Jak prezydent Turcji zwolnił mnie przez telefon
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Turecka dziennikarka zwolniona przez prezydenta Erdoğana dla WP: - Prezydent obraził się za moje słowa na wizji i zadzwonił do redakcji z żądaniem, żeby zrobili ze mną porządek.
Sebastian Łupak: Dlaczego nie pracuje już pani jako dziennikarka i komentatorka stacji CNN Turk?
Nevşin Mengü: Zwolnił mnie z pracy jednym telefonem prezydent Turcji Recep Erdoğan.
Prezydent Turcji zajmuje się zwalnianiem dziennikarzy z pracy?
No, właśnie! Też myślałam, że ma ważniejsze sprawy na głowie.
O co poszło?
Prezydent Erdogan był właśnie po pierwszym spotkaniu z ówczesnym prezydentem USA Donaldem Trumpem. Mamy rok 2017. Erdogan chciał przedstawić to spotkanie jako ogromny sukces oraz pokazać się jako wielki sojusznik i przyjaciel Trumpa. Powiedziałam na antenie, że jak na takiego ważnego sojusznika, to dziwne, że ich spotkanie trwało tylko 23 minuty. Poszło o słowo "tylko" i mój cyniczny ton. Erdogan się obraził.
Co zrobił?
Zadzwonił do właściciela stacji i powiedział, żeby się mną zajął.
Pracodawca nie protestował?
Miał za dużo do stracenia biznesowo. W Turcji trzeba dobrze żyć z państwem i jego przedstawicielami, żeby zarobić. Prywatni biznes jest blisko powiązany z rządem. Trzeba więc sobie przekalkulować, co się bardziej opłaca.
Wcześniej właściciel CNN Turk - Aydin Dogan - już miał na głowie kontrole skarbowe. Przetrzepywali jego dokumenty. Bał się więzienia. Zresztą chwilę po moim zwolnieniu sprzedał stację komuś, kto jest jeszcze bliżej rządu i rządzącej partii AKP. Teraz CNN Turk to 24-godzinna stacja propagandowa – po prostu żart.
A amerykańska stacja CNN pani nie broniła?
Amerykanie dają Turkom nazwę i logo stacji, a Turcy opłacają licencję. Amerykanie liczą pieniądze, a reszta ich nie obchodzi.
Myśli pani, że Erdogan dzwonił w pani sprawie osobiście?
W moim przypadku tak. Teraz ma od tego swoich ludzi. Prezydent Turcji potrafi wtrącać się do tego, kto prowadzi jaki program w jakiej stacji.
Mało tego, wtrąca się do takich seriali, jak "Wspaniałe stulecie" o sułtanie Sulejmanie i jego osmańskim imperium.
I co się Erdoganowi nie podobało?
Pokazywano tam życie prywatne sułtana, jego ukraińską żonę, małżeństwo, itd. Erdogan uznał, że serial przedstawia go w złym świetle, jako kochanka zamiast wojownika. Sułtan powinien być pokazywany, jak jeździ konno, a nie w pałacu, z kobietami.
Wcześniej Erdogan już panią atakował?
Byłam atakowana w mediach prorządzowych i online przez erdoganowskie trolle.
Gdzie teraz pani pracuje?
W Deutsche Welle (DW) Türkçe. Akurat powiększali swoje tureckie biuro. Właścicielami są Niemcy, ale stacja nadaje z Turcji po turecku. Pracuję ze Stambułu. Mamy wielu dobrych reporterów, którzy – jak ja – zostali zwolnieni wcześniej z tureckich mediów. Prowadzę też swój kanał na YouTube.
Wciąż jest pani atakowana?
Oczywiście! Atakują mnie w mediach prorządowych: biorą fragment mojego programu i wyśmiewają. Nazywają mnie "niemieckim szpiegiem", któremu nie można wierzyć.
Nie zakazali nas dotąd, bo docieramy przez internet do relatywnie małej grupy ludzi. To głównie klasa średnia w dużych miastach, jak Stambuł, Ankara, Izmir. Na prowincji rządzi naziemna telewizja rządowa.
Czy Erdogan próbuje zabrać się za wolny internet?
Tak. Rząd wprowadził kontrolę wypowiedzi w internecie – na Facebooku, Twitterze i YouTube - ze względu na czystość języka. To jest ich nowa wymówka: przecież ludzie się obrażają w interecie, wyzywają, więc my was ochronimy przed tymi oszczerstwami. Zawsze znajdą powód, żeby regulować wolność słowa. A tak naprawdę chodzi o powstrzymanie krytyki prezydenta Ergodana i jego polityki.
