Cebula droga jak nigdy, a sułtan i tak wygrywa. "To będzie, niestety, piekło"

- Zapowiedział podwyżki pensji w budżetówce i ochronę wartości islamskich. A do tego ma media. Prezydent Erdoğan nie może sobie pozwolić na oddanie władzy - mówi WP Bülent Keneş, turecki politolog i opozycyjny dziennikarz mieszkający obecnie w Szwecji na kilka dni przed drugą turą wyborów.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan w czasie wiecu w Antalii z żoną Emine Erdoğan
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan w czasie wiecu w Antalii z żoną Emine Erdoğan
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2023 Anadolu Agency

26.05.2023 | aktual.: 26.05.2023 12:44

W niedzielę druga tura wyborów prezydenckich w Turcji. Analitycy dają większe szanse urzędującemu od 20 lat Recepowi Tayyipowi Erdoğanowi, który ma poparcie partii konserwatywnych, islamskich i nacjonalistycznych.

Kandydat centrolewicowej opozycji Kemal Kılıçdaroğlu miał co prawda lekką przewagę w sondażach przed pierwszą turą, ale ostatecznie przegrał głosowanie o kilka procent. O to, czy są to uczciwe wybory i skąd potencjalny sukces Erdoğana, pytamy opozycyjnego dziennikarza i politologa Bülenta Keneşa, który mieszka od kilku lat w Szwecji. W Turcji grozi mu więzienie.

Sebastian Łupak: Czy w niedzielę, po 20 latach rządów, Recep Tayyip Erdoğan, ogłosi zwycięstwo w kolejnych wyborach prezydenckich?

Bülent Keneş: On nie może oddać władzy. Grozi mu zbyt duża odpowiedzialność za łamanie praw człowieka i inne zbrodnie, więc zrobi wszystko, by się przy władzy utrzymać. Turcja nie jest demokracją, tylko quasi-dyktaturą, więc nie możemy mówić o uczciwych wyborach.

Nie słyszałem, żeby niezależni obserwatorzy mówili o dosypywaniu głosów czy fałszowaniu kart wyborczych. Wybory były raczej uczciwe, a Erdoğan dostał w pierwszej turze 49,5 procent. Jego przeciwnik – kandydat opozycji Kemal Kılıçdaroğlu - 5 procent mniej.

A tymczasem w prowincjach dotkniętych trzęsieniem ziemi, gdzie mogło zginąć 50-70 tysięcy ludzi, a setki tysięcy wyjechały po dramacie do innych rejonów Turcji, głosowało więcej ludzi niż kiedykolwiek wcześniej. Czy to nie dziwne?

I poparcie dla Erdoğana w tych zdewastowanych, zniszczonych regionach było o 5 procent wyższe niż w poprzednich wyborach. A przecież Erdoğan był krytykowany za zbyt późną i niewystarczającą pomoc dla ofiar, choćby niewysłanie na czas wojska do odgruzowywania i szukania wciąż żywych ludzi.

Przez jego paranoję, bo bał się samodzielnych akcji wojska, ratowników i organizacji pozarządowych, pomoc została opóźniona. To więc niewytłumaczalne, żeby miał aż tak wysokie poparcie akurat w tych prowincjach.

Czy Erdoğan nie obiecał tym ludziom, że szybko odbuduje ich domy? Może dlatego na niego głosowali?

Oczywiście, że obiecał szybką odbudowę. Obiecał też Turkom podniesienie płacy minimalnej, wysokie podwyżki płac (nawet o 45 procent) dla ludzi pracujących w sektorze publicznym, wyższe emerytury, darmowy gaz naturalny do ogrzewania mieszkań. Dodrukował miliony tureckiej liry.

W efekcie wartość pieniądza leci na łeb na szyję. W 2003 roku, gdy Erdogan dochodził do władzy, za jednego dolara można było dostać 1,5 liry. Dziś to jest 20 lir za jednego dolara. Inflacja wynosi oficjalnie 40-50 procent, ale niezależne ośrodki szacują ją na 105 procent.

Ale i tak słabo opłacani, ubodzy Turcy z biednej prowincji łapią się na obietnice. Wierzą, że tylko Erdogan zapewni im dobrobyt. A on przekonuje ich, że znów będziemy w pierwszej dziesiątce największych gospodarek świata. Będziemy turecką potęgą, nowym Imperium Osmańskim, a on nowym sułtanem.

Ale przecież to on doprowadził do inflacji i drożyzny. Więc wyborcy powinni go za to ukarać przy urnach.

Koszty życia są niebotyczne, ludzie mają problemy, żeby kupić kilogram mięsa, pomidorów czy nawet cebuli. Czynsze w dużych miastach poszły do góry. Rodzina zarabia 8,5 tys. lir, a czynsz wynosi 12 tys. lir!

Tymczasem media tureckie, w 95 procentach należące do Erdogna i jego partii AKP, mówią, że za inflację odpowiadają wojna, zła koniunktura światowa oraz spiski Niemców, UE i USA. Te siły sprzysięgły się rzekomo przeciw wielkiej Turcji.

Jest też wróg wewnętrzny. Dlaczego ceny poszły do góry? To zmowa supermarketów. Dlaczego tak drogie są podstawowe dla Turków ziemniaki i cebula? To oczywiście wina spekulantów.

Policja robi pokazowe naloty na hurtownie ziemniaków i obwinia hurtowników o spiski i sztuczne zawyżanie cen. To oni odpowiadają za wzrost cen, a nie Erdogan i jego "islamska wersja ekonomii", bo przecież ta zachodnia jest oparta na błędnych przesłankach. A do tego państwowy turecki instytut statystyczny – Turkstat – manipuluje danymi.

(Poniżej: władze miasta Bursa chwalą się, że przejęły 35 ton ziemniaków od spekulantów)

Wspomniał pan, że 95 procent mediów jest zależna od Erdogana. Jakie są efekty?

Pokażę to na przykładzie z prorządowej stacji A Haber. 20 maja w jej programie pokazywano, jak będzie wyglądać karta wyborcza w drugiej turze. Przypomnę, że spotkają się w niej rządzący Erdoğan oraz kandydat opozycji Kemal Kılıçdaroğlu.

Jaką infografikę pokazał prowadzący? Po jednej stronie jest zdjęcie Erdoğana z podpisem, a obok szary cień z podpisem "drugi kandydat". Nie dali ani zdjęcia, ani nazwiska Kılıçdaroğlu. W ten sposób sugerują widzom, na kogo mają głosować.

Media prorządowe, w tym publiczna stacja TRT [odpowiednik naszej TVP – red.], dały Erdoganowi kilkadziesiąt razy więcej czasu na antenie. Tylko na jednym z kanałów on miał ponad 30 godzin, a kandydat opozycji ledwie 30 minut.

Przypomnę, że wszyscy Turcy ze swoich podatków płacą na TRT. Jak w tej sytuacji mówić o uczciwych wyborach, skoro Erdoğan ma do dyspozycji propagandę wylewającą się z telewizji 24 godziny na dobę?

Druga tura wyborów wg telewizji prorządowej. Kandydują Erdogan i "ten drugi"
Druga tura wyborów wg telewizji prorządowej. Kandydują Erdogan i "ten drugi" © Twitter

Były jeszcze jakieś przykłady manipulacji?

Erdoğan pokazywał na swoich wiecach wyborczych zmanipulowany spot wyborczy Kılıçdaroğlu. Po prostu jego ludzie wmontowali w ten klip fragment, z którego wynikało, że kandydat opozycji cieszy się poparciem terrorystycznej bojówki kurdyjskiej PKK.

To oczywiście jest kłamstwem, bo Kılıçdaroğlu o takie poparcie nie zabiegał. Sztab Erdoğana po prostu zmontował dwa różne nagrania: na jednym jest Kılıçdaroğlu, a na drugim przywódca terrorystów z PKK w górach Kandil. I wygląda to jakby zbrojni bojówkarze byli w sojuszu z opozycją.

Jaki efekt to daje?

Erdoğan stosuje dwie techniki: pierwsza ma nieść nadzieję, że wkrótce Turkom będzie się żyło dostatniej, bo państwo da podwyżki, a Turcja stanie się potęgą.

Druga taktyka to sianie strachu: jeśli wygra kandydat opozycji, to wesprze Kurdów, terrorystów, da prawa społeczności LGBT, a ci źli prozachodni liberałowie z wielkich miast – Stambułu, Ankary i Izmiru - każą kobietom ściągnąć hidżaby z głów.

Czyli Erdoğan umiejętnie gra religią?

Bardzo. Ludzie pamiętają jeszcze czasy, gdy świeccy politycy tureccy, Kemaliści, walczyli z hidżabem i islamskimi strojami w urzędach czy biurach. Chcieli zreformować Turcję jako świeckie państwo. Erdoğan powiedział "dosyć".

