Był częścią propagandy Kremla. Szuka w Polsce pracy jako… dziennikarz

Wiaczesław Kowtun, ukraiński dziennikarz, który występował w rosyjskich programach propagandowych, szuka pracy w Polsce. - Występował w rosyjskich mediach jako ucieleśnienie ukraińskiego głupka - mówi WP dr Wojciech Siegień z Uniwersytetu Gdańskiego.

Wiaczesław Kowtun w rosyjskiej telewizji
Wiaczesław Kowtun w rosyjskiej telewizji
Źródło zdjęć: © YouTube

Jak podał portal Wirtualne Media, w polskich redakcjach szuka pracy niejaki Wiaczeslaw Kowtun, ukraiński dziennikarz sympatyzujący z reżimem rosyjskim. Reporterzy przestrzegają szefów polskich redakcji przed zatrudnieniem go.

Pierwszy o sprawie napisał Żenia Klimakin, który pracował w Polskim Radiu.

"Napisała [do mnie] koleżanka z polskiej telewizji: 'Ukraiński dziennikarz szuka pracy. Może jest gdzieś potrzebny? Podsyłam CV'. Otwieram CV i szczęka mi opada. Dowiaduję się, że do Polski przyjechał Wiaczesław Kowtun – stały bohater rosyjskich propagandowych programów w NTV, Rossia1 i innych tubach propagandowych Kremla" - czytamy w poście na Facebooku.

Przed Kowtunem ostrzegają także inni dziennikarze, w tym Marcin Iwankiewicz z TVP Sport:

"Uwaga polskie media, wszelakie - nie dajcie się nabrać! Poszukujący pracy w Warszawie Vyacheslav Kovtun to propagandysta Putina, grał 'profesjonalnego Ukraińca' w Rosja 1 czy NTV. Za duże pieniądze robił z Ukrainy pośmiewisko. Kto go zatrudni, ten się skompromituje. Won do Rosji!".

Zapytaliśmy dra Wojciecha Siegienia, znawcę rosyjskich mediów, kim jest Kowtun.

- To nie jest dziennikarz – mówi Siegień. - On był przedstawiany w prokremlowskich mediach jako politolog i komentator. Pełnił tam funkcję chłopca do bicia. Nie mówię w przenośni - on był naprawdę fizycznie bity w studiu w programach Sołowiowa, wyrzucany siłą, wypychany. "Won ze studia!" – krzyczeli do niego. On był dyżurnym Ukraińcem, a oni wylewali na niego pomyje. Mówili na niego: "wy źli, wy niewyedukowani, wy banderowcy", a on słuchał tego jako ucieleśnienie głupiego, antypatycznego Ukraińca, którego można obrazić i kopnąć.

- Dlaczego to było groźne? - pytam.

Siegień: - Pracował przez lata na to, co się dziś dzieje. On pozwalał kanalizować na sobie agresję do Ukraińców. Każda przemoc realna zaczyna się od przemocy symbolicznej. Najpierw wyśmiewamy Ukraińców jako głupków i banderowców w studiu telewizyjnym i w ten sposób przygotowujemy podglebie nienawiści. Kończy się to wojną z "nazistami, narkomanami i nacjonalistami", którą popiera tak wielu Rosjan.

Czy Kowtun był pożytecznym idiotą?

Siegień: - Pożyteczny idiota nie do końca wie, w czym bierze udział, a Kowtun od początku dobrze to wiedział, bo był częścią aparatu propagandy. On powinien szukać pracy w kabarecie, nie w redakcji. Jeśli to prawda, że szuka pracy w Polsce, powinien być sekowany przez całe środowisko dziennikarskie.

W 2017 roku "Komsomolskaja Prawda" pisała, że "miesięczne zarobki Kowtuna za występy w telewizji wynoszą od 500 do 700 tysięcy rubli [30-40 tys. zł - przyp. red.]. Czasami nawet do miliona na miesiąc".

Gazeta podawała, że poza Kowtunem wyreżyserowane role wrogów Rosji grali także Polak Jakub Korejba oraz Amerykanin Michael Bohm.

"Trójka "superekspertów" już od kilku lat wędruje od jednego programu politycznego do drugiego. Kowtun, Bohm i Korejba dla naszych widzów są głównymi "wrogami Rosji". Chętnie obrzucają nasz kraj błotem. Co jakiś czas przekraczają granicę tego, co jest dozwolone, za co czasem otrzymują po buzi" - pisała gazeta.

W zeszłym roku media opisywały, że polski politolog i komentator Jakub Korejba został uderzony w twarz, gdy brał udział w programie rosyjskiej telewizji publicznej. Cios wymierzyła mu inna uczestniczka debaty. Zwaśnione strony zostały rozdzielone przez prowadzących.

Korejba uchodzi za komentatora, politologa, dziennikarza, prezentującego w Rosji antyukraiński punkt widzenia. W przeszłości był m.in. publicystą portalu Sputnik.

Wybrane dla Ciebie