Były dyrektor o kulisach pracy w TVP. "Struktura dworska, w której wszyscy mieli wzrok skierowany na Kurskiego"
Żeby ratować "zeszmacony wizerunek" TVP muszą polecieć głowy. To sytuacja jak ze znienawidzonym "Dziennikiem Telewizyjnym" w 1989 roku - mówi Jan Pawlicki, dawny dyrektor TVP.
24.10.2023 | aktual.: 24.10.2023 13:23
Jan Pawlicki, który był przez kilka lat dyrektorem w TVP, a potem odszedł z tej stacji, dziś, już z dystansu, opowiada w WP o kulisach jej działalności w ostatnim czasie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Jak trafiłeś do TVP?
Jan Pawlicki, dawny dyrektor TVP1, dziś w News24: To było jeszcze przed przejęciem władzy przez prezesa Kurskiego. A dokładniej: w momencie, kiedy się do tego przygotowywał. Moim głównym zadaniem było wtedy opracowanie analizy funkcjonowania tej firmy. Trafiła potem na jego biurko i z tego, co wiem, była przez niego wykorzystywana, żeby zbudować sobie pozycję w TVP.
Potem miałeś kierownicze stanowisko. Co robiłeś?
Tak, dostałem pracę jako dyrektor TVP1. Przychodziłem tam z nadzieją na realizację swoich planów i zamierzeń. Ale okazało się - czego zupełnie nie przewidziałem - że zarówno ja, jak i inni dyrektorzy mamy być tylko listkami figowymi, legitymizującymi to, co Kurski i jego przyboczny Stanisław Bortkiewicz robili za naszymi plecami.
Co robili dokładnie?
W skrócie można to sprowadzić do dwóch spraw: odbierali kompetencje dyrektorom anten i przygotowywali ścieżki do tego, żeby przepychać propagandowy przekaz.
Miałeś coraz mniejszy wpływ na to, co się działo w twojej części firmy?
Miałem przede wszystkim coraz mocniej ograniczane pełnomocnictwa finansowe. Wszystkie najważniejsze decyzje musiała zatwierdzać Joanna Klimek, obecnie Kurska. To całkowicie wiązało mi ręce. O wszystkim decydował Bortkiewicz i właśnie ona. Kiedy przychodziłem na stanowisko szefa Jedynki, obiecywano mi realizację kilku wartościowych seriali - na tym mi najbardziej zależało. A jak przyszło co do czego, okazało się, że pieniędzy mam tyle, że jestem w stanie zrobić co najwyżej jakiś tani sitcom.
Innym nie przeszkadzały te zmiany?
Dużo ludzi wtedy wyleciało z firmy. Część na własne życzenie, część była wyrzucona przez Kurskiego i Bortkiewicza. Zostali tam w zasadzie tylko ci, którym udało się połamać moralne kręgosłupy i byli gotowi posłusznie wykonywać wszystkie polecenia. Starali się dostosowywać za wszelką cenę do coraz gorszych warunków. No i jeszcze jedno - był oczywiście "desant" ludzi sprowadzonych przez Kurskiego. Prezes ustanawiał nowe reguły, jego ludzie dobrze sobie radzili w sytuacji, która powstawała w ten sposób, inni nie za bardzo mogli się odnaleźć. Robił się spory chaos. To była sytuacja pływania w kisielu: niby wszystko posuwało się do przodu, ale bardzo powoli i wymagało to wielkiej ilości dodatkowej pracy. Trwała ciągła reforma, reorganizacja.
Czy ludzie z pionu administracyjnego i menedżerskiego byli zwolennikami władzy, byli aktywnymi PiS-owcami?
To nie było tak naprawdę najważniejsze. To była raczej struktura dworska, w której wszyscy mieli wzrok skierowany na Kurskiego. Dopóki byli mu wierni, wszystko było w porządku i nikt ich nie pytał o poglądy. To właśnie oni realizowali jego pomysły, nawet te najgłupsze.
Które były najgłupsze?
