Bezdomny podawał się za legendarnego boksera. Powinien nie żyć od 20 lat
Historia cenionego sportowca, który skończył pod mostem, była furtką do sławy dla młodego autora. Nie każdy uwierzył we "wskrzeszenie mistrza".
01.11.2018 06:39
J.R. Moehringer był ambitnym dziennikarzem po trzydziestce, gdy dostał intrygujący cynk od informatora. Po ulicach Santa Ana kręcił się pewien bezdomny, na którego wszyscy wołali "Mistrzu" (Champ)
i jeżeli wierzyć plotkom, to właśnie o nim w prasie z lat 40. pisano: "Najwspanialszy punczer, jakiego w życiu widzieliśmy". A nazywał się Bob Satterfield.
Historia upadłego boksera, który sportowe sukcesy zamienił na życie pod mostem od razu zaintrygowała dziennikarza "LA Times" z kilku powodów. Po pierwsze, dalsze losy zapomnianych idoli zawsze interesują czytelników. Po drugie i najważniejsze, według oficjalnych informacji Bob Satterfield nie żył od 20 lat. Bezdomny z Santa Ana mógł więc być zwykłym oszustem, wariatem albo fanem boksu z ogromną wiedzą na temat życiorysu i dokonań Satterfielda. Moehringer postanowił sprawdzić, która wersja jest najbardziej prawdopodobna.
- To na pewno Bob Satterfield. Widziałem jego walki w latach 50. – zapewniał informator dziennikarza, dodając, że "teraz to po prostu gość, który żyje za długo". Chodzi po ulicy z butelką whisky i woła na siebie "Mistrzu".
Moehringer opisując pierwszy kontakt z rzekomym bokserem nieżyjącym od 20 lat, stwierdził:
- Zobaczyłem starszego czarnoskórego mężczyznę, który na środku ulicy pchał wózek sklepowy pełen śmieci. Znoszona odzież, puste spojrzenie, twarz w sadzy, wyglądał jak każdy inny bezdomny w Ameryce. Potem zauważyłem jego dłonie, największe dłonie, jakie kiedykolwiek widziałem, a każda była tak ciężka i nieporęczna, że trzymał je przy sobie jak kulę do gry w kręgle.
Dziennikarz zagadnął bezdomnego i zaczął porównywać swoją wiedzę na temat Satterfielda z tym, co usłyszał od nieznajomego. "Mistrzu" przywoływał nazwiska rywali, opowiadał o osiągnięciach i porażkach. Pozornie wszystko się zgadzało, Moehringer miał w rękach gorący temat i wiedział, że musi opisać historię upadłego sportowca, który zdradził, że urodził się jako Tommy Harrison.
Nazwisko Bob Satterfield przyjął, by nie mylono go ze słynnym bokserem Tommym "Huraganem" Jacksonem. Zapytany przez dziennikarza, dlaczego wybrał sobie właśnie takie imię i nazwisko, bezdomny tylko wzruszył ramionami.
Artykuł "Wskrzeszenie mistrza" ukazał się w 1997 r. i przyniósł dziennikarzowi uznanie i kilka branżowych nagród (trzy lata później dostał Pulitzera). Artykułem i okolicznościami jego powstania zainteresowało się nawet Hollywood – na bazie tej historii powstał scenariusz filmu "Wskrzeszenie mistrza", który pojawi się w Telewizji WP.
Młodego dziennikarza sportowego zagrał Josh Hartnett, którzy przypadkiem trafia na legendę boksu (Samuel L. Jackson). Uznawany za zmarłego mężczyzna zgadza się na propozycję, by powstał o nim artykuł. Dziennikarz natomiast wierzy, że dzięki temu jego kariera nabierze szybszego tempa. Rozmowy z Mistrzem z czasem zbaczają na inne tematy, prowadząc do omawiania niepoukładanego życia dziennikarza.
Po premierze filmu Ted Sares, bokserski ekspert, autor kilku książek, podważył to, co artykuł Moehringera i film na jego podstawie mówią o Satterfieldzie. Sares nie ma wątpliwości, że Tommy Harrison, którzy rzekomo zmienił nazwisko na Bob Satterfield, był bokserem walczącym w latach 50. Ale nie miał nic wspólnego z Satterfieldem. Harrison zawsze walczył pod swoim nazwiskiem i nie trudno znaleźć zapis jego osiągnięć.
Sares podkreślił przy okazji, że Satterfield wcale nie był upadłym sportowcem, który trafił pod most. "Był weteranem i uzdolnionym artystą. Mężem i ojcem, który odszedł zbyt szybko, umierając na raka. Żył uczciwie i pracował w Chicago do samego końca" – podkreślił Sares, potwierdzając oficjalne doniesienia o śmierci 53-letniego Satterfielda w 1977 r.