Był o włos od rekordu "1 z 10". Zgubiła go "zbytnia dokładność"
Arkadiusz Kopeć z 17. odcinka 141. sezonu "Jeden z dziesięciu" był na dobrej drodze, by powtórzyć wyczyn Artura Baranowskiego i zdobyć maksymalną liczbę punktów. Niestety sześć pytań przed końcem powinęła mu się noga. I choć znał odpowiedź na feralne pytanie, to nie udzielił poprawnej.
Arkadiusz Kopeć to doświadczony gracz "Jeden z dziesięciu" - w 2020 r. został zwycięzcą Wielkiego Finału 117. edycji, zdobywając 605 punktów oraz wszystkie nagrody. Cztery lata później powrócił i przebił swój wynik aż o 108 punktów. Emerytowany fizyk z Sosnowca szedł jak burza i od początku widać było, że inni gracze czuli przed nim respekt. W drugiej rundzie, kiedy zawodnicy po udzieleniu dobrej odpowiedzi sami wskazywali kolejnego odpowiadającego, Arkadiusz był wywoływany tylko trzy razy. Oczywiście zachował wszystkie szanse do samego finału.
W finale nie dał swoim przeciwnikom żadnych szans. Po trzech pierwszych pytaniach "kto pierwszy, ten lepszy" kolejne brał cały czas na siebie. Dzięki temu zdobywał 20 zamiast 10 punktów za każdą dobrą odpowiedź. Jedno z ostatnich pytań, które padło w finale, brzmiało:
"W którym europejskim państwie możemy zwiedzać Muzeum Guggenheima, które zostało zaprojektowane przez architekta Franka Gehry'ego?".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Arkadiusz z rozpędu odpowiedział "Bilbao". I choć miał rację, bo rzeczone Muzeum Guggenheima, znajduje się w tym mieście, jednak pytanie dotyczyło państwa. Właściwą odpowiedzią była więc "Hiszpania". Przez swoją "zbytnią dokładność", jak to określił Tadeusz Sznuk, zawodnik zakończył finał z wynikiem 713 punktów. Nie udało mu się więc wyrównać rekordu wszech czasów, który padł w listopadzie 2023 r.
Wówczas to Artur Baranowski stał się pierwszym graczem w historii teleturnieju, który ugrał aż 803 punkty, czyli... maksymalną liczbę, którą można zdobyć w jednym odcinku. Jaką miał taktykę? Bardzo prostą: brać wszystkie pytania "na siebie" i znać na nie odpowiedzi.
Żadna z kategorii w teleturnieju nie była mu straszna. Czy to nauki ścisłe, fakty historyczne, popkulturowe wydarzenia - pan Artur ze spokojem zdobywał kolejne punkty, wprawiając w rozpacz przeciwników, a Tadeusza Sznuka, który niejedno przecież w swojej karierze prowadzącego już widział, w osłupienie.
Internet z miejsca oszalał na punkcie "geniusza", jak szybko nazwali go widzowie. Pan Artur skradł ich serca nie tylko wiedzą, ale bezpretensjonalnym sposobem bycia i skromnością. Zwycięzca teleturnieju konsekwentnie odmawiał wywiadów, pojawiania się w mediach, ta strona sukcesu kompletnie go nie interesowała.
Baranowski, dziś dobiegający trzydziestki, mieszka z rodzicami, którzy prowadzą gospodarstwo rolne, specjalizujące się w produkcji mlecznej.
Na co dzień pomaga im w pracy. Studiował ekonomię, ale nie zdecydował się na opuszczenie rodzinnej miejscowości. Nie wyróżniał się niczym szczególnym: nie ma żadnego ekstrawaganckiego, zwracającego uwagę hobby, nie szokował niczym lokalnej społeczności.
Dlaczego Artur Baranowski nie wziął udziału w wielkim finale "Jednego z dziesięciu"?
Niestety widzowie musieli przeżyć ogromne rozczarowanie. Można się jedynie domyślać, że z takim samym zmierzył się pan Artur. Nie zjawił się na nagraniach do wielkiego finału, by zmierzyć się z przeciwnikami i być może raz jeszcze zadziwić publiczność.
Z informacji, do jakich wtedy dotarła Wirtualna Polska, wynikało, że zawiódł samochód uczestnika teleturnieju, więc nigdy nie dojechał do stolicy, wrócił do domu. Wydarzenie to zostało odebrane z ogromnym żalem, który niektórzy widzowie zwrócili przeciwko stacji, zarzucając jej bierność wobec problemu uczestnika.
W 52. odcinku podcastu "Clickbait" rozwiązujemy "Problem trzech ciał" Netfliksa, zachwycamy się "Szogunem" na Disney+ i wspominamy najlepsze seriale 2023 roku nagrodzone na gali Top Seriale 2024. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: