Afery ciąg dalszy. Restauratorka odpiera ataki i apeluje

Pierwsza zwyciężczyni polskiego "MasterChefa", która otworzyła restaurację w Gdańsku, znowu musiała zabrać głos po aferze w mediach społecznościowych. Lokal Basi Ritz został zrównany z ziemią przez fanów pewnej tiktokerki. Teraz restauratorka ma prośbę do swoich zwolenników, by nie pomagali jej w nieuczciwy sposób.

Basia Ritz wygrała pierwszą polską edycję "MasterChefa"
Basia Ritz wygrała pierwszą polską edycję "MasterChefa"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

O fali hejtu, która wylała się na restaurację Basi Ritz, pisaliśmy wczoraj. Restauratorka pokazała wtedy na Instagramie kilka przykładowych opinii, jakie w ostatnim czasie wystawili jej "goście", których stopa nigdy nie stanęła w jej lokalu. Ich krytyczne oceny były następstwem filmiku, który nagrała po wizycie u Basi Ritz pewna popularna tiktokerka.

- Odwiedziłam restaurację zwyciężczyni "MasterChefa", no i słuchajcie, jaka akcja. Wchodzę tam sobie na luzaku w porze lunchowej. Chcę zamówić lunchyk, a kelner wskazuje mi menu i mówi, że jest pandemia i żebym się lepiej zastanowiła, bo koszt dezynfekcji, jeśli nie zamówię, będzie wynosił 50 zł - mówiła oburzona, po czym odradziła wszystkim wizytę w "Ritzu".

Restauratorka, która została zmiażdżona przez fanów tiktokerki, oskarżyła ją o oszczerstwo. Na tym jednak nie koniec. Następnego dnia znowu "poczuła się wezwana do tablicy" i zaapelowała do swoich fanów.

"Wiem, że chcecie pomóc i piszecie pozytywne opinie o nas. Jesteśmy za to niesamowicie wdzięczni. Ale prosimy, piszcie jeżeli nas faktycznie odwiedziliście" -  prosiła Ritz na Instagramie.

"Nie chcemy być postrzegani jako oszuści i wrzucani do tego samego 'gara', co tiktokerka. Zbyt ciężko pracujemy na nasze dobre imię" - dodała zwyciężczyni "MasterChefa".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (27)