Mógłbym długo wymieniać. Coś, z czego śmieję się do dziś, to pasmo "telewizji senioralnej". Kurski chciał dokładnie coś czego, według wszystkich badań, seniorzy nie chcą oglądać: starszy ludzie nie mają zamiaru oglądać na ekranie starych ludzi. Przygotowując program dla nich, trzeba szukać bardzo subtelnego wyważenia między młodością i dojrzałością. Kurski chciał to zrobić bez śladu subtelności.
Co jeszcze?
Inna sprawa to tzw. tożsamościowe projekty muzyczne - do TVP przychodzili ludzie, którzy kompletnie nie mieli talentu muzycznego, ale nagrywali patriotyczne piosenki, więc Kurski ich hołubił. Najlepszym przykładem, kimś, którego szerokiej obecności na antenie nie mogłem znieść, był Jan Pietrzak. Kurski lansował też disco polo, bo wydawało mu się, że tę muzykę kocha elektorat PiS. W obszarze rozrywki promował najgorsze badziewie i tandetę. A przecież telewizja publiczna powinna kształtować smak odbiorców, a nie schlebiać najniższym gustom. No i jeszcze jedno: te wszystkie koncerty. Kurski miał koncepcję, że jak dzieje się coś ważnego, trzeba pilnie zorganizować z tej okazji wielki koncert. To były imprezy potwornie drogie, artystycznie takie sobie. No i nikt nie chciał tego oglądać.
Co się zmieniło po odejściu Kurskiego?
Nie było mnie już wtedy w TVP, więc nie widziałem tego na własne oczy. Następca Kurskiego to jego wierny druh i kontynuator jego polityki. Zmieniło się więc niewiele. Mateusz Matyszkowicz w pierwszej kolejności zwolnił ludzi, których uważał za niebezpiecznych dla siebie. A jeśli chodzi o linię propagandową, nie zmieniło się kompletnie nic.
Jaki jest dziś status tej firmy i jej widoki na przyszłość?
TVP wymaga bardzo gruntownej zmiany. A raczej - gruntownej zmiany wymaga cały system organizacji mediów publicznych w Polsce. Pierwsza rzecz, która trzeba zmienić i to natychmiast, to sposób ich finansowania. Bo dopóki działa obecny system polegający na tym, że media są w stu procentach uzależnione od corocznej decyzji parlamentu, która zapewnia im szeroki strumień środków, siłą rzeczy muszą być polityczne.
Jak to mogłoby funkcjonować, żeby tego uniknąć?
Dużo osób powołuje się na BBC, ale prawie nikt nie mówi o tym jaka jest tajemnica niezależności brytyjskiego nadawcy - tam działa to w taki sposób, że parlament raz na dziesięć lat uchwala specjalną ustawę: Królewską Kartę BBC, w której umieszczone są zadania mediów publicznych, sposoby ich realizacji i finansowania. To sprawia, że zarząd ma jasną sytuację i nie musi mizdrzyć się do polityków.
Co jeszcze trzeba zmienić?
Coś, co nazwałem kiedyś i chętnie wciąż nazywam "zeszmaconym wizerunkiem". Media publiczne, żeby cieszyć się zaufaniem, muszą mieć godny szacunku wizerunek. TVP dawno go nie ma. Porównałbym tę sytuację do tej z 1989 roku, kiedy wszyscy nienawidzili "Dziennika Telewizyjnego" i było wiadomo, że musi czym prędzej zejść z anteny. Tak się wtedy stało, tak się też musi stać teraz.
Muszą polecieć głowy?
Wizerunek w przypadku mediów to oczywiście także twarze i głosy osób, które się tam pojawiają. A więc tak, trzeba je zmienić. Nie ma innego wyjścia. Nie oznacza to oczywiście wymiatania do samej ziemi - nie widzę powodu, żeby zwalniać np. montażystów czy ludzi zajmujących się sprawami technicznymi. Ale ci, którzy na antenie prezentowali propagandę rządową, bezwzględnie muszą odejść.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o horrorach, które bawią, strasząc, wspominamy ekranizacje lektur, które chcielibyśmy zapomnieć, a także spoglądamy na Netfliksowego "Beckhama", bo jak tu na niego nie patrzeć? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.