Weźmy 83-letniego tureckiego aktora Genco Erkala. Wezwał on na Twitterze, żeby Erdogan wreszcie pokazał swój dyplom ukończenia studiów, bo są podejrzenia, że w ogóle go nie ma. I za tego tweeta został teraz oskarżony o obrazę prezydenta. Takich ludzi jak on są setki. Trafiają do aresztu, grożą im kary długoletniego więzienia.
Czy rząd daje ci potrzebne informacje, kiedy o nie prosisz jako reporterka?
Mam swoje kontakty. Wysyłam pytania do rzecznika prezydenta, ale najczęściej pozostają one bez odpowiedzi. Ale to spotyka też dziennikarzy prorządowych. Im też zamiast twardych danych i faktów wciska się propagandę.
To jest jak sowiecka Kremlinologia. Zamiast konkretnych danych, patrzysz, kto siedzi na uroczystości najbliżej Erdogana, na kogo spojrzał dziś z uśmiechem i wyciągasz z tego wnioski.
Amnesty International i inne organizacje podają, że w tureckich więzieniach może wciąż siedzieć około 100-120 dziennikarzy...
Część moich znajomych już wyszła. Byli oskarżani o zdradę stanu, o spiskowanie przeciw rządowi. Tysiące dziennikarzy straciły pracę. Dziesiątki tytułów prasowych zostało zamkniętych. Przeciwko tym ludziom rząd organizuje akcje i ataki w mediach. Część opozycjonistów wycofuje się z zawodu czy działalności społeczno-politycznej, bo nie wytrzymują ciśnienia. Jeśli masz małe dziecko i ono się dopytuje, dlaczego mama jest tak często krytykowana w prorządowych mediach, możesz mieć dosyć. Nie chcesz, żeby twoje dziecko było wyśmiewane w szkole, żeby spotykały je szykany.
Wywierają też nacisk na reklamodawców. Jeśli chcesz dać reklamę w mediach opozycyjnych, ludzie Erdogana wzywają cię na dywanik i pytają, po co ci to? Mówią, że prezydent nie jest tym zachwycony. Może lepiej, żebyś dał te reklamy komuś innemu? Biznesmeni odpuszczają...
Jak widzisz przyszłość mediów w Turcji i innych krajach, gdzie wolność słowa jest zagrożona?
Turcja to 80 mln ludzi, a moje programy ogląda kilka milionów. Reszta? Jest dużo ludzi, którym wystarczają seriale i których w ogóle nie interesują wiadomości.
Ale jeśli sytuacja ekonomiczna Turcji zacznie się pogarszać, bo przecież zagraniczni inwestorzy nie będą ryzykować swoich pieniędzy w tak niestabilnym kraju, to wszystko może się zmienić. Skąd weźmiesz prawdziwe informacje o stanie tureckiej gospodarki?
Jak masz podejmować decyzje przy urnie, jeśli nie masz podstawowych faktów? Kto zweryfikuje, czy rząd mówi prawdę i co robi za zamkniętymi drzwiami?
Wierzę więc, że media, zwłaszcza te elektroniczne, w internecie, będą się rozwijać mimo prób cenzury.
Ale dziennikarz, żeby móc gdzieś pojechać, czegoś się dowiedzieć, coś odkryć, musi mieć na to pieniądze i jakiś rodzaj redakcji, która te jego odkrycia zweryfikuje…
Sama chciałabym pojechać do Afganistanu, ale moja redakcja nie ma na to pieniędzy. Mam jednak nadzieję, że odbiorcy – czytelnicy i widzowie - rozumieją, jak ważne jest istnienie niezależnych redakcji i mediów i ich finansowanie.
Prawda za pomocą mediów elektronicznych dociera do ludzi. Dziewczynka z Iranu widzi na Instagramie, że jej rówieśniczka z Australii może surfować w wodach oceanu i też chce takiego samego życia. Wybiera się więc w długą wyprawę przez góry, ryzykując zdrowiem, by z Iranu dotrzeć do Turcji i dalej do Europy.
Uważam to za ważne, że wciąż mogę wykonywać swoją pracę ze Stambułu, że mogę być wśród Turków, pytać ich o zdanie, a potem to relacjonować. Co nam zostało, jeśli nie walka o prawdę? Być może w Nowej Zelandii są ładniejsze krajobrazy i spokojniejsze życie, ale póki mogę, zostaję w Stambule.
Wywiad z Nevşin Mengü przeprowadziłem podczas Campusu Polska Przyszłości w Olsztynie