"Bonding". Lukrowany świat pracownicy seksualnej

Z pozoru jakaś nowość. "Bonding" Netfliksa opowiada o studentce, która dorabia jako profesjonalna domina. Jest lateks, podziemie, wibratory na ścianach i klienci z różnymi słabościami. Tyle że kobiety, które przepracowały jako dominy wiele lat, nie zostawiają na serialu suchej nitki.

"Bonding". Lukrowany świat pracownicy seksualnej
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

06.05.2019 | aktual.: 06.05.2019 14:00

Odpalacie Netfliksa, a waszym oczom ukazuje się różowa jak landrynka zapowiedź serialu "Bonding". Na pierwszy rzut oka wydaje się, że oto upada największe tabu: będzie serial o pracownicy seksualnej, o BDSM i wyzwalaniu erotycznych pragnień. Daliście się przyciągnąć?

Studentka w lateksie

Nas przyciągnęło! W "Bonding" najważniejsze są dwie postaci. Tiff – studentka psychologii, która po godzinach dorabia jako profesjonalna domina [kobieta grająca dominującą rolę w stosunkach sadomasochistycznych - przyp. red.] w Nowym Jorku. Przyodziana w lateksowe stroje spotyka się z klientami, którzy mają różne potrzeby erotyczne – tak to dyplomatycznie nazwijmy. Inni mniej wymagające (jeden z klientów Tiff czerpie seksualną przyjemność dopiero wtedy, gdy przebierze się za pingwina), ci drudzy mają już bardziej wymyślne oczekiwania. Dlatego Tiff potrzebuje ochroniarza-asystenta.

Tu pojawia się Peter. Dwudziestokilkulatek jest spłukanym gejem, którego nie stać na opłacenie czynszu za kolejny miesiąc. Gdy Tiff proponuje mu pracę asystenta, nie ma wyjścia i się zgadza. Wcześniej nie miał w ogóle do czynienia ze światem BDSM. Dziwi i przeraża go wszystko. Ale dla Petera cały świat to jedno wielkie przerażające miejsce. Chłopak kompletnie nie radzi sobie w życiu, nie potrafi nawiązać dłuższej, zdrowej relacji z drugim mężczyzną. Boi się też realizować swoich marzeń o występach w klubie dla komików.

Obraz
© Materiały prasowe

Praca u boku Tiff ma być dla niego wyzwoleniem. Przynajmniej takie było założenie twórcy serialu – Rightora Doyle’a.

W "Bondingu" erotyka nie jest w ogóle ważna. Ba, można nawet spokojnie powiedzieć, że świat BDSM i pracowników seksualnych jest tylko drobniutkim elementem historii. Seksu tu w ogóle nie ma. Nie ma nagości, perwersji i co tam jeszcze może przyjść do głowy po usłyszeniu hasła "BDSM". Zdecydowanie dużo tu... psychologii.

W serialu na pierwszy plan wysuwają się ograniczenia, jakie bohaterowie nakładają na siebie (albo jakie na nich próbuje nakładać społeczeństwo). Taka lateksowa wersja #metoo. Tiff przyznaje, że jest pracownicą seksualną, bo w przeszłości była wykorzystywana seksualnie. Nosi do pracy gorset i strzela z bicza, by pokazać, że ona też może dominować. A Peter, który nie potrafi się odnaleźć w życiu, przekracza granice w lochach z klientami Tiff, co jest dla niego w pewnym stopniu życiową pobudką.

Jest i trochę o klientach studentki. Jest zwolennik upokarzania i tzw. watersports (oddawanie moczu na drugą osobę). Jest i dość konserwatywne małżeństwo, które kompletnie nie dogaduje się w temacie seksu i sprawiania sobie przyjemności, że prosi o pomoc dominę. To nawiasem mówiąc jeden z lepszych motywów serialu, bo ogromnym tabu w społeczeństwie jest to, że małżeństwa chodzą na terapie do psychologa, a co dopiero proszą o pomoc w spełnianiu fantazji!

Obraz
© Materiały prasowe

I tyle. "Bonding" już po kilku odcinkach wydaje się bardzo płytką historyjką, do której ktoś dopisał kilka słabszych żartów. Popkulturowa papka, z której nic nie wynika. Niestety. "Bonding" jest trochę jak brokatowy jednorożec. Niby konie istnieją (jak BDSM), ale w takiej formie to tylko w bajkach.

Serial jest słaby, ale komentarze, jakie wywołał w środowisku pracownic seksualnych, są już za to bardzo konkretne, ostre i wyjątkowo ciekawe.

Tak nie wygląda moja praca

Madam Storm pracuje jako domina 11 lat i uczy inne kobiety, o co w tej pracy dokładnie chodzi. Swoimi spostrzeżeniami na temat serialu Netfliksa podzieliła się w artykule dla metro.co.uk.

- Dziękuję ci Netfliksie za to, że od pierwszego odcinka stawiasz sprawę jasno, że nie uprawiamy seksu z klientami, ale cały serial jest pełen błędów. Po pierwsze, nigdy nie zobaczycie nas z obrożą na szyi taką, jaką nosi Mistress May – to jest zarezerwowane dla uległych, moi drodzy – zaczyna swój tekst Madam Storm.

Domina po kolei rozlicza absurdy zawarte w serialu. Po pierwsze, wyjątkowo rzadko zdarza się, żeby pracownice seksualne pracowały razem pod jednym dachem w lochach/podziemiu, jak pokazano to w "Bonding". Loch, w którym klienci spełniają się w różny sposób, wyścielony dywanem? Brzmi bardzo źle i tak też widzi to Brytyjka.

