Beata Harasimowicz o cenzurze skeczy w TVP. Podała listę tematów zakazanych
W najnowszym wywiadzie Beata Harasimowicz, która była związana przez ponad dwie dekady z TVP, opowiedziała o cenzurze w tej telewizji za czasów różnych rządów. Wymieniła, z czego nie wolno szydzić w skeczach od czasu, gdy PiS przejął władzę w TVP.
12.08.2023 17:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Beata Harasimowicz po studiach trafiła w 1992 r. do Telewizji Polskiej. Początkowo przygotowywała programy publicystyczne. Później zaczęła reżyserować liczne programy telewizyjne. Od 2006 r. mocniej skupiła się na kabaretach, pojawiając się po raz pierwszy jako reżyser w Opolu. Odpowiadała m.in. za Kabaretową Ligę Dwójki, Kabaretowy Klub Dwójki, "Dzięki Bogu już weekend", Mistrzowie Kabaretu czy Kabaret na Żywo. Nie bez przyczyny nazywano ją "królową kabaretu".
Jednak w 2016 r. po 24 latach postanowiła odejść z TVP, która wtedy została przejęta przez Zjednoczoną Prawicę. Była partnerka Roberta Górskiego przeszła do Polsatu, by potem założyć spółkę, która zajmuje się obsługą wydarzeń kabaretowych
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ostatniej rozmowie z Onetem Harasimowicz miała okazję porozmawiać o swojej przeszłości w TVP i o tym, jak zmieniał się kabaret na przestrzeni lat. Jak przyznała, w latach 90. brylowali monologiści, których dziś nazwalibyśmy stand-uperami - mowa m.in. o Jerzym Kryszaku czy Marcinie Wolskim.
A gdy później pojawiły się kabarety jak Koń Polski, które poruszały społeczno-polityczną tematykę, to nikt w TVP nie ingerował w treść ich skeczy. - Nie odczuliśmy prób cenzury. Nie było sugestii czy tabu. Wolność była odczuwalna. Wszyscy się nią cieszyliśmy. Dwójka stała wtedy po stronie artystów. Mieliśmy przyzwolenie z "góry" - zapewniła.
Gdy dziennikarz Onetu zapytał, czy obecnie na Woronicza są tak samo chętnie zapraszane polityczne kabarety, Harasimowicz udzieliła odpowiedzi, która nikogo nie zaskoczy. Podała nawet listę tematów, których nie wolno poruszać w kabaretach.
- Tylko apolityczne. Nie można szydzić z Kościoła, Kaczyńskiego, PiS-u, ze Smoleńska. W 2015 r., po przejęciu władzy przez PiS w TVP obowiązywała długa lista tematów zakazanych. Zaczęła działać cenzura prewencyjna. Osoby na średnim szczeblu kierowniczym, w obawie przed zwolnieniem, zabraniały, tyle że gdyby sprawa trafiła wyżej, to emisja pewnie by się odbyła. Dlatego ja i grupa współpracujących ze mną kabaretów w 2016 r. stwierdziliśmy, że nie ma dla nas tam miejsca - wyjawiła.
Przy okazji zapewniła, że przed rządami PiS-u nie doświadczyła prób cenzurowania. - Jedynym cenzorem skeczy byłam ja sama, kierując się dobrym smakiem. Nie zgadzałam się na zbyt wulgarne treści. To u mnie nie przechodziło. Natomiast ci, którzy zajmowali się polityką, robili to w taki sposób, że nie było można się do czego przyczepić. A też nikt wobec tych żartów nie protestował - oznajmiła.
Dodała także, że Donald Tusk zupełnie nie przejmował się żartami na swój temat. - W kabaretowych posiedzeniach rządu nie było rzeczy, która byłaby ocenzurowana. Donald Tusk dostawał wcześniej doniesienia: "W Dwójce jest program, w którym się z pana śmieją, a jeden z kabareciarzy pana odgrywa. Co z tym robimy?". Premier na to: "nic!" - powiedziała.
Harasimowicz przypomniała za to sytuację z czasów pierwszych rządów PiS-u [lata 2005-2007 - przyp. red.]. W jednej z Nocy Kabaretowych w Mrągowie sparodiowano Jarosława Kaczyńskiego. - Po czasie doszły do mnie słuchy, że głową za transmisję zapłacił Wojciech Pawlak, dyrektor Dwójki po zwolnieniu Niny Terentiew przez Bronisława Wildsteina. Monolog Kaczyńskiego miał być jego "gwoździem do trumny" - wyznała.
W tamtych czasach była też świadkiem propagandy. - Miałam za zadanie sfilmować program Jana Pietrzaka. Poszłam na próbę, usłyszałam straszne piosenki o wilczych oczach Tuska. Podeszłam i powiedziałam, że jako redaktor Telewizji Polskiej nie zgadzam się na to, żeby takie treści zostały wyemitowane. Pierwszy raz w życiu spotkałam się z kabaretową propagandą, co dziś w TVP jest na porządku dziennym - wyjawiła Onetowi.
Po telefonie Pietrzaka Harasimowicz dostała reprymendę. Wraz z ekipą zdecydowała się na protest. - Napisy końcowe kończyły się na chórku Jana Pietrzaka. Nikt z ekipy telewizyjnej, łącznie ze mną, pod programem się nie podpisał. Tyle mogliśmy. Później miałam propozycję zrobienia kolejnego występu Jana Pietrzaka. Odmówiłam - skwitowała Harasimowicz.