Barbara Bursztynowicz dostała niemoralną propozycję. Nikomu nic nie powiedziała
Barbara Bursztynowicz jest znana z dziesiątek świetnych ról teatralnych, ale przede wszystkim jako serialowa Elżbieta Chojnicka w "Klanie". Otrzymywała oferty filmowe, ale droga do nich wiodła czasami przez łóżko reżysera. Pierwszą niemoralną propozycję dostała tuż po ślubie.
Barbara Bursztynowicz dostała niemoralną propozycję. Nikomu nic nie powiedziała
Barbara Bursztynowicz wykazywała talent aktorski już w dzieciństwie. Najlepiej wychodziło jej umieranie na zawołanie. Później wykorzystywała tę umiejętność w rozgrywkach miłosnych z mężem, kiedy czuła się przez niego niewystarczająco adorowana.
Aktorka skończyła szkołę teatralną w 1977 r. Niemal od razu zgłosił się do niej Stanisław Bareja, który chciał zaangażować ją do swojego filmu, potem kolejnego, ale za każdym razem spotykał się z odmową. Twórca kultowych komedii nie miał wtedy najlepszej opinii w środowisku artystycznym, a młoda aktorka obawiała się, że występ u reżysera zaszkodzi jej karierze.
- Stanisław Bareja poprosił mnie, żebym chociaż użyczyła głosu aktorce-amatorce. Nagrałam postsynchron, świetnie się przy tym bawiąc. Oczywiście, moje nazwisko nie widnieje w napisach końcowych filmu, ale mój głos słychać w jednej z jego komedii - opowiadała w "Vivie!", ale nie zdradziła, o jaką produkcję chodzi.
Barbara Bursztynowicz od ponad 25 lat jest gwiazdą serialu "Klan". Nie ukrywa, że kilka razy miała swojej Eli po dziurki w nosie.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.
Dlaczego ma robić herbatę leniwemu mężowi?
Barbara Bursztynowicz zawdzięcza roli w "Klanie" popularność, z drugiej strony ma świadomość, że Elżbieta Chojnicka ją szufladkuje i ogranicza zawodowo.
- Bywam nią zmęczona. Czasem, snując codzienne dialogi, zapominam, że jestem dobrą aktorką - mówiła w "Vivie!".
- Co jakiś czas wyczerpują się pomysły na postać Elżbiety i jej rola zostaje sprowadzona do siedzenia w kuchni, nalewania herbaty i mieszania w garnku. [...] Czuję się niepotrzebna, wypowiadając jedynie niewiele wnoszące do fabuły zdania w stylu: "Co słychać?", "Smakuje ci?" czy "Ja otworzę". [...] Być może gdybym otrzymała inną, równie ciekawą propozycję, łatwiej byłoby mi odejść. Ale nie mając niczego w zanadrzu, nie chciałam podejmować ryzyka - dodawała w "Plejadzie".
Aktorka walczy o swoją bohaterkę, aby miała bardziej rozbudowany rys psychologiczny. Protestowała, gdy scenarzyści zaczynali traktować jej postać zbyt konwencjonalnie.
- Kiedyś mieliśmy z Andrzejem Grabarczykiem (serialowym mężem - red.) do zagrania scenę, w której Elżbieta wraca zmęczona do domu po całym dniu ciężkiej pracy, a Jerzy leży na kanapie i rozleniwiony prosi, żeby zrobiła mu herbatę. No przepraszam bardzo! Tu się zbuntowałam. Przecież ona też jest zmęczona, a on miał czas, żeby nabrać sił i samemu pójść do kuchni i nastawić czajnik. [...] Nie po to na co dzień walczę z patriarchatem, żeby zgadzać się na tak stereotypowe zachowania w świecie fikcji, które mają być wzorcem do naśladowania. Ostatecznie stanęło na tym, że razem poszliśmy po tę herbatę - relacjonowała w rozmowie.
Pojedynek o Barbarę przy butelce koniaku
Jeszcze na studiach Barbara wyszła za mąż za Jacka Bursztynowicza. Poznali się, kiedy ona była na pierwszym roku PWST, a on na trzecim.
- Pięknie grał jazz, miał burzę włosów a la Jimi Hendrix i skórzaną kurtkę, która, jak się później okazało, wcale nie była ze skóry, tylko ze skaju. Do tego była pożyczona - wspominała w "Dzień dobry TVN".
Iskrzyło z obu stron, aczkolwiek młoda aktorka nie od razu oddała serce koledze.
- Nie potrafiłam wybrać. Był Jacek, pojawił się ktoś inny. Doszło do ostatecznego pojedynku - tłumaczyła swoje wahanie.
Ów pojedynek miał dość tajemniczy przebieg.
- Polegał na tym, że odbyliśmy z rywalem poważną rozmowę i wypiliśmy pół litra koniaku. Nie wchodząc w szczegóły, zostałem zwycięzcą na polu bitwy - relacjonował mąż.
Być może wątpliwości Barbary Bursztynowicz brały się z tego, że partner nie zawsze dopieszczał ją swoją uwagą.
- W pierwszym okresie zakochania bardzo lubił się oglądać za ładnymi dziewczynami. [...] Któregoś razu postanowiłam go ukarać. Zgubiłam się wtedy na plaży i kiedy w końcu udało mi się wrócić, okazało się, że Jacek w ogóle nie zauważył mojego zniknięcia. Aby go ukarać, udałam rano, że umieram - opowiadała w "DDTVN".
- Później umierała jeszcze kilkukrotnie. Już potem się nauczyłem - przyznał rozbawiony Jacek Bursztynowicz.
"Ja cię bardzo kocham, ale dzisiaj cię nie lubię"
Barbara i Jacek Bursztynowiczowie są ze sobą od ponad pół wieku. Wiele ich dzieli.
- U nas to Basia jest tą stroną zdyscyplinowaną, uporządkowaną. Ja odwrotnie: strofowany, pouczany cały czas. [...] Często odpuszczam, traktując życie bardziej miękko, a ona mnie mobilizuje do wysiłku. I dobrze! Bo to życie może przepuściłbym przed sobą. W fotelu, z filiżanką kawy, gazetą, rozmową - opisywał mąż w "Claudii".
- Niektórych kobiet się boisz. Tych władczych, zdecydowanych, a ja właśnie taka jestem - uzupełniła aktorka.
Małżonkowie kłócą się, ale bezwzględnie kochają. Po prostu czasem się nie lubią.
- To nasza córka Małgosia dokonała odkrycia, że można się bardzo kochać, ale w danym momencie nie lubić. Jako dziecko uwielbiała godzinami przesiadywać w wannie. Woda była już lodowata, a ona, trzęsąc się z zimna, dalej animowała te swoje kaczuszki. Wyciągnęłam któregoś razu korek i zagroziłam, że jeśli mnie nie posłucha, zostanie wciągnięta przez odpływ do kanalizacji. Wtedy Małgosia wypowiedziała te słynne słowa: "Mamusiu, ja cię bardzo kocham, ale dzisiaj cię nie lubię". I w naszym małżeństwie jest dokładnie tak - wyznała w Plejadzie.
Praca za seks
Najgorsze doświadczenia w relacjach damsko-męskich Barbara Bursztynowicz miała w sytuacjach zawodowych. Kilka razy zdarzyła się jej propozycja roli za seks. Najbardziej przeżyła tę pierwszą, jeszcze na czwartym roku studiów. Została wtedy zaproszona na przesłuchanie przez znanego reżysera.
- Akurat prezentowała się jakaś inna kandydatka. Kiedy skończyła i podziękowano jej przysłowiowym: "Zadzwonimy do pani", odwrócił się do mnie [...] i figlarnie oznajmił szeptem: "Nawet nie włączyliśmy kamery. Pani zagra tę rolę" - wspominała w Plejadzie.
Kilka dni później oboje spotkali się, żeby omówić scenariusz.
- Usiadł naprzeciwko mnie, spojrzał mi głęboko w oczy i zamruczał uwodzicielskim głosem: "Zanim dostaniesz tekst, musimy się bliżej poznać". Dodam, że byłam już wtedy po ślubie i miałam na palcu obrączkę. Odpowiedziałam, że jest bezczelny i że nie zamierzam funkcjonować w zawodzie w ten sposób. Moja gwałtowna reakcja nie zrobiła na nim specjalnego wrażenia. Uśmiechnął się tylko. "Twój wybór" - odpowiedział. A ja poczułam ogromną bezsilność. Nie byłam w stanie uwierzyć, że już na początku zawodowej drogi spotyka mnie takie upokorzenie. [...] Nie mówiło się wtedy o tym głośno. To był temat tabu - podsumowała aktorka.
Botoks, lifting? Sprawa jest oczywista
27 stycznia Barbara Bursztynowicz skończyła 70 lat. Nie tęskni za sobą z młodzieńczych lat.
- Za dużo było we mnie wtedy niepewności, wrażliwości, braku wiary w siebie. Lubię siebie taką, jaką jestem teraz. Wzmocnioną, dającą sobie radę w trudnych sytuacjach - stwierdziła w Plejadzie.
Aktorka nie myśli o zabiegach odmładzających, bo jest alergiczką. Pewnego razu, po próbie w teatrze, kiedy przymierzała perukę wypraną w detergencie alergennym, doznała wstrząsu anafilaktycznego.
- Zaczęłam się dusić. Przyjechał po mnie mąż. [...] Liczyliśmy, że zaraz mi przejdzie. Ale w drodze zaczęłam puchnąć, oczy wyszły mi na wierzch, dosłownie, i nie byłam w stanie złapać oddechu. Jacek patrzył na mnie coraz bardziej przerażony. Przypominałam potwora - wspominała artystka.
Bursztynowiczowie pojechali na SOR, gdzie aktorka spotkała się z dziwnym powitaniem.
- Pani w okienku wzięła mnie chyba za pijaczkę-menelkę, bo zapytała: "Czego znowu?!". Resztkami sił wyjęłam z torebki dowód osobisty. Natychmiast zjawił się lekarz. Dostałam kilka zastrzyków, kroplówkę i zasnęłam. Kiedy się obudziłam, opuchnięta i z rozmazanym makijażem, nadal wyglądałam tragicznie. Ale żyłam! Od tamtej pory noszę przy sobie zastrzyk z adrenaliną - zwierzyła się gwiazda "Klanu".
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.