- Bezpieczeństwo i zgoda to dwie najważniejsze, podstawowe sprawy. Chciałabym zobaczyć, jak Mistress May bardziej skupia się na ustawianiu granic niż spełnianiu zachcianek klientów. (…) Wierzę, że twórcy serialu chcieli też pokazać niebezpieczeństwa, z jakimi związane jest bycie dominą, ale byłam zaniepokojona sceną, gdy May nie sprawdziła w ogóle swojego klienta. Taka wcześniejsza lustracja może uratować ci życie – przyznaje.

Obraz
© Materiały prasowe

Madam Storm odnosi się tu do ostatniego odcinka "Bonding" (nie będziemy spoilerować). I przypomina, że sama kiedyś znalazła się w bardzo niebezpiecznej dla siebie sytuacji. Storm pracowała wtedy w Nowym Jorku. Kierowca zawiózł ją do domu klienta:

- Ogromny gość otworzył drzwi i powiedział, że jego mama jest na piętrze, więc musimy być cicho. Zaprowadził mnie do swojej piwnicy, gdzie spełniał swoje zachcianki, i zaryglował za mną drzwi, mówiąc, że nie chce, by przyłapała nas jego mama. Pokój wypełniały świeczki, krzyże, była Biblia. Wyjaśnił, że chce zostać ukarany za swoje grzeszne myśli. Powiedział mi o tym, że został wychowany w bardzo konserwatywny, religijny sposób. Pytał, czy to, co robimy, jest grzechem – wspomina.

– W tej pracy nigdy nie wiesz, co może się stać. A z drugiej strony: profesjonalna sesja jest wyzwalająca i dla dominy, i dla klienta. Tu chodzi o budowanie pewności siebie. "Bonding" może i nie jest najbardziej odpowiedni, ale daje delikatny wgląd do naszego świata. (…) Gdyby ktoś przypadkiem zastanawiał się, czy zostanie dominą jest łatwą opcją zarobku dla studentki: nie jest. To profesja, która wymaga doświadczenia, umiejętności interpersonalnych, etyki – przyznaje Madam Storm.

Nie ona jedna zareagowała na serial krytyką.

Kto to pisał?

W komentarzach, jakie posypały się kilka dni po premierze "Bondingu", można przeczytać głównie o tym, że twórcy pokazują oderwaną od rzeczywistości historię, która wcale nie przełamuje tabu, tylko wprowadza widzów w błąd.

"Rozumiem, że to miał być komediowy tekst. To nie jest śmieszne. Przeczy idei "Safe, Sane, Consensual" (w tłumaczeniu "Bezpieczni, Rozsądni, Zgodni")" – pisze jedna z kobiet i przywołuje fragment odcinka, w którym Tiff oznajmia Peterowi, że będzie musiał oddać mocz na klienta. Mówi mu: "gdybym ci powiedziała, co będziesz musiał zrobić przed wszystkim, nie zrobiłbyś tego".

"Serial, mimo dobrych intencji, nie przedstawia w realistyczny sposób świata profesjonalnych domin i ich klientów, nie wspominając już o technicznych aspektach tej pracy. Jest tak wiele wykwalifikowanych osób w Los Angeles, które mogłyby podpowiedzieć twórcom" – czytamy na Twitterze.

"Błędy w serialu podsycają piętnowanie tych, którzy zajmują się BDSM. Dlaczego ta dziewczyna nosi obrożę? Dlaczego ma niedopasowany gorset? Dlaczego nie prześwietla swoich klientów? Dlaczego nie ma tu nic o negocjacjach z klientami i rozmów, w których obie strony ustalają granice, zgadzają się na pewne rzeczy?" – pisze profesjonalna domina posługująca się pseudonimem Mistress Synful Pleasure.

Najlepsze na koniec. Co na to twórca "Bonding", Rightor Doyle (fani produkcji HBO mogą go znać z roli w serialu "Barry")? Okazuje się, że serial oparty jest na jego własnej, najprawdziwszej historii. W 2006 roku, gdy miał zaledwie 22 lata i dopiero co ukończył college, pracował dla swojej przyjaciółki-dominy.

- Potrzebowałem pieniędzy, a ona mnie w to wkręciła – powiedział w rozmowie z "New York Post".

Do jego zadań najczęściej należało po prostu "stanie na czatach" i pilnowanie, by przyjaciółce nic się nie stało. – Przygody Petera są fikcyjne. Nie byłem zainteresowany robieniem show o sobie. Chciałem zrobić show o tym, czego doświadczyłem i czego się nauczyłem. To było świetne, dzikie wejście w świat, w którym mogłem odkrywać swoją seksualność i zrozumieć, jak patriarchat ogranicza kobiety i gejów w tym, co mogą robić ze swoim życiem i ciałem – dodał.

Doyle pracował jako asystent dominy przez pół roku. Wprost mówi, że te miesiące wiele zmieniły w jego życiu na plus. "Bonding", który powstał w 20 dni, ma być przyczynkiem do szerszej dyskusji o seksualności, pracownicach seksualnych, wstydzie i oburzeniu, jakie cały czas towarzyszy takim tematom. I tu się akurat udaje. Dyskusja jest. Pracownice seksualne w komentarzach w mediach społecznościowych zarzekają się, że nie chcą nawet słyszeć o kolejnym sezonie "Bonding".

Ale gdyby tak dać twórcom kredyt zaufania? Doyle mówi w rozmowie z "Daily Beast": - Od dziecka jesteśmy uczeni, że seks to zło. A seks to część naszego życia. Może sprawiać radość, ból, podniecenie. Może ludzie spojrzą na to z innej strony? Będą mniej osądzać, a więcej rozmawiać o tym?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)