"Black List": James Spader o najtrudniejszej scenie. "To było niesamowite"
"Czarna Lista" (Black List) to amerykański serial kryminalny o Raymondzie „Red” Reddingtoni, który postanowił zejść ze "złej ścieżki" i pomóc FBI w ściganiu najbardziej niebezpiecznych przestępców. wcielający się w postać Reda James Spader opowiada o momentach na planie, gdy musiał grać najbardziej emocjonalne sceny.
23.01.2017 16:23
*Ostatni raz rozmawialiśmy na pokazie w Londynie. Zostałeś wtedy po imprezie, żeby porozmawiać z fanami, o wiele dłużej, niż było to planowane. *
James Spader: Naprawdę tak zrobiłem? Rany, to nie w moim stylu. Nie rozumiem, co się stało. Strasznie dałem ciała, nie?
To było świetne spotkanie, bardzo ciepłe.
JS: Mam wrażenie, że fani często dostają zbyt mało i czują niedosyt. Dlatego z wielką chęcią zostałem dłużej, by odpowiedzieć na więcej pytań. Nic mnie to nie kosztowało i nie uważam się za żadnego celebrytę. Do tego zazwyczaj trochę się guzdram, udzielając odpowiedzi na poszczególne pytania. Dlatego staram się, w miarę możliwości, zostawać dłużej. Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy potrafią udzielać krótkich, zwięzłych odpowiedzi, które na dodatek są trafne, zabawne i do tego jeszcze bardzo miło się ich słucha. A ja gadam i gadam, moje odpowiedzi są dosyć surowe. I jestem w stanie odpowiadając na jedno pytanie „przepalić” cały zaplanowany czas, obojętnie, czy jest to dziesięć minut, dwadzieścia, czy od cholery i trochę. Inaczej mówiąc, nie jestem w stanie wyrazić siebie inaczej niż długim biadoleniem. Więc zostaję i biadolę dalej.
Jesteśmy teraz na planie Behind the Blacklist. Czy możesz wytłumaczyć, czym tak naprawdę jest ten odcinek?
JS: To coś bardzo interesującego. W założeniu jest to prawdopodobnie kolejne narzędzie służące promowaniu serialu, ale bardzo często dzieją się w trakcie jego kręcenia rzeczy niezwykle dla mnie przydatne. Dziś też tak się stało. To nigdy nie jest związane z odpowiedzią, jakiej udzielam, tylko z zadanym pytaniem. Dużo zależy też od tego, kto je zadaje. Dziś był to Mark. Robił to już wcześniej i ma wszystko dobrze przemyślane. Oczywiście ma przygotowaną listę pytań, ale zadaje też pytania uzupełniające, które często skłaniają do przemyśleń. Wiesz, ja nie mam w zwyczaju snuć głębokich przemyśleń, jeśli nie wymaga tego praca. Więc dopóki nikt mnie nie sprowokuje, nie mam tak, że siedzę i rozmyślam sobie o Czarnej liście.
Zobacz także
*Trzeci sezon chyba nie dał ci zbyt wiele czasu na to, by złapać oddech. A przynajmniej tak to wyglądało. *
JS: Bardzo dużo się działo, musiałem borykać się z wieloma trudnościami. To bywa naprawdę satysfakcjonujące. Chociaż pamiętam, jak kiedyś rozmawiałem z aktorką, która przyznała, że tak naprawdę interesują ją wyłącznie role oczyszczające, zapewniające swoiste katharsis. Pomyślałem wtedy: „Słodki Jezu, ale ona musi mieć straszne życie”. Ja wolę, gdy zachowana jest równowaga. I do pewnego stopnia faktycznie została ona zachowana w ostatnim sezonie. Oczywiście mógłbym na coś ponarzekać. Hm, chyba lubicie, jak aktorzy sobie czasem narzekają, nie? W zasadzie nie powinienem narzekać, zważywszy na moje stanowisko. No ale dobra. Gdybym miał ponarzekać, narzekałbym na to, że okoliczności były od samego początku sezonu bardzo niewesołe. Drugi sezon skończył się konkretną zadymą, poniekąd wszystko wyleciało w powietrze. Wszystko poszło do diabła. To, co stało się z grupą zadaniową, to że wszyscy byli podzieleni, to że Elizabeth Keen zabiła Prokuratora Generalnego Stanów Zjednoczonych, to że wszyscy uciekali... No i okoliczności pozostały niewesołe aż do samego końca trzeciego sezonu. Wydaje mi się, że mieliśmy przez to deficyt pozytywnych emocji, wielbienia życia i zabawy w wykonaniu Reda. Staraliśmy się zachować tego tak wiele, jak to możliwe. Tyle że w obliczu wydarzeń mających miejsce w trakcie sezonu nie mogliśmy przesadzić, to byłoby mało autentyczne. Przez większość czasu wszystko naprawdę wisiało na włosku.
*Mimo to miałeś kilka naprawdę dobrych tekstów. *
JS: Zawsze staramy się, żeby tak było. W końcu po to jest w serialu ta postać. Tyle że tym razem było to trudniejsze. Ciężko tryskać humorem, kiedy wszystko wokół płonie.
Red zazwyczaj mówi bardzo spokojnym tonem i wszystko ma pod kontrolą. Tymczasem na śmierć Liz reaguje niezwykle emocjonalnie. Potem pojawiają się jeszcze te halucynacje i bardzo surowe sceny. Jak ci się to grało?
JS: Żeby taka scena wypadła dobrze, musisz mieć pod nią jakiś materiał. Przejrzałem sobie w pamięci filmy i seriale, w których ostatnio grałem... W Biurze (The Office) raczej czegoś takiego nie było. W Avengersach tym bardziej nie. Tak samo w Lincolnie. Prawdopodobnie trzeba się cofnąć do Orłów z Bostonu (Boston Legal) i wcześniejszych filmów. W tym serialu był już taki odcinek czy dwa. A w nich pojedyncze sceny z silnymi emocjami. A teraz mieliśmy cały odcinek. Dlatego było to tak mocne i zauważalne. Ale masz rację, nie było dotąd zbyt wielu okazji, by Red pokazał taką wrażliwość. To jest postać, która z całą pewnością nie ma obaw przed podjęciem wysiłku, poświęceniem się. Jest kim jest i raczej nie hamuje się z wyrażaniem tego. Bardzo dobrze się z tym czuje. Jego życie było ciężkie, bardzo wiele stracił. Jest jednak w stanie to przezwyciężyć i robi to tak, że nie daje niczego po sobie poznać.
Scena, w której Liz umarła, była dla mnie niesamowita. Moment, w którym Red wysiada z ambulansu i od razu próbuje sobie z tym radzić, mówi, że nie chce, by trafiła do kostnicy, a potem podchodzi do samochodu i dosłownie łamie się wpół. Musi wziąć się w garść i na nowo odnaleźć samego siebie.
W scenie przedstawiającej śmierć Liz jest taki moment, bardzo osobisty, kiedy twój bohater całuje jej palce. Bardzo mi się to podobało.
JS: Powiem ci coś zabawnego, co bardzo mi się w nim podoba. Wydaje mi się, że on od samego początku ma bardzo bogate życie wewnętrzne. Jest jednym z ludzi, którzy są przygotowani na to, że wszystko może się zakończyć w mgnieniu oka. Cały czas jest na to gotowy. Dlatego też tak bardzo cieszy się życiem, każdym jego momentem. Rozumiesz, żyje pełnią życia. To zdecydowanie ma sens. Ktoś, kto pragnie mieć wszystko pod kontrolą, kto próbuje żonglować wszystkimi piłeczkami naraz, musi nauczyć się doceniać każdą sekundę. Tak jak żongler.
*Czy granie roli kogoś, kto momentami jest tak bardzo wrażliwy, sprawia ci przyjemność? *
JS: To nie całkiem tak. Ja nigdy do końca nie wiem, jak to wszystko się potoczy. Jeżeli w scenariuszu jest zapisane, że trzeba pokazać taką i taką emocję, to możesz być pewien, że mi się to nie uda. W moim przypadku jest to bardziej otwieranie się na okoliczności, przeżywanie tego, co się dzieje. Po to, by w to wszystko uwierzyć. Tak właśnie postępuję. Powtarzam to, co robiłem za dzieciaka, kiedy bawiłem się w policjantów i złodziei. To dokładnie ten sam mechanizm. Szukam w tym wszystkim prawdy, sensu, a potem udaję, że to się dzieje naprawdę. I mam nadzieję, że reaguję tak, jak w danej sytuacji powinienem.
Jak zaczyna się czwarty sezon dla Reda?
JS: Czwarty sezon rozpoczyna się dokładnie w momencie, w którym skończył się trzeci. Trwa poważny kryzys, trzeba wykonać zadanie. Tyle tylko, że nie do końca wiadomo, po co wykonywać to zadanie. To trochę przypomina uczucie, którego czasem w życiu doświadczamy. Zatrzymujemy się i zadajemy sobie pytanie: „Po co ja to właściwie robię? Dla kogo? Przecież tak naprawdę nawet tego nie chcę”. Wydaje mi się, że Red robi to wszystko głównie dla dziecka. Tyle że wszystko zostaje podane w wątpliwość, nikt tak naprawdę nie chce, by on to zrobił.
Przez to człowiek wmawia sobie, że nie jest w stanie dobrze wykonać zadania. I nikt nie chce, by w ogóle próbował. A jednocześnie wie, że jeśli zadanie ma zostać wykonane, to musi zostać wykonane właśnie przez niego. Wbrew temu, co wszyscy jasno dają do zrozumienia, wbrew temu, że nie chcą, by zadanie zostało wykonane, i wbrew temu, że uważają, iż ów człowiek nie jest w stanie tego zrobić. Chyba każdy doświadczył czegoś takiego w życiu, w mniejszym lub większym stopniu. Z tym właśnie mierzy się Red na początku czwartego sezonu. Nie ma nikogo, poza Dembem, komu mógłby zaufać i kto doceniłby jego starania.
*Jak Red reaguje na zdradę Kaplan, która twierdzi, że zrobiła to dla jego dobra? *
JS: Załóżmy, że miała całkowitą rację. Załóżmy, że to ona ma słuszność, a on się myli. Nie zmienia to faktu, że tym jednym ruchem zmieniła wszystko w ich relacji i niemalże wywróciła jego świat do góry nogami. Bo mimo najlepszych intencji i słusznej sprawy po prostu go zdradziła. Jak na coś takiego zareagować? Jest jedną z dwóch najbliższych ci osób. Polegasz na niej w każdej kwestii. Wie wszystko. Jak się po czymś takim podnieść? To bardzo, bardzo delikatna kwestia. Odbudowywanie zaufania, to coś, o czym każdy słyszał, ale mało kto widział. Bardzo rzadko udaje się w pełni odbudować raz stracone zaufanie.
*Ja na przykład nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. *
JS: No właśnie, sam widzisz.