody. Wiesz, Białorusini to raczej naród ubogi, więc wszyscy zajmują się zbieraniem grzybów. Jakie pyszne grzybki robi moja mama. Fajne, palce lizać.

Jedliście?

Tak, mimo skażenia. Bo co mieliśmy jeść? Dużo nie zarabialiśmy. A to są tereny wiejskie. U nas jest taka tradycja, że się robi słoiki na zimę: grzyby, kompoty, dżemy, zupy. Nawet, jak jest jedzenie w sklepach, to każdy ma z tyłu głowy, że przecież kiedyś nie było, był głód, więc znów może nie być.

Obraz
© Getty Images

Na studiach medycznych w mieście Homel na pewno na głos mówiło się o efekcie Czarnobyla.

Właśnie nie. Zakłamywano statystyki. Mówiło się, że mamy 15 przypadków raka w wyniku choroby popromiennej. A mieliśmy sto. Zaniżano dane. Wykładowca nie mówił nic na głos, żeby nie stracić pracy, a my - żeby nie wylecieć ze studiów. Podobnie, jak zaczęła się epidemia świńskiej grypy. Ludzie rano dostawali gorączki, a na drugi dzień na cmentarz. Epidemia, ludzie umierają, a tu ani informacji, ani leków. Tajemnica państwowa!

Przypadków raka było aż tak dużo?

Ogrom! Rak piersi, rak macicy. Wycinanie macicy kobietom było na porządku dziennym. Cały czas robili tym biednym kobietkom te operacje. Do tego rak tarczycy. I ci młodzi ludzie na moim oddziale. Jeszcze tu, a już właściwie tam, po drugiej stronie…

Jaka była dla was pomoc na skażonym Polesiu?

Najpierw były zniżki na leki, na sanatorium. Ale potem rządzący krajem Łukaszenka uznał, że teren jest czysty i wszystkie ulgi nam zabrał.

Teren czysty?

Nie był i nie jest czysty, ale Łukaszenka potrzebował pieniędzy na swoje rezydencje i na pałace sportu.

Pałace sportu?

My na Białorusi jesteśmy dobrzy w produkcji ziemniaków i mleka. No i w budowaniu, nawet w najmniejszej miasteczkach, niepotrzebnych pałaców sportu. A jako, że nie ma tam kto grać, to powstają w tych ogromnych halach sklepy.

Obraz
© Getty Images / Opuszczone wesołe miasteczko w mieście Prypeć przy byłej elektrownii

Czy na Białorusi podano dzieciom jod, jak w Polsce?

Podali. Ale za późno. Wszystko robili za późno. Ewakuacja też za późno. Potem zaczęli nas karmić sałatkami z wodorostami. One mają jod. W szkole nam to podawali. Nie lubiłam ich.

Uważasz się za ofiarę Czarnobyla?

Do dziś mam ciarki na dźwięk tego słowa. Płaczę, oglądając serial na HBO, bo widzę to samo, co widziałam w moim szpitalu. Mi się poszczęściło, bo żyję. Innym nie. Moje słabe zdrowie to efekt życia w tej skażonej zonie. Odkąd jestem w Polsce, podreperowałam zdrowie, bo jedzenie tu jest bez radiacji. Na Białorusi kropla po kropli pijesz codziennie tę radiację. A to mleczko, a to grzybki, a to dżemik. A białoruskie leki nie działają. Nie mamy takiej technologii, laboratoriów. Zaś na zachodnie lekarstwa ludzi nie stać, bo są za drogie, plus obłożone podatkami. A u nas pieniądze to nie pieniądze, tylko bezwartościowy papier. Pytasz: ile zarabiasz? 100 dolarów. A to ile kosztuje? 15 dolarów. Nikt już nie podaje cen w rublach.

W Polsce zaczęłam wreszcie leczyć zęby. Wiesz, że na Białorusi znieczulenie u dentysty było podawane dopiero od 18 roku życia? Co ja się przez te zęby wycierpiałam jako dziecko. Co prawda nie stać mnie jeszcze na drogie implanty zębów w Polsce, to 2-6 tysięcy złotych, ale już jest lepiej. Chodzę do dentysty. Uśmiecham się.

Obraz
© WP.PL/ Olga Ignatowska, lekarz radiolog z Białorusi

Mieszkasz teraz w Gdańsku, wcześniej w Warszawie. Czy to twój pierwszy pobyt na Zachodzie?

Jak byłam w szóstej klasie, pojechałam z koleżanką do Niemiec. Dzieci z terenów skażonych były wysyłane na miesiąc do rodzin do Niemiec, Włoch czy Hiszpanii, podreperować zdrowie. Wiesz, ta niemiecka rodzina: ona sprzątaczka, on – budowlaniec, a mieli dom z ogrodem, dwa samochody. No i ich córka miała lalkę Barbie. Boże, jak ja zobaczyłam tę Barbie! Jak ja ją chciałam mieć. Ale zamiast tego dostałam od nich puzzle.

Twoja rodzina odczuła skutki Czarnobyla?

Mama ma poważne kłopoty z tarczycą. Tata raczej nie. On był kierowcą ciężarówki. Mówił, że ta ciężarówka to jego dom. Cały jego świat. Ale kiedy przekazali ją młodszemu kierowcy, tata nie wytrzymał. Rozpił się…

Jesteś radiologiem. W Polsce pracujesz w zawodzie?

Nie. To kwestia nostryfikacji mojego dyplomu. Musiałabym uzupełnić studia medyczne, bo są różnice w programie między Białorusią a Polską. Na razie gotowałam chińskie pierożki w orientalnym barze w Gdańsku. Teraz staram się o pracę w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym. Wiesz, co mi się u was podoba? Jak jedzie karetka pogotowia, samochody się rozjeżdżają na boki. Na Białorusi stoją, nie ruszą się, a niech ten w środku umiera, co tam. Rozstępują się tylko, gdy jedzie jakiś ważny deputowany, czy sam Łukaszenka. O, wtedy są ochroniarze, a ulica jest zamknięta. Nawet w metrze nie otwierają drzwi, żeby nikt nie wysiadł. Wysiądą na następnej stacji…

Obraz
© Getty Images/ Wdowa po strażaku z Czarnobyla

Czy chcecie mieć z mężem dzieci?

Tak, choć wiem, że na pewno coś z Czarnobyla i w nich zostanie. To są zmiany genetyczne, które już we mnie i w mężu są. I pewnie dzieci czy wnuki je po nas odziedziczą. To problem na pokolenia. Czarnobyl to dla nas nie tylko wspomnienie, to bolesna teraźniejszość. Natomiast dla młodych to atrakcja.

Jak to atrakcja?

No tak. Polesie na 30 kilometrów od granicy z Ukrainą to nieżywe terytorium. Tam stoją ochroniarze. Ale głupi ludzie robią wycieczki. Ciekawi, jak to wygląda. Tam są opuszczone miasta i wsie, zostawione rzeczy. Młodych to ciekawi. Nawet biorą ze sobą dozymetry – mierniki promieniowania.

Ale skoro tam są ochroniarze, to jak udaje im się tam wejść?

Korupcja. Zapłacisz – wjeżdżasz.

Obraz
© Getty Images

Serial ”Czarnobyl” możecie oglądać teraz na HBO i HBO GO. Reż. Johan Renck, wyk. Jared Harris, Stellan Skarsgard, Emily Watson, Philip Barantini.

Źródło artykułu:WP magazyn
czarnobylczarnobyl hbobiałoruś
Komentarze (216)