Cezary Pazura: "Owoc zakazany lepiej smakuje"
10.10.2018 09:00, aktual.: 02.11.2018 21:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
27 października na HBO zadebiutuje serial "Ślepnąc od świateł" na podstawie powieści Jakuba Żulczyka. Oglądać możemy w nim między innymi Cezarego Pazurę w jego najlepszej roli od lat. Gra celebrytę-narkomana. Z aktorem rozmawialiśmy o warszawskich imprezach, życiowych wyborach i ich konsekwencjach.
Karolina Stankiewicz: Ceni pan twórczość Żulczyka?
Cezary Pazura: Jestem jej fanem. W tej chwili nie przeczytałem jeszcze "Wzgórza psów", bo żona ma pierwszeństwo. Mamy tak niewielu utalentowanych ludzi, że każdego z nich powinniśmy szanować. Do Jakuba Żulczyka mam wielki szacunek. Jego powieść nie na darmo okrzyknięto bestsellerem. Jest rzeczywiście wyjątkowa. Miarą jej niezwykłości jest też to, że motywuje, napędza innych twórców, jak Krzysztof Skonieczny, który postanowił zrobić z niej serial.
Dlaczego chciał pan stać się częścią tego projektu?
Bo gdy przeczytałem materiał, pomyślałem: o, po raz pierwszy od wielu lat ktoś proponuje mi zadanie, z którym się muszę zmierzyć. Gdy poszedłem na przesłuchanie do roli, byłem przygotowany perfekcyjnie. Poszedłem tam walczyć. Koniecznie chciałem tę rolę zdobyć. I widziałem iskrę w oczach reżysera. Dawał mi mnóstwo zadań, ale byłem na wszystko przygotowany. Skonieczny to przecież młody człowiek. Wygląda trochę jak jakiś raper albo hipster – w życiu nikt by nie powiedział, widząc go na ulicy, że oto idzie oryginalny reżyser. I nagle on przemawia do mnie tak piękną polszczyzną i ma tak trafne uwagi reżyserskie i tak świetnie je argumentuje, że czuję spokój w duszy, że wie, czego chce i mogę się spokojnie oddać w jego ręce. To było moje pierwsze wrażenie. Ale gdy zadzwonił i powiedział, że chce, bym zagrał tę rolę, miał jedną wątpliwość. Pytam przerażony: jaką? A on do mnie: "No bo ty wyglądasz jak kulturysta. Facet, którego masz zagrać, bierze narkotyki". Na szczęście mi jest łatwo chudnąć. Więc zrzuciłem masę.
Nie było panu szkoda ciężko wypracowanej sylwetki?
Trochę było. Ale na szczęście żonie się podoba.
Bohater, którego pan gra, jest zupełnie inną postacią, niż pan jest prywatnie.
To jest zadanie aktorskie. W szkole wymagano od nas tego, żebyśmy znaleźli w sobie takie pokłady emocji, o które sami siebie nie podejrzewamy. To jest nasz wybór, czym się kierujemy w życiu, a rola to jest rola. Aktor lubi postacie, które są odwrotnością jego samego, bo owoc zakazany lepiej smakuje. Ja nie miałem aż tak trudnego zadania, bo u mojego bohatera następuje emocjonalna wolta. Jest cały wachlarz emocji. Ale wracałem z planu piekielnie zmęczony.
Czy jest pan zadowolony z efektów?
Gdybym nie znał języka i aktorów występujących w serialu, powiedziałbym, że to jakiś amerykański serial – i to bardzo dobry. Jestem dumny, że mogłem w nim zagrać.
Warszawa w tym serialu jest potworna...
Ja widzę to tak, że jak zrobisz krok w niewłaściwą stronę, to się okazuje, że ten świat jest tuż za twoimi drzwiami.
Czy pan zna taką Warszawę?