Obiecał, że ochroni islamskie tradycje, wartości i islamski styl życia. I robi to dalej. Wypowiedział np. konwencję stambulską jako niezgodną z duchem islamu. A przypomnę, że chroni ona kobiety m.in. przed przemocą domową.

Wiec partii AKP w Stambule. Erdoğan ma poparcie konserwatywnej, religijnej części społeczeństwa
Wiec partii AKP w Stambule. Erdoğan ma poparcie konserwatywnej, religijnej części społeczeństwa© Getty Images | Jeff J Mitchell

Tuż przed zakończeniem kampanii wyborczej w pierwszej turze Erdoğan poszedł modlić się w meczecie Hagia Sofia. Czy to był ważny gest?

Dla muzułmanów tak. Przypomnę, że przez 80 lat Hagia Sofia była muzeum, a wcześniej kościołem chrześcijańskim. Tymczasem Erdogan zrobił z niej dwa lata temu meczet. Pisałem teksty przeciwko temu, za co tureckie media określiły mnie mianem "sojusznika krzyżowców". Po co nam kolejny meczet, skoro w Stambule meczety stoją na każdym rogu, a młodzi ludzie coraz rzadziej do nich chodzą? To są zagrywki polityczne.

Podobno kandydatowi opozycji Kılıçdaroğlu brakowało charyzmy. Był za spokojny?

Nie zgadzam się. Potrzeba nam wyciszenia, spokoju i rozsądku. Niepotrzebni nam kolejny islamscy radykałowie i ultarnacjonaliści, a ci mają teraz przewagę w tureckim parlamencie. Nigdy wcześniej nasz parlament nie poszedł tak bardzo w prawo.

Przecież Erdoğan, który fałszywie oskarża opozycję o współpracę z bojownikami kurdyjskimi, sam nawiązał współpracę z ultraislamską, radykalną partią HÜDA-PAR. Ta partia reprezentuje turecki Hezbollah wspierający organizacje paramilitarne. Tacy ludzie zasiadają teraz w naszym parlamencie. Więc wyciszony, starający się uspokoić nastroje Kılıçdaroğlu był dobrym kandydatem.

Tymczasem ten spokojny kandydat opozycji ogłosił właśnie, że jeśli wygra wybory, to wyrzuci z Turcji 3,5 miliona uchodźców syryjskich. To mało humanitarna polityka, która nie spodoba się Unii Europejskiej, a Kılıçdaroğlu obiecał przecież zbliżenie z Zachodem.

Kılıçdaroğlu uznał, że głosy ultranacjonalistów związanych z partią Zafer [pol. zwycięstwo] mogą być kluczowe do wygrania wyborów. Moim zdaniem to wielki błąd, bo zyska co prawda głosy części skrajnej prawicy, ale straci poparcie liberałów i Kurdów.

Jak może wyglądać przyszłość Turcji, jeśli w niedzielę to Erdoğan ogłosi zwycięstwo?

Wariant optymistyczny: turecka gospodarka jest w tak opłakanym stanie, że Erdoğan będzie potrzebował zachodnich kredytów i pożyczek. A żeby je dostać, będzie jednak musiał zachować minimalne pozory demokracji i rządów prawa, więc nie będzie mógł sobie pozwolić na całkowity autorytaryzm.

Ale przecież od lat Erdoğan nie rządzi Turcją, bo to nie są rządy. To jest dominacja, całkowite podporządkowanie sobie instytucji, sądów, mediów czy nawet centralnej komisji wyborczej, która ogłosi w niedzielę czy poniedziałek, kto wygrał.

W wariancie pesymistycznym Erdoğan będzie dalej niszczył resztki społeczeństwa obywatelskiego, odbierze prawa kobietom, wsadzi opozycjonistów do więzień. Tak naprawdę Erdoğan kontroluje już właściwie wszystkie aspekty życia Turków.

Co może nam jeszcze odebrać? Już chyba tylko nadzieję na zmianę. Sytuacja jest naprawdę przygnębiająca. To będzie, niestety, piekło.

Dla jednych piekło, a dla innych islamski raj, na który być może zagłosują w niedzielę sami Turcy … 

Taka jest niestety siła propagandy. Jest ona w stanie wmówić wyborcom wiele. Poza tym wielu Turków, zwłaszcza konserwatywnych, religijnych nacjonalistów, nie docenia roli wolnych, demokratycznych instytucji - i mówię to z przykrością. Z obojętnością przyjmują łamanie praw człowieka, korupcję i bezprawie, za które odpowiada reżim Erdoğana. Dla mnie jest to symptom zaniku ich moralności. 

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (600)