Brawurowy powrót w Bieszczady. Warto było czekać na drugi sezon "Watahy"
Trudno chyba o bardziej wyczekiwany polski serial ostatnich lat niż "Wataha". Twórcy hitu kazali nam się uzbroić w cierpliwość aż na trzy lata, ale nie ma wątpliwości - było warto.
Gdy zadebiutował, urzekł widzów nie tylko fabułą, ale i wciąż zachwycającymi i zarazem niepokojącymi swoją tajemniczością Bieszczadami. HBO postawiło wszystko na pokazanie trudnej pracy strażników granicznych, na, jak określili twórcy serialu "najdzikszym odcinku granicy". Nietypowy pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i sprostał oczekiwaniom nawet bardzo wymagających widzów. Mimo to stacja nie spieszyła się z kontynuacją. Miejsce "Watahy" zajął "Pakt", a niektórzy fani nie kryli żalu, że to właśnie ten serial szybciej doczekał się drugiego sezonu. Ku jeszcze większemu rozczarowaniu, twórcy albo myśleli o różnych wariantach kontynuacji, albo twierdzili, że w ogóle nie planują dalszych części.
Na szczęście drugi sezon powstał, ale trzeba było na niego czekać trzy lata. I nie będzie zbytniej przesady w stwierdzeniu, że warto było czekać. "Wataha" zachowała wszystko to, za co ją doceniono. Jest duszny, mroczny klimat, potęgujące wrażenie wyobcowane odludzie i niepokój o to, co czai się za granicą. Zakończenie pierwszego sezonu, choć zaskakujące, pozostawiło niedosyt i nie pozwoliło zamknąć wydarzeń w jedną całość. Nietrudno się więc domyślić, że grupa strażników dowodzona przez mjra Markowskiego wciąż nie może do końca odciąć się od przeszłości.
Mimo to, w Bieszczadach czas się nie zatrzymał. Minęły cztery lata, a sytuacja na polsko-ukraińskiej granicy dawno nie była tak napięta. Nie chodzi już tylko o przemytników. Nie bez znaczenia pozostają aspekty polityczne, skutki wojny na Ukrainie czy w Syrii. Działania Straży Granicznej monitoruje ABW, a sami strażnicy borykają się i z kontrolowaniem nielegalnych imigrantów i pomaganiem uchodźcom, przerzucanym w nieludzkich warunkach. Wszystko komplikuje się w momencie, gdy dokonują odkrycia makabrycznej zbrodni. Do sprawy znów jest wezwana prokurator Dobosz, a wraz z nią powracają echa nieudanego śledztwa. Ktoś zginął, ktoś zabił, ale winny z pewnością nie poniósł odpowiedniej kary.
Tymczasem Wiktor Rebrow, poszukiwany listem gończym, od lat ukrywa się w bieszczadzkich lasach. Kontakt utrzymuje tylko z dwojgiem przyjaciół – Siwą i Łuczakiem. Ukrywać przed wymiarem sprawiedliwości udaje mu się do momentu, gdy w jego kryjówce pojawi się Alsu (Anna Donczenko), nielegalna imigrantka ze Wschodu. Sprawę komplikuje też zniknięcie Siwej. Rebrow więc wszczyna własne śledztwo, stając na drodze prokurator Dobosz. Oboje balansują na granicy prawa, ale czy będą zdolni połączyć siły w imię poszukiwania prawdy? Znów daje się wyczuć atmosferę pościgu i narastającego napięcia, tym bardziej, że oboje nie wiedzą, komu mogą zaufać. Pamiętajmy też, że sprawa Grzywy na dobrą sprawę nie została zamknięta i powraca w najmniej oczekiwany sposób.
Drugi sezon Watahy nie pozwala widzowi oderwać się od ekranu ani na moment. Ogromną rolę odgrywają tu ponownie malownicze Bieszczady, tym razem jeszcze bardziej niepokojące. Zapierające dech w piersiach ujęcia gór osnutych mgłą z jednej strony zachwycają, z drugiej doskonale oddają klimat wydarzeń, potęgują wrażenie braku bezpieczeństwa i są doskonałym tłem dla makabrycznych wydarzeń. Warto zauważyć, że akcja rozgrywa się na przełomie jesieni i zimy, czyli w czasie, gdy nawet aura i przyroda skutecznie utrudniają pracę pogranicznikom.
Nie zawodzi także doskonała obsada. Choć Leszek Lichota z umęczoną miną sprawia wrażenie stanowczego brutala, możemy być pewni, że znowu zagra pierwsze skrzypce koncertowo. Aleksandra Popławska i Andrzej Zieliński świetnie wrócili do swych ról. Warto też zwrócić uwagę na innych bohaterów, Grzegorza Damięckiego w roli bezwzględnego i demonicznego agenta ABW oraz Jarosława Boberka, jako zblazowanego policjanta. Obaj bez wątpienia dodają całej grupie kolorytu. Na uznanie zasługują dobrze utrzymane tempo - wydarzenia rozgrywające się jednocześnie w mieście i górach nie dadzą widzowi odejść od ekranu. Kasia Adamik, Jan P. Matuszyński i Piotr Szymanek stworzyli gęstą, mocno zarysowaną kryminalną intrygę, podszytą ostrymi dialogami bohaterów. Możemy się więc spodziewać jednego – że "Wataha" puszczona jesienią, czyli najbardziej ponurą porą roku, nie pozwoli wam się od niej oderwać od początku do końca.