Burza po nowym filmie o katastrofie smoleńskiej. TVP odwlekała premierę
Ewa Stankiewicz czekała rok, aż TVP pokaże jej film dokumentalny "Stan zagrożenia" o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Premiera miała nastąpić 10 kwietnia, ale po raz kolejny została przesunięta. "Jak widać o Smoleńsku im później, tym lepiej" – napisała autorka na Twitterze.
18.04.2021 23:32
W niedzielę 18 kwietnia "Stan zagrożenia" w końcu trafił na antenę TVP1. Film miał być pokazany w 11. rocznicę katastrofy smoleńskiej, ale musiał ustąpić miejsca raportowi komisji Macierewicza, który poprosił prezesa Kurskiego o zmianę ramówki. Wcześniej pokaz dokumentu Stankiewicz był zaplanowany na 20 stycznia, ale wówczas również został zdjęty z planu dnia. Dopiero za szóstym razem został pokazany widzom i wywołał ogromne poruszenie.
Film "Stan zagrożenia" był reklamowany jako "dziennikarskie śledztwo, które ujawnia nowe fakty" na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Te "nowe fakty" w dużej mierze mają potwierdzać tezę, że nie było żadnego wypadku, tylko celowe działanie. Że TU-154 miał na pokładzie ładunek wybuchowy. A czarna skrzynka, która mogła potwierdzić tę tezę, zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach.
Stankiewicz zaprezentowała w filmie wypowiedzi polityków PiS-u, ale i fragmenty zeznań mechaników, ludzi związanych z BOR-em i ekspertów badających przyczyny katastrofy, którzy są przekonani o możliwości dokonania zamachu. "Wiemy, że jeżeli nie było ochrony samolotu w Samarze (tam dokonano remontu generalnego Tu-154 w 2009 r. - dop. red.), to można było z tym samolotem zrobić i włożyć do niego cokolwiek się chciało i gdzie chciało" - mówił przed kamerą Tomasz Grudziński, były zastępca szefa BOR.
Tomasz Ziemski, specjalista podkomisji Macierewicza, obalał zaś tezę o "pancernej brzozie", o którą samolot prezydencki miał zahaczyć skrzydłem. "Odłamki [poszycia] wybrzuszały, się wywijały się na zewnątrz do góry, a dolne zawijały się w loki powybuchowe na zewnątrz do dołu" - zwracał uwagę ekspert.
Kolejne "dowody" przedstawione przez Stankiewicz to m.in. zeznania świadków obecnych na lotnisku w Smoleńsku. W ujawnionych przez nią protokołach są wzmianki o "hukach i detonacjach", a nawet o "trzech wybuchach" słyszanych na lotnisku.
"To efekt 10 lat gromadzenia materiałów i dziennikarskiego śledztwa na temat śmierci polskiego Prezydenta na terenie Federacji Rosyjskiej, a także próba ujęcia problemu 'w pigułce' w sposób zrozumiały dla międzynarodowego widza" – reklamowała swój film Ewa Stankiewicz.
"Największym atutem filmu jest podanie źródeł informacji - bardzo poważnych źródeł - jest to odpowiedź na potrzebę ustalenia i uporządkowania faktów w sytuacji intensywnych kampanii dezinformacji dotyczących tej tragedii" – dodała autorka.
W trakcie emisji filmu na TVP1 media społecznościowe były pełne wpisów z reakcjami widzów.
"Logicznie przedstawia, kiedy i gdzie prawdopodobnie podłożono bombę w prezydenckim TU-154M. Pokazuje ludzi mających styczność lub jakaś wiedzę na ten temat" – podsumował jeden z widzów.
"11 lat po tragedii smoleńskiej, a sprawiedliwość nadal jest wymierzana tylko w komentarzach na Twitterze" – oburzał się inny. "Przerażający" – piszą internauci o "Stanie zagrożenia".
"Dowody są pokazane. I co z tego? Winni i tak nie zostaną osądzeni" – skwitował inny widz.