Wiem, że taka Warszawa istnieje. A gdy człowiek błądzi, to może wpaść do studni, z której nie ma wyjścia. Oczywiście to jest wizja reżysera. Ale dotknięcie zła jest tam bardzo mocne i prawdziwe. Myślę, że taki świat jest, bo inaczej Żulczyk nie mógłby go oddać z takim pietyzmem. I trzeba by jego zapytać skąd, to wie. Pamiętam, że kiedyś Andrzej Wajda, gdy zobaczył "Psy", powiedział : "Pasikowski wie coś o naszym widzu, czego ja już nie wiem". Można by to sparafrazować i przełożyć na ten serial: Żulczyk i Skonieczny wiedzą o nas coś, czego my jeszcze nie wiemy. Myślę, że modlitwa o zniszczenie, którą wypowiada główny bohater, to jest coś, co w każdym z nas drzemie: Niech to się wszystko wreszcie skończy. Spalić, zaorać i zasiać na nowo. Nie wiem, jak pani to widzi.
Myślę, że każde duże miasto ma warstwy. Są w nim różne relacje i różne układy.
Ale też w nas samych są te warstwy. I czasami tak walczą ze sobą, że nie wiadomo, która jest prawdziwa, która jest tobą.
Pana bohater w serialu organizuje wielką imprezę, na której alkohol leje się strumieniami, narkotyki odmierza się niemal kilogramami, a w każdym kącie ktoś uprawia seks. Czy bywał pan na takich imprezach?
Aż na takich jak w filmie nie. Film jest kondensacją, skrótem, emocją. Proszę też pamiętać, że bywać, a uczestniczyć, to wielka różnica. W serialu jest to pokazane bardzo dosadnie, ale tak właśnie miało być. Nagrywałem ostatnio audiobooka według Marcina Ciszewskiego - "Autor bestsellerów", o pisarzu celebrycie. I tam też są podobne sceny – czyli coś musi być na rzeczy, skoro o tym piszą.
Często podkreśla pan to, że jest osobą wierzącą. Ale produkcje, w których bierze pan udział to raczej nie są filmy z pozytywnym, chrześcijańskim przesłaniem.
Niekoniecznie. Zawsze jest walka dobra ze złem. To od widza zależy, po której stronie się opowie. Aktor wybiera rolę. Wiemy, jak wygląda dobro, a po to się robi filmy pokazujące zło, by uświadomić, co jest złe i w jakim stopniu. Moda na filmy z krystalicznie czystymi bohaterami chyba minęła razem z klasycznymi westernami, w których wjeżdżał kowboj na biało ubrany i musiał zastrzelić wszystkich ubranych na ciemno.
Ale myślę, że bohater "Ślepnąc od świateł" ma w sobie coś z bohatera westernowego.
To prawda. Ma kodeks honorowy i jest to taki samotny wilk. Ja zawsze lubiłem takich bohaterów. Gdy byłem dzieckiem, imponowali mi tacy bohaterowie, którzy byli sami, w pojedynkę mierzyli się z całym światem. I faktycznie, jest dużo z kowboja w tym naszym bohaterze. Ale jednak robi to, co robi. I z tym musi sobie poradzić. O tym jest ten serial: Jeśli coś robisz, to musisz wiedzieć, że są tego konsekwencje. Nie możesz w każdym momencie powiedzieć: "dziękuję bardzo, do widzenia". Tak jak w historiach o płatnych mordercach – oni nie mogą po prostu przejść na emeryturę. Tutaj też bohater ma cały czas zaplanowane, że wyjeżdża, że chce się oczyścić, już jest normalny. Ale to zło mówi: "Nie, ty jesteś nasz, ty zaciągnąłeś u nas kredyt i teraz musisz go spłacić". Ja mam taką hipotezę, jeśli chodzi o dobro i zło, że jeżeli zaciągasz kredyt u zła, to kiedyś to zło odbierze go od ciebie z procentami. A jeżeli robisz dobrze, to dobro odda ci to z procentami. Więc w sumie wiadomo co wybrać.