"Bolesny falstart". Rozczarowujące "Erynie" na TVP VOD [RECENZJA]
Intrygujący plakat, plotki o nawiązaniu przez TVP VOD realnej rywalizacji z Netfliksem, premiera serialu w okolicy publikacji informacji o wielkim sukcesie Marcina Dorocińskiego za Oceanem – czyli angażu w dwóch kolejnych częściach "Mission: Impossible", nie uchroniły "Erynii" Borysa Lankosza przed zarzutami o mało wysublimowaną teatralność i kompletny brak atmosfery. Ekranizacja, na którą długo czekaliśmy, okazała się niewypałem.
29.10.2022 09:50
Saga realizacyjna związana z przygotowaniem adaptacji powieści Marka Krajewskiego na mały ekran trwa już blisko dekadę, od pojawienia się informacji o negocjacjach w sprawie sprzedaży praw autorskich. Ponad dwa lata upłynęły od pierwszych doniesień z planu, przymusowo przerwanego ze względu na stan pandemii. Do projektu zabierano się bardzo długo, długo też rozważano go koncepcyjnie i wizualnie.
O ile czasu tego raczej nie można uznać za zmarnowany (bo nigdy nie powinno być go szkoda na kulturę i sztukę), oczywiste jest, że takie "przeleżałe" pomysły nie zawsze świadczą o pogłębionej refleksji i dopracowaniu, a raczej – jak w tym przypadku – mogą stanowić o braku świeżego podejścia do tematu. Twórcy "Erynii" najwyraźniej mieli chęć przygotować coś na kształt "Króla" Jana P. Matuszyńskiego według powieści Szczepana Twardocha, ale do osiągnięcia tego poziomu wiele brakuje. Po seansie złożonym z trzech udostępnionych odcinków należy niestety wysnuć wniosek, że platforma VOD wdrażana przez narodowego nadawcę zalicza "Eryniami" bolesny falstart.
"Erynie" | Zwiastun
Edward Popielski (w tej roli Marcin Dorociński), cokolwiek narwany i niespokojny były stróż prawa, intelektualista i erudyta, prowadzi w przedwojennym Lwowie własne śledztwo związane z serią tajemniczych morderstw, które wstrząsają miastem. Kluczem do rozwikłania zagadek okazuje się być szyfr oparty na hebrajskich inskrypcjach, a jego odcyfrowanie może pomóc w zapobiegnięciu kolejnym zbrodniom. O ile krótkie streszczenie fabuły wydaje się intrygujące i zachęcające, samo wykonanie zachwytów absolutnie nie wzbudza. Próby budowania atmosfery kończą się klęską, choć nie do końca można ustalić, gdzie tak naprawdę leży główny problem. Poszczególne sceny wydają się być montowane trochę na chybił trafił, scenografia wygląda momentami jakby sklejono kawałki kartonu na klej szkolny, który miałby za chwilę puścić, aktorzy teatralnie wypowiadają swoje kwestie, ale bez przekonania, bez bigla i zapału. Jedynym elementem, który jakkolwiek spaja całość, jest obecność Marcina Dorocińskiego i jego głęboki, kojący głos z offu, ale bez dalszego pomysłu na poprowadzenie tej postaci i wydobycie jej znaczenia dla całości projektu, nawet i te zabiegi wydają się po prostu stratą czasu i energii. Tętniący życiem Lwów, perła Wschodu, wydaje się miastem niemal wymarłym, zupełnie jak gdyby jedynymi ludźmi zamieszkującymi przestrzeń byli bohaterowie, którzy mają coś w konkretnej scenie do zrobienia lub powiedzenia – czyżby po zakupie praw do ekranizacji powieści zabrakło środków na zatrudnienie statystów i przygotowanie odpowiedniego dla nich otoczenia?
"Erynie" ogląda się trudno. Akcja rozwija się niespiesznie, nie przynosząc satysfakcjonujących konkluzji ani nawet nie przekazując w sposób wystarczająco przekonujący konkretnych motywacji i celów wyznaczanych sobie w tej łamigłówce przez poszczególnych bohaterów. Najbardziej rozczarowujące są chyba postaci kobiece, które zupełnie pozbawione są właściwości – snują się po ekranie ze zbolałym wyrazem twarzy, wszystkie do siebie podobne, wszystkie w równym stopniu niedopracowane i przeciętne, a przecież każda z nich ma swoją inną dramatyczną historię, która sama w sobie mogłaby stanowić oś narracji. Nie ma niestety szczęścia Borys Lankosz do ekranizacji polskich kryminałów. Po świetnym, uznanym za jeden ze współczesnych klasyków "Rewersie", kolejne projekty tego reżysera, czyli "Ziarno prawdy" według Miłoszewskiego i "Ciemno, prawie noc" według Bator, w najlepszym razie określić można mianem prób nieudanych, ale nie katastrofalnych. Niestety, "Erynie" zmierzają w podobnym kierunku.