Bogaci ludzie nad basenami. Czy "Palm Royale" to nowy "Biały lotos"?
Gdy Apple TV+ wypuścił zwiastun nowego serialu komediowego, nagłówki "krzyczały", że oto nadchodzi następca hitu HBO. Niewiele w tym jednak prawdy. Czy mimo to warto obejrzeć "Palm Royale"?
20.03.2024 | aktual.: 20.03.2024 22:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Apple TV+ w Polsce wciąż nie jest w czołówce popularności platform VOD. A szkoda, bo kryje w sobie prawdziwe perełki, jak chociażby jeden z najlepszych seriali dekady "Rozdzielenie" czy komediową produkcję "Ted Lasso" i "Morning show" z gwiazdorską obsadą. To właśnie na AppleTV+ dostępny jest najnowszy film Martina Scorsese "Czas krwawego księżyca". Teraz do biblioteki platformy wpadła nowa interesująca propozycja.
Jest koniec lat 60., jesteśmy w Palm Beach, mekce bogatych białych Amerykanów, którzy tu swoje pieniądze przejadają, a wielkie spadki przegrywają w kasynach. Liczy się stan konta i status społeczny, a ten ustanawiany jest dzięki przynależności do ekskluzywnych (czy aby na pewno?) klubów i miejscom przy stoliku na charytatywnych balach. Maxine, dawna miss piękności niewielkiego miasteczka, marzy o tym, by należeć do tego świata. Póki co dostaje się do niego skacząc przez mur prosto w krzaki, ale jej ambicje mierzą znacznie wyżej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Palm Royale — Official Trailer | Apple TV+
Nic dziwnego, że ktoś, widząc kilka tygodni temu zwiastun "Palm Royale", pomyślał o "Białym lotosie". Dwusezonowy hit HBO to świetna i prześmiewcza obserwacja postkolonialnego kompleksu Zachodu. I rzeczywiście na powierzchni tej historii są bogaci ludzie i pławią się w luksusach pod cieniem palm, jednak tu podobieństwa obu tych tytułów się kończą.
W "Palm Royal" świat pastelowych hoteli, willi otoczonych ogrodami i sal bankietowych z wieżami z kieliszków do szampana to jedyny świat. Gdzieś tam w tle niemrawo majaczy rzeczywistość ludzi pracy, ale klasę próżniaczą wypełniającą serial, to nie interesuje. Aspiruje do niej właśnie Maxine (w tej roli Kristen Wiig).
Poznajemy ją gdy w pożyczonych ubraniach udaje członkinię ekskluzywnego klubu i próbuje zaprzyjaźnić się z kobietami, które rządzą socjetą Palm Beach. Gdy zostaje wyrzucona drzwiami i tak znajduje sposób, by wrócić tym, czy innym oknem.
"Palm Royale" na Apple TV+. Marzenie o bogactwie nie dla każdego
"Palm Royale" to opowieść o kobiecie, która za wszelką cenę chce wspiąć się po społecznej drabinie. Co jest na jej szczycie? Pieniądze, blichtr, drinki, rewie i bale. Twórcy serialu zrobili absolutnie wszystko, by także widzom zawrócić w głowie tą wizją. Warstwa wizualna produkcji jest wręcz zachwycająca.
Wnętrza i plenery ukazane są niczym skrawek jakiegoś poliestrowego nieba z przełomu tal 60. i 70. Po szerokich ulicach wśród niskich bungalowów jeżdżą piękne auta z epoki, wielkie wille z kręconymi schodami otoczone są egzotycznymi ogrodami. Woda w basenie jest kusząco niebieska, drinki podawane na jego brzegu mają każdy kolor tęczy.
Na osobną wzmiankę zasługują kostiumy w "Palm Royale". Gdy oglądałam odcinki dostępne dla recenzentów, już przeczuwałam nadchodzący instagramowy trend na stylizacje z Palm Beach sprzed paru dekad. Zapomnijcie o "cichym luksusie" z "Sukcesji", nadchodzi głośny przepych z "Palm Royale".
Kristen Wiig, która została gwiazdą komedii dzięki "Saturday Night Live", gra tu bardzo intensywnie, na wysokich nutach. Jest rozedrgana, sprawcza, nie daje się stłamsić, a jednocześnie jest naiwna i w tej swojej naiwności słodka i dziewczęca.
Obsada to bardzo mocna strona produkcji, bo Wiig partnerują Laurna Dern i Allison Janney. Małą rólkę ma także Kaia Gerber, która naprawdę wygląda jak jej znana matka (Cindy Crawford) i podobnie jak ona raczej nie ma szans na wielką karierę w filmie.
Za to zaskakująco świetnie na ekranie wypada piosenkarz Ricky Martin. Jest w swojej roli kelnera i powiernika najbardziej ludzki z całej tej menażerii. Czy to magia telewizji, czy zasługa grubego filtra, przez który oglądamy każdy odcinek, ale nigdy w życiu nie odgadlibyście, że ten przystojny facet ma 52 lata.
Palm Beach w oczach Maxine jest niebem na ziemi, podczas gdy budowane jest na kłamstwie, intrydze i zwykłym cwaniactwie. Niestety metafora o pięknej powierzchowności skrywającej pustkę może odnieść się także do samego serialu.
Nawet największe gwiazdy ubrane w najbardziej zachwycające kostiumy nie zakryją przykrej prawdy, że "Palm Royale" jest trochę o niczym. A jeśli nawet o czymś jest, to po jednym odcinku zmienia swój kurs, porzucając jakiś wątek. Czy to sprytny zabieg zwany zwrotem akcji? Wydaje się być bardziej pogubieniem w budowaniu akcji i postaci. Nawet jeśli zaangażujemy się w losy aspirującej Maxine, to wciąż nie dowiemy się, kim tak naprawdę jest.
Twórcy starają się dotknąć takich kwestii, jak dziejąca się gdzieś w tle rewolucja w kraju, nawet podbój kosmosu. Jednak trudno pojąć, w jakim celu, gdy nie jest to wystarczająco dobrze wyeksponowane. Chwilą magii w "Palm Royale" jest pojawienie się... wieloryba. To moment wyjątkowo przyjemny, pokazujący, dokąd ten serial mógłby nas zabrać, gdyby nie osiadł gdzieś po drodze na mieliźnie (jak ten wieloryb właśnie). Na pewno warto dać temu serialowi szansę, choćby dla czystej przyjemności oglądania ładnego opakowania.
Pierwsze trzy odcinki "Palm Royale" są już dostępne na Apple TV+